Marta Golon: Intuicja matki mnie nie zawiodła, bo nic nie było przesądzone
Marta Golon jest szczęśliwa, że kiedyś posłuchała matczynej intuicji.
Fot. E. Drozda

Marta Golon: Intuicja matki mnie nie zawiodła, bo nic nie było przesądzone

– Mimo złych perspektyw normalnie szykowałam wyprawkę, odliczałam dni do porodu... – wspomina w reportażu opublikowanym w "Chwili dla Ciebie" Marta Golon (34 l.) z Różnowa koło Olsztyna

 

Jak ty sobie radzisz w tym Olsztynie? – pytała mnie mama. – Super – odpowiadałam zgodnie z prawdą. Rodzinną wieś pod Szczytnem opuściłam, gdy skończyłam 18 lat. Uczyłam się w liceum ogólnokształcącym. Znalazłam pracę w McDonald’s, zdobywałam doświadczenie. Starczyło też na wynajęcie pokoju. 

– Robię remont poddasza, wpadniesz zobaczyć? – zaprosił mnie brat w 2012 r. Wybrałam się z wizytą. – To Marcin. Prowadzi prace budowlane – przedstawił mi przystojnego, miłego chłopaka. Odtąd rozmawialiśmy zawsze, gdy odwiedzałam brata. Mieliśmy się ku sobie! Aż w końcu zostaliśmy parą, zamieszkaliśmy razem. Natomiast wiosną 2015 r... Podczas gotowania obiadu poczułam, że mnie dziwnie mdli. Niebawem pobiegłam po test ciążowy do apteki. Przeczucie mnie nie myliło. – Jestem w ciąży! – oznajmiłam ukochanemu z uśmiechem. Miał niepewną minę.

– Czy to dobry czas? Mamy średnie warunki mieszkaniowe – powiedział. – I bardzo mało oszczędności. Ale ja zaraziłam go swoim optymizmem. Dla mnie nie liczyło się nic, poza wspólnym, chcianym dzieckiem.

W 9. tygodniu ciąży wybrałam się na rutynową kontrolę. – Coś nie tak? – zaniepokoiłam się, gdy lekarka, która robiła USG, zaczęła nerwowo marszczyć brwi.

– Nie wiem – odparła wymijająco, kierując mnie do poradni specjalistycznej. Jadąc tam czułam ścisk w żołądku. Stał się nie do zniesienia, gdy po badaniu lekarz zbladł. – Ma pani prawo... prawo do aborcji – dokończył sucho. – Dziecko urodzi się bez normalnych kończyn. Wystarczy złożyć jeden podpis – nie patrzył mi w oczy.

Moje były we łzach, gdy wybiegłam z gabinetu. Z nerwów nie pamiętam drogi do domu. – Aborcja? Jak on mógł! – płakałam przy Marcinie. – Skoro tak powiedział lekarz – on też nie mógł poskładać myśli. – Nie! Co ma być, to będzie – ucięłam nasze rozmyślania.

– Jeśli nie chcesz, możesz mnie zostawić. – Nigdy! Kocham cię, będziemy razem na dobre i na złe – w oczach Marcina zobaczyłam... podziw. – Masz cudowne serce.

To matczyne mi mówiło, że jeszcze będzie dobrze. Marcin też w końcu to uwierzył. Odnowiliśmy mieszkanie, wstawiliśmy łóżeczko, które dostaliśmy od znajomych. Gdy okazało, że będzie chłopiec, zaczęłam powoli kompletować wyprawkę.

– Co powiesz, żeby mały miał na imię Igor? – zapytał Marcin któregoś razu, kiedy składałam ubranka. – Igor Urban, z moim nazwiskiem. – Ładnie – uśmiechnęłam się, ale po chwili spoważniałam. Patrzyłam na kolejne śpioszki.

„Dziecko nie będzie mieć kończyn” – słowa lekarza mi zadźwięczały w uszach. – Nie wiem, jak nasz syn  będzie wyglądał. Ale musimy dać mu szansę – powiedziałam cicho, lecz z przekonaniem. Nie było nawet pewne, czy przeżyje poród. Mimo to przygotowywałam się do niego. Chodziłam na spotkania dla ciężarnych. Na jednym gościem był profesor z Instytutu Matki i Dziecka w Warszawie.

– Zechce pan spojrzeć? – pokazałam mu wyniki badań. – Wiele rzeczy w życiu widziałem. Nic nie jest jeszcze przesądzone – stwierdził. 

– To najlepszy prezent, jaki mogłem dostać na Boże Narodzenie – powiedział Marcin, gdy przekazałam mu te słowa. Święta minęły, nadszedł 28 grudnia 2015 r.   – Jest zatrucie ciążowe, trzeba jechać do szpitala! – wszczęła alarm ginekolog.

W drodze do szpitala byłam kłębkiem nerwów. A gdy usłyszałam słowa lekarzy, omal nie zemdlałam. – Dziecko się dusi! – zdecydowali o cesarskim cięciu. Igorek urodził się 29 grudnia.  – Ratujcie go – wołałam, gdy malca, którego mi nie pokazano, przewożono na OIOM. 

– Sytuacja opanowana – na szczęście potem przyszły lepsze wieści. – Pani syn jest w inkubatorze. – Pójdę go zobaczyć – Marcinowi głos łamał się ze zdenerwowania. A chwilę później z niesamowitej radości. – On ma nóżki, rączki, wygląda tak jak inne dzieci – powtarzał rozpromieniony. Gdy tylko siły pozwoliły, ruszyłam do inkubatora. Rozpłakałam się ze szczęścia. Synuś był taki śliczny!

To nie znaczy, że wszystko było idealnie. Lekarze uprzedzali, że Igor, u którego zdiagnozowano porażenie dziecięce, będzie rozwijał się wolniej, czekają go problemy ruchowe. – Kocham cię, synku – powtarzał Marcin, a Igor podnosił główkę, wodził za nim oczami. W moich zbierały się łzy wzruszenia, gdy patrzyłam, jak ukochany się nim zajmuje. Był wzorem ojca!

Nie planowaliśmy jednak więcej dzieci. Ale... mimo, że byłam w trakcie terapii hormonalnej, podczas kontrolnej wizyty u lekarza usłyszałam: – Nie wiem, jak to możliwe – pani doktor tarła czoło. – Ale to piąty miesiąc ciąży! Ja krągłości, które miałam, uważałam za pozostałość po poprzedniej! Nie mogłam odgonić czarnych myśli – że też mogą być komplikacje. 

– Wyniki są przecież dobre – uspokajał Marcin. – Ale Igorka trzeba rehabilitować. To zajmuje dużo czasu, wymaga pieniędzy – martwiłam się. – Nie jesteś z tym sama – przytulił mnie. Teraz to on podnosił mnie na duchu!

A potem razem byliśmy szczęśliwi, bo Laura, która przyszła na świat w lutym 2017 r., była okazem zdrowia. – Twoja siostrzyczka – pokazaliśmy ją rocznemu Igorkowi. Najpierw sprawiał wrażenie troszkę zazdrosnego, ale potem chciał, by kłaść go cały czas przy niej. – O, Laura raczkuje – zauważyłam kiedyś. A potem oniemiałam! Igor, który dotąd tylko pełzał, zaczął chodzić na czworakach za Laurą! Naśladując ją potem zaczął także siadać.

– Pięknie – tego dnia głaskałam go po główce, podziwiając jego postępy. A on... – Mama – powiedział cicho. Za chwilę powtórzył to głośniej. Dotąd nie mówił, a teraz się to zmieniło! Chwyciłam Igorka na ręce  i mocno przytuliłam. Szczęśliwa, że kiedyś posłuchałam matczynej intuicji. Każdą chwilę poświęcałam na rehabilitację synka, dużą pomocą były i są pieniądze z tzw. „jednego procenta”.

 – Ale wpisz cel szczegółowy, Igor Urban – upominam wszystkie ciocie i babcie. – Tylko wtedy fundacja Avalon przekaże nam pieniądze.  Nawet decyzję o ślubie odłożyliśmy na potem, każdą złotówkę przeznaczamy na dzieci. Dzięki naszym wysiłkom w 2020 r. Igor zaczął chodzić – na razie przy meblach i z chodzikiem. Ale wierzymy, że kiedyś nie będą mu potrzebne. Najskuteczniejszą terapią jest pogoń za siostrzyczką.

– Ona go „ciągnie” – powtarzamy. Bo u nas jest tak, jak w jednej ze znanych piosenek zespołu Happysad: „kiedy jedno spada w dół, drugie ciągnie je ku górze”. Dzięki temu idziemy wciąż do przodu. Tak właśnie wygląda miłość.

Marty Golon wysłuchała Ewa Drozda

Głosuj w plebiscycie Gloria 2021 organizowanym przez tygodnik "Chwila dla Ciebie"

Reportaż opublikowano w "Chwili dla Ciebie" w 2021. Pani Marta Golon wraz z dziewięcioma innymi bohaterkami reportaży "CdC" została nominowana do tytułu Gloria 2021 w plebiscycie organizowanym przez redakcję tygodnika. 

O tym, czy zostanie Glorią 2021 zdecydujesz, głosując w plebiscycie na stronie https://sprawdzone.pl/gloria2021.

Czytaj więcej