Maria Rodziewiczówna: kobieta o charakterze i sile mężczyzny. Rodziców poznała, gdy miała... 8 lat
Fot. NAC

Maria Rodziewiczówna: kobieta o charakterze i sile mężczyzny. Rodziców poznała, gdy miała... 8 lat

Maria Rodziewiczówna ogromną sławę zdobyła jeszcze za życia. Rozgłos i uznanie przyniosły jej nie tylko powieści, ale też działalność patriotyczna i społeczna. "Są dwie potęgi, którym trzeba oddać wszystko: Bóg i Ojczyzna” – mówiła często. Od wczesnej młodości przejęła rolę mężczyzny: tak się ubierała i tak prowadziła gospodarstwo. Jej życie prywatne budziło spekulacje, ale nikt nie odważył się komentować głośno faktu, że pisarka dzieli życie z dwiema kobietami. 

Ze swego ukochanego domu w Hruszowej na Polesiu Maria Rodziewiczówna musiała uciekać wiele razy. W ciągu niecałych 25 lat przetoczyło się nad nim kilka wojen, grabiły go wojska niemieckie i rosyjskie, hitlerowskie i bolszewickie. Jednak pisarka nie załamywała się nigdy. Gdy w latach 40., już jako schorowana staruszka, dowiedziała się, że przepadło 60 lat jej ciężkiej pracy: dwór został spalony, a cały majątek zagrabiono, powiedziała tylko: „To wszystko nic, byle Polska była...”.

Maria Rodziewiczówna: dzieciństwo i młodość

Pierwszy raz straciła dom w lutym 1864 r., gdy miała zaledwie 10 dni. Tylko tyle pozwolili pobyć z córeczką Amelii Rodziewiczowej carscy urzędnicy. Noworodek trafił wraz ze starszym rodzeństwem na wychowanie do krewnych, a matka powędrowała w ślad za swym mężem Henrykiem na Syberię. Ich majątek pod Grodnem skonfiskowano. Rodziewiczowie nie brali udziału w powstaniu, byli mu przeciwni. Ale gdy poproszono ich o ukrycie transportu broni, zgodzili się. To wystarczyło...

Rodziców mała Marysia zobaczyła po raz pierwszy, gdy miała 8 lat. Zamieszkali w Warszawie, gdzie ojciec został rządcą kamienicy, matka pracowała w fabryce papierosów. Pieniędzy ledwo starcza na życie – przynoszony ze stołówki dla ubogich obiad dzielą sprawiedliwie na dwoje dorosłych i troje dzieci. Tylko raz na tydzień każdy dostaje pełny posiłek. Wyzwolenie z biedy przynosi im śmierć stryja Marii, Tadeusza – ojciec przyszłej pisarki dziedziczy po bracie liczący 1600 hektarów, ale mocno zadłużony majątek Hruszowa na Polesiu. Temu miejscu Rodziewiczówna odda swe serce. I gdy kilka lat później ojciec umiera, 17-letnia dziewczyna rezygnuje z marzeń o zagranicznych studiach, decydując się zostać na roli i spłacić rodzeństwo.

Następne lata to prawdziwa harówka – za zgodą matki Maria obcina krótko włosy, wkłada męski strój i ciężko pracuje, także fizycznie. Majątek prowadzi twardą ręką, nie obywa się też bez kłopotów. W 1890 r. za pobicie pastucha grożą jej nawet dwa tygodnie aresztu, o czym donosi ciekawym czytelnikom warszawska prasa. Incydent kosztuje Marię 5 rubli wypłaconych poszkodowanemu, ale wytrwała praca przynosi rezultaty – majątek kwitnie. Wprawdzie długi zaciągnięte przez stryja i ojca udaje się jej spłacić dopiero po 27 latach, ale przez ten czas także pisze, głównie nocami.

Maria Rodziewiczówna: pierwsze utwory i działalność patriotyczna

 
 
 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez Miejska Biblioteka Ciechanów (@mbp_ciechanow)

W 1887 r. ukazuje się „Straszny dziadunio”, druga książka, „Dewajtis”, zdobywa w 1888 r. nagrodę „Kuriera Warszawskiego” i staje się prawdziwym bestsellerem w całym kraju, podobnie jak kolejne. Rodziewiczówna porusza rozmaite tematy – od biedy i ciemnoty wsi po próżniacze życie arystokracji – ale zawsze stara się zaszczepiać czytelnikom mądrą miłość ojczyzny, idee uczciwości i pracy u podstaw. Ziemiański dwór ma być ostoją patriotyzmu, promieniować kulturą, dawać wzór szlachetności. Twórczyni tego ideału sama intensywnie działa społecznie. Toczy prywatną krucjatę przeciw inspirowanej przez carskich urzędników nieodpowiedzialnej wycince najcenniejszych lasów, zakłada Koła Ziemianek, podczas I wojny światowej tworzy w Warszawie jadłodajnie dla zubożałej inteligencji, zostaje też intendentką szpitala i prowadzi zbiórki na dobroczynne cele.

A kiedy odrodzone państwo polskie staje do walki o swe wschodnie granice, Rodziewiczówna, mianowana komendantką Kobiecego Komitetu Ochotniczej Odsieczy Lwowa, nie tylko zbiera fundusze i dary rzeczowe, ale prowadzi werbunek, szkoli i wysyła na front setki ochotniczek. Współpracownice doceniają jej talent łagodzenia sporów, umiejętność ugłaskiwania obrażonych pań. Zwą ją Fra Pacifico, bratem pokoju. Nie siostrą – ta piewczyni roli tradycyjnej rodziny, nazywana powszechnie Strażniczką Kresów, sama na pewno tradycyjnego życia nie prowadzi. Owszem, walczy o utrzymanie majątku, opiekuje się mieszkającymi w okolicy ludźmi, ale nie zakłada rodziny.

Maria Rodziewiczówna dzieliła życie z dwoma kobietami

Po śmierci ukochanej matki i starszej siostry Celiny, której udzieliła schronienia, gdy ta uciekła przed mężem brutalem, nie pozostaje jednak samotna. Nawiązuje bardzo bliskie przyjaźnie, „porozumienia dusz”. Najlepiej porozumiewa się z dwiema dalekimi kuzynkami: Heleną Weychertówną i Jadwigą Skirmunttówną. Panie te będą dzielić z nią życie do końca, a że obie nie przepadają za sobą nawzajem, Helena zamieszka w Warszawie, gdzie pisarka będzie spędzać zimowe miesiące, a Jadwiga obejmie „kobiecy zarząd” dworu w Hruszowej, przez resztę roku dzieląc z Rodziewiczówną sypialnię i pozostawiając jej męskie zajęcia: finanse i prace polowe.

Wieczorami, niczym w „Potopie” Sienkiewicza, w największej izbie dworu zbierają się kobiety, szyjąc, cerując, wyplatając kosze z wikliny. Pani domu maluje porcelanę i pali własnoręcznie skręcane, „przeciwastmatyczne” papierosy (z wypełnionym specjalnym tytoniem pudełkiem się nie rozstaje), a jej towarzyszka czyta na głos „mądre i kształcące” książki.

Pani Maria kocha przyrodę. Sama zajmuje się pszczołami, lokuje w lasach barcie, z zapałem obserwuje ptaki. W domu ma kolekcję ornitologicznych książek, a gdy jest w Warszawie, na tamtejszym bazarze Kercelak wykupuje sprzedawane w klatkach dzikie ptactwo i wypuszcza na wolność. Chce być jak najbliżej przyrody, w głębokich lasach wśród poleskich bagien powstaje więc samotnia. Raj, w którym razem z kilkoma przyjaciółkami spędza niejedno lato. Chatę nazwie Czahary, a leśne życie opisze w chyba najpopularniejszej swej książce: „Lato leśnych ludzi”. Tyle tylko, że jej bohaterami będą mężczyźni, Rodziewiczówna nigdy nie odważy się napisać prawdy...

Maria Rodziewiczówna: działalność społeczna 

Mimo tych zakrętów w prywatnym życiu pani na Hruszowej, w jej domu panuje prawdziwie chrześcijański duch. Mieszkanki hojnie wspomagają potrzebujących, przy dworze działa prowadzony przez Skirmunttównę szpitalik. W czasie epidemii tyfusu, opiekując się ofiarnie chorymi, Jadwiga zarazi się sama, a gdy kiedyś umęczona pielęgniarskimi obowiązkami odeśle na następny dzień kolejnego oberwańca, zajmie się nim sama Rodziewiczówna. „A jeśli to był Chrystus?!” – powie potem z wyrzutem do przyjaciółki.

Głęboka religijność zupełnie jej jednak nie przeszkadza interesować się buddyzmem, buddyjskich inspiracji szuka nawet w Nicei. Nikt tego nie krytykuje, zresztą kto by śmiał? A pisarka jak zawsze pracuje społecznie, funduje szkoły i krytykuje politykę II RP na kresach. Przez jej dom przewijają się tłumy ludzi: potrzebujący, którym zawsze udzielana jest pomoc, wierne czytelniczki, które chcą poznać autorkę i często zostają przyjaciółkami, oficerowie, księża, biskupi. Wszyscy odnoszą wrażenie serdecznej gościnności i gorącego patriotyzmu. Nikt nie komentuje prywatnego życia gospodyni, choć w całej Polsce powtarzana jest anegdota o ziemiańskim spotkaniu, na którym prowadzący przywitał gości: „Szanowne Panie, szanowni Panowie i Ty, Mario Rodziewicz...”.

Pisarka ma status narodowego skarbu. 50-lecie jej twórczości świętuje cały kraj, okoliczni mieszkańcy fundują kościelny dzwon Maria, by „głosił wieczną pamięć zasługi”, chłopi składali dziękczynienia „sprawiedliwej Pani i Matce”.

Maria Rodziewiczówna: sławne nazwisko pomagało jej podczas II wojny światowej

Kres tej sielanki przynosi rok 1939. Do Hruszowej wkraczają sowieckie wojska, dwór zostaje ograbiony, jego mieszkanki wygnane do dwóch skromnych pokoików, a następnie zesłane do obozu w Kobryniu. Ale żyją, w przeciwieństwie do wielu sąsiadów, zamordowanych we własnych domach. Po długiej tułaczce, dzięki fałszywym papierom, dwie staruszki docierają do Warszawy. Nie mają środków do życia, ale nazwisko Rodziewiczówny otwiera każde polskie drzwi. Wierny czytelnik oferuje mieszkanie: trzy pokoje z widokiem na Park Saski. Z głębi kraju i zagranicy przychodzą paczki z żywnością, pisarkę i jej towarzyszkę zaopatrują również Czerwony Krzyż i Armia Krajowa.

Nie są bogate, nie można tego nawet nazwać dostatkiem, ale wystarczy, by przeżyć i móc dzielić się z biedniejszymi od siebie. Choć p. Maria jest coraz bardziej zmęczona życiem, angażuje się w pomoc dobroczynną, nieraz wykorzystując magię swego nazwiska, by zdobyć potrzebne środki. Gorąco wspiera też konspirację, ale do zachowywania potrzebnych w podziemnej działalności zasad bezpieczeństwa wyraźnie nie ma talentu. Przekonał się o tym jeden z odwiedzających ją znajomych. „Któregoś dnia, wchodząc do tych pań, pozdrowiłem je: »Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!«. »Na wieki wieków amen« – odpowiedziały mi zgodnie. A potem Rodziewiczówna spytała: »A to i Pan należy do konspiracji?«. »Dlaczego?«. »No przecież to pozdrowienie jest naszym hasłem rozpoznawczym!«”.

Maria Rodziewiczówna: waleczna do samego końca

 
 
 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez Zupełnie Inna Opowieść (@zupelnie_inna_opowiesc)

Pisarka zostaje uprzedzona o wybuchu powstania. Dowódcy chcą, by staruszka opuściła Warszawę, ale ona ani myśli – wierzy w zwycięstwo i pragnie na własne oczy zobaczyć klęskę Niemców. Gehenna kolejnych 63 dni, tułaczka po zapylonych, bombardowanych piwnicach podkopuje jej wątłe siły. Jeszcze walczy, z „błyszczącymi młodzieńczym żarem” oczami udziela wywiadu powstańczym reporterom (można go zobaczyć w filmie „Powstanie Warszawskie”), marzy o powojennej Polsce, ale jest coraz słabsza.

Po kapitulacji opuszcza Warszawę na noszach, niesiona przez grupkę wyczerpanych harcerzy. Potem kolejny obóz, szpital, szukanie schronienia i pomocy. W końcu znajdują przytułek w opuszczonej leśniczówce na terenie jednego z okolicznych majątków. I tutaj, 6 listopada 1944 r., p. Maria umiera na zapalenie płuc. Pochowano ją na lokalnym cmentarzu, a cztery lata później spoczęła w Alei Zasłużonych na Powązkach. W 50-lecie śmierci pisarki w parku w Hruszowej wmurowano tablicę pamiątkową. Stanęła pod ukochanym dębem p. Marii, który ta nazwała Dewajtis. 

Czytaj więcej