Beata Olejniczak: Cierpliwość i miłość – wnuki mają to, czego potrzebowały
Fot. Archiwum prywatne

Beata Olejniczak: Cierpliwość i miłość – wnuki mają to, czego potrzebowały

 – To był przełom. Zosia podbiegła i się przytuliła – wspomina w reportażu opublikowanym w "Chwili dla Ciebie" Beata Olejniczak (49 l.) z Leszna (Wielkopolska).

 

Szczęście się do nas uśmiechnęło – myślałam o sobie i Anetce* (dziś 28 l.), którą wychowywałam sama. Kiedy córka miała 4 lata, wyszłam za mąż. Urodziłam jeszcze czworo dzieci: Olę (dziś 21 l.), Tomka (20 l.), Zosię (18 l.) i Kubę (16 l.). Niestety, mąż okazał się wybuchowy. Kiedy się rozstaliśmy, odetchnęłam. 

Poszłam do pracy, dzieci mi pięknie pomagały. Z wyjątkiem najstarszej Anety – ona sprawiała kłopoty... Nie uczyła się, imprezowała. No i stało się – mając zaledwie 15 lat zaszła w ciążę.

– Pomogę wam – choć to wszystko bardzo mnie martwiło, obiecałam córce i jej chłopakowi. Wkrótce przyszła na świat moja śliczna wnusia. Pokochałam ją bardzo. A Aneta... nie dorosła do roli mamy.

 – Nie chce mi się z dzieckiem w domu siedzieć – mówiła. Jej związek też nie przetrwał. Żyłam nadzieją, że jednak wszystko jakoś się ułoży. A odpowiedzialność przyjdzie z czasem. Tymczasem córka poznała starszego mężczyznę i znów zaszła w ciążę. Urodziła się Małgosia (dziś 9 l.).

– Czas dorosnąć. Załatwiłam ci mieszkanie komunalne – poinformowałam córkę niedługo po narodzinach Gosi. Wraz nią i drugą córeczką się tam przeniosła. Wkrótce jednak starsza wnuczka zamieszkała z tatą. Stworzył jej świetne warunki do rozwoju.

Ja w tamtym czasie dużo pracowałam, ale gdy tylko mogłam, wpadałam do Anety i wnusi. – Czemu Gosia nie jest w przedszkolu? – zdziwiłam się kiedyś. – Źle się czuła – usłyszałam.

– Coś boli, kochanie? – nachyliłam się nad nią i... zadrżałam. Dojrzałam, że piżamka, którą miała na sobie, już dawno powinna być uprana. Szybko jej ją zmieniłam. Tylko czemu nie zrobiła tego córka?! Czułam też, że wnuczka jest zdrowa, tylko Anecie nie chciało się wyszykować jej do przedszkola.

– Dajcie mojej córce asystenta, bo ona sobie nie radzi – przełamałam wstyd i poprosiłam w pomocy społecznej. Poszli, sprawdzili. Nie zauważyli uchybień...

Tymczasem w maju 2018 r., z kolejnego przelotnego związku, Aneta urodziła Zosię, a w maju 2019 r. Nikodema. Pół roku później zaczepiła mnie sąsiadka.

– Ponoć twoja córka ma iść do więzienia – rzuciła. Dął grudniowy wiatr, lecz nie czułam chłodu. Policzki mi pałały. Pobiegłam do Anety. – To prawda?! – krzyczałam zrozpaczona.

– Nie odrobiłam godzin prac społecznych za niezapłacony mandat – usłyszałam... nieprawdę – byłam tego pewna. Ale nie miałam sił wnikać, za co ten wyrok. Myślałam tylko o dzieciach.

Okazało się, że minął termin, w którym córka miała stawić się w więzieniu. – Przyjdą po ciebie prędzej lub później. I co będzie z dziećmi?! – płakałam.

Łzy miałam też w oczach, gdy rozmawiałam z kuratorem. – Niech pani zabiera dzieci – dostałam przyzwolenie. W styczniu 2020 r. cała w nerwach stanęłam w progu mieszkania Anety. – Nie oddam ich – oznajmiła.

– Ustąp. To lepsze niż dom dziecka – powiedziałam przez ściśnięte gardło. Dławiła je rozpacz, że tak to się potoczyło. Nie tak wychowywałam córkę... Poczułam od niej zapach alkoholu.  

– Idziemy – otarłam łzy i zabrałam dzieci tak jak stały: bez ubrań na zmianę, zabawek. – Będzie wam dobrze – szepnęłam już w domu. Chciałam przytulić Zosię, ale... się wyrwała. Była zestresowana i zamknięta w sobie. Maleńki Nikodem płakał, a Gosia...  – Nie wolno tak mówić – żachnęłam się, gdy usłyszałam jak przeklina. Widać tak się mówiło u niej w domu.

By im osłodzić życie, jeszcze tego samego dnia zamieściłam w internecie prośbę o zabawki dla nich. Dostali ich od dobrych ludzi mnóstwo. A także ubranka. Byłam taka wzruszona.

– Mój dom jest dla ciebie otwarty. Musisz być jednak trzeźwa – powiedziałam przez telefon córce. Wpadała w odwiedziny, ale sporadycznie.  „Cieszy się, że pozbyła się ciężaru” – dotarło do mnie.

Niedługo cieszyła się swobodą, trafiła do więzienia. Ale ja już wiedziałam, że nawet gdy z niego wyjdzie, dzieci nie powinny do niej wrócić. Starałam się, by być dla nich rodziną zastępczą.

„Wychowałam piątkę dzieci, to wychowam trójkę wnuków” – powiedziałam sobie. 

Niestety, zaniedbania wychowawcze córki dawały znać o sobie. Zosia, która nie umiała okazywać uczuć, „sztywniała” w moich objęciach. Ale najtrudniej było z Gosią. Bywała wręcz agresywna.

– Chodź do kąpieli – godzinami prosiłam wieczorami. Nie znosiła tego. Była przyzwyczajona, że odpuszcza się jej mycie. Gdy nie ustępowałam, potrafiła mnie uderzyć. A tym razem...

– Wracaj – pobiegłam za nią do kuchni. I serce podeszło mi do gardła. Gosia złapała z blatu nóż i ruszyła z nim na mnie! Wyrwałam jej go zszokowana.

– Ja... ja cię oddam! – wykrzyczałam w skrajnych nerwach. Złość w oczach Gosi nagle zgasła, pojawiły się w nich łzy. – Przepraszam cię, skarbie – powtarzałam. – Ja tak nie myślę. Nie oddam cię przenigdy. „Dość już wycierpiała” – wyrzucałam sobie impulsywność.

Nazajutrz pobiegłam po pomoc do psychiatry. – Niech mi pan ratuje dziecko – błagałam. Ustawił Gosi leki. Stała się spokojniejsza, a ja nie zmuszałam jej do niczego, za to dużo z nią rozmawiałam. Kontaktowałam się z nauczycielami. Słuchałam rad fachowców. Powtarzałam jej, że jest duża i powinna mi pomagać przy Zosi i Nikosiu.

– Ja mam już swoje lata, nie możesz tak broić, bo ja nie mam tyle sił, co kiedyś – tłumaczyłam.

Jednocześnie trwała walka o zdrowie Nikodema, gdyż w domu Anety, z powodu wilgoci, nabawił się problemów z płucami. Zasypiał wyłącznie w wózku. Bywały dni, że padałam ze zmęczenia, ale powoli, krok po kroku, szłam do przodu, a moje córki: Ola i Zofia, bardzo mi we wszystkim pomagały.

– Jeszcze chwila i nasz Nikodem zacznie chodzić – cieszyły się obie, prowadzając go wokół stołu. Ale bywało, że w Zosi rodził się bunt, że przejmuje obowiązki starszej siostry.

– Pomogłabym tak każdemu z was, gdyby powinęła się wam noga – tłumaczyłam. Emocje opadały, rozumiała to. Jest mądra, uczuciowa. Wyrażania uczuć uczyła się też zamknięta w sobie Zosia.

Tej wiosny dostałam zaproszenie na Dzień Babci w żłobku. Wnusia zaśpiewała piosenkę i... – Kocham cię – powtarzałam wzruszona, gdy podbiegła i ufnie się we mnie wtuliła.

Zaufał mi też sąd rodzinny, zostałam rodziną zastępczą dla wnuków. Jestem dumna z ich postępów. Nikoś wyzdrowiał, chodzi do żłobka. A Małgosia... Rzadko się złości, pięknie rysuje i wspaniale bawi się z młodszym rodzeństwem. 

– Pomogły miłość i cierpliwość – mówię. Ich połączenie to niezawodny „lek”.

*imię zostało zmienione

Beaty Olejniczak wysłuchała Karolina Bodzińska

Głosuj w plebiscycie Gloria 2021 organizowanym przez tygodnik "Chwila dla Ciebie"

Reportaż opublikowano w "Chwili dla Ciebie" w 2021. Pani Beata Olejniczak wraz z dziewięcioma innymi bohaterkami reportaży "CdC" została nominowana do tytułu Gloria 2021 w plebiscycie organizowanym przez redakcję tygodnika. 

O tym, czy zostanie Glorią 2021 zdecydujcie Wy, głosując w plebiscycie na stronie https://sprawdzone.pl/gloria2021.

Czytaj więcej