"Wieczorami jeździła do obcego faceta! Myślałem, że wiem w jakim celu..."
Ona nie wyglądała jak prostytutka. Była inna, a przynajmniej tak mi się wydawało.
Fot. 123 RF

"Wieczorami jeździła do obcego faceta! Myślałem, że wiem w jakim celu..."

"Co czwartek późnym wieczorem woziłem tę dziewczynę pod ten sam adres, do tego samego faceta... Pracowałem jako taksówkarz i często moimi pasażerkami były panienki do towarzystwa. Sądziłem, że Jolka to jedna z nich..." Marcin 24 lata

Praca nocnego taksówkarza nie jest tak ekscytująca, jak się ogólnie przypuszcza, ale ja ją lubię. Miasto nocą wygląda zupełnie inaczej niż za dnia. Mrok okrywa wszechobecną szarzyznę bruków, a światła i neony dają złudzenie, że żyje się w lepszym świecie.

Taksówkarz

Mniej więcej rok temu spotkałem przypadkowo kumpla z podstawówki. Wtedy pracowałem jako „wykładowca” – tak się ironicznie nazywaliśmy, bo wykładaliśmy towary na półkach w supermarketach. Naturalnie to nie była moja wymarzona posada, ale musiałem jakoś zarobić na studia. Wtedy Jacek spadł mi jak z nieba. W jego korporacji poszukiwali kierowców, którzy chcieliby jeździć nocą.
– Ten zawód robi się coraz bardziej niebezpieczny – Jacek smętnie pokiwał głową nad kuflem piwa. – A my mamy rodziny i... Zresztą co ci będę truł – machnął ręką. – Będziesz chciał, to się zgłosisz, nie to nie.
Przemyślałem wszystkie „za” i „przeciw” i niedługo później po raz pierwszy wyjechałem na miasto. Większość kursów miałem wieczorami „z dworca” i wcześnie rano „na dworzec”. Z tymi klientami prawie nie rozmawiałem. Przeważnie byli to ludzie wracający z delegacji, zmęczeni szkoleniami i konferencjami, którzy nie mieli ochoty otwierać ust. W czwartkowe, piątkowe i sobotnie noce woziłem też imprezowiczów. Czasem spoglądałem na nich z lekką zazdrością. To byli ci, którzy kasę na studia dostawali od dzianych rodziców i nie musieli się o nic martwić. Oni mówili dużo i głośno, zwykle nie oczekując nawet odpowiedzi.

Pracujące dziewczyny

Czasami byłem też wynajmowany przez agencje towarzyskie. Zawoziłem dziewczyny do klientów, czekałem godzinę lub dwie i albo jechaliśmy do następnego klienta, albo wracaliśmy do agencji. Dziewczyny mnie lubiły, więc szybko stałem się ich „stałym” kierowcą. Po krótkim czasie poznałem je prawie wszystkie. Z nimi też rzadko rozmawiałem i to chyba im najbardziej we mnie odpowiadało.
Jolkę wiozłem po raz pierwszy jakoś tak w połowie września. Tuż po rozpoczęciu zmiany dostałem wezwanie na Malwową. Osiedle kwiatowe było w naszym mieście powszechnie nazywane „Beverly Hills”. Zatrzymałem się przed okazałą willą i czekałem na klienta. Po chwili wyszły dwie osoby. Facet w średnim wieku i młoda dziewczyna. Podeszli razem do samochodu, dziewczyna pożegnała się i wsiadła, a mężczyzna nachylił się do mnie i powiedział z uśmiechem:
– Proszę jechać ostrożnie, pana pasażerka jest dla mnie niezwykle cenna.
– Oczywiście – odpowiedziałem krótko i włączyłem silnik.
– Do zobaczenia w czwartek o tej samej porze – powiedział do dziewczyny, a ona tylko skinęła głową. Nie wzbudził we mnie sympatii. Dziewczyna była drobna, ciemnowłosa i taka... niesamowicie delikatna. Spodobała mi się od pierwszej chwili. A on? On był typowym facetem w średnim wieku w tak zwanej fazie drugiej młodości. Widywałem takich często. Zazwyczaj mieli żony w okolicy czterdziestki, które robiły wszystko, żeby wyglądać najwyżej na dwadzieścia pięć lat. Nie wiedziały, że w tym czasie, kiedy one są u kosmetyczki, ich mężowie „zamawiają” sobie prawdziwe dwudziestolatki. Do tej pory mi to nie przeszkadzało, ale teraz poczułem niesmak.
Obserwowałem dziewczynę we wstecznym lusterku. Była wyraźnie zmęczona, zsunęła się lekko na siedzeniu i odchyliła głowę do tyłu. Odpoczywała. Kiedy dojechaliśmy pod wskazany przez nią adres, powiedziałem szorstko.
– Jesteśmy na miejscu.
– Och – zamrugała oczami. – Przepraszam, chyba zasnęłam. Proszę – podała mi pieniądze.
– Czy... – zawahała się. – Czy mógłby pan przyjechać po mnie na Malwową w czwartek o tej samej porze?
W odpowiedzi tylko kiwnąłem głową. Uśmiechnęła się do mnie i wysiadła. Patrzyłem za nią, dopóki nie weszła do najbliższej klatki, i czułem coraz większą złość. Ona nie wyglądała tak jak tamte. Była inna, a przynajmniej tak mi się wydawało.

Przypadek

Od tamtego dnia regularnie dwa razy w tygodniu odbierałem Jolę od tego palanta. Z czasem zaczęliśmy ze sobą rozmawiać. Najpierw wymienialiśmy zdawkowe uprzejmości i uwagi o pogodzie, a potem coraz więcej mówiliśmy o sobie. Nie poruszaliśmy tylko tematu jej „pracy”. Interesowało mnie to bardzo, ale nie chciałem o nic pytać. Chyba bałem się tego, co mógłbym usłyszeć. Postanowiłem nie wtrącać się w jej życie. Owszem, podobała mi się, ale czy na tyle, żeby przymknąć oczy na to, co robi? Nie umiałem odpowiedzieć sobie na to pytanie. Byłem jej kierowcą i pewnie na tym by się skończyło, gdyby nie przypadek.
W semestrze zimowym udało mi się zdać wszystkie egzaminy przed terminem i pod koniec lutego chciałem skoczyć na narty, ale – jak to zwykle ze mną bywa – nie miałem kasy. Zgłosiłem się więc na ochotnika do pracy również na kilka godzin w dzień. Któregoś razu, tuż przed końcem zmiany, miałem klientkę. Sympatyczna blondynka w średnim wieku poprosiła o kurs na Malwową, do domu, do którego dwa razy w tygodniu woziłem Jolę. Ruszyłem, a ona rozsiadła się wygodnie i wyciągnęła komórkę. Przez całą drogę rozmawiała z kimś, nie zdając sobie sprawy z tego, że słucham. A mnie z każdym jej słowem coraz bardziej włos jeżył się na głowie. Modliłem się, żeby to nie była żona tego gościa, ale moje modlitwy nie zostały wysłuchane. Kiedy podjechaliśmy pod doskonale mi znaną willę, stwierdziłem:
– Piękny dom. Mieszka pani tutaj? – Tak – uśmiechnęła się z wdziękiem. – Z mężem i z dziećmi. Wprowadziliśmy się niedawno i cieszymy się przestrzenią. Wcześniej mieszkaliśmy w niezbyt dużym mieszkaniu w bloku – dodała, po czym zapłaciła mi i się pożegnała.
Nie wiedziałem, co robić. Z jednej strony za nic w świecie nie chciałem wtrącać się w nie swoje sprawy, a z drugiej – zagotowało się we mnie, kiedy przypomniałem sobie, co mówiła moja niedawna pasażerka...

Pozory mylą

Bez dłuższego namysłu pojechałem do Joli. Na szczęście kiedyś powiedziała mi, pod którym numerem mieszka. Drzwi na klatkę były otwarte. Wdrapałem się na trzecie piętro i zadzwoniłem do drzwi oznaczonych dwunastką.
– Marcin? – Jola patrzyła na mnie ze zdumieniem. – Dlaczego to robisz? Nie wiesz, że jego żona bardzo go kocha i mają ciężko chorego syna, a ty...
– Wejdź – przerwała mi na widok sąsiadki wyglądającej z zainteresowaniem z mieszkania naprzeciwko. – O co ci chodzi? – naskoczyła na mnie, kiedy tylko zamknęła drzwi.
– Wiozłem właśnie żonę tego biednego palanta, z którym się puszczasz – mówiłem, chcąc ją urazić. – I dowiedziałem się, że ich syn... – zawahałem się. – On prawie umiera – wydusiłem w końcu.
– Skąd ci coś takiego przyszło do głowy? – zbladła, a ja pomyślałem, że jest świetną aktorką.
– Nie żyję na tym świecie od wczoraj – odpowiedziałem, wzruszając ramionami. – Znam takich jak on. Niby co miałabyś z nim robić późnym wieczorem?
– To wbij sobie do tego zakutego łba – wyprostowała się i popatrzyła na mnie z pogardą – że wieczorami można robić najróżniejsze rzeczy. A teraz się wynoś!
– Na przykład? – zapytałem z ironią.
– Na przykład można komuś, kto pracuje do dwudziestej, udzielać korepetycji z angielskiego – odpowiedziała cicho.
– Jasne, a na tych korepetycjach zarabiasz tyle, że stać cię na nocną taksówkę – nie wierzyłem w ani jedno słowo.
– Za przejazdy płaci pan Jurek – odpowiedziała spokojnie – i jeżeli cię to interesuje, w tamtą stronę jeżdżę z nim. Niedawno awansował i pilnie potrzebuje konwersacji – zaczęła mi tłumaczyć, ale po chwili przerwała.
– Wiesz, myślałam, że jesteś inny. Polubiłam cię – dodała ze smutkiem i otworzyła drzwi.
– Wyjdź, proszę. I... – wydawało mi się, że dostrzegłem w jej oczach łzy.
– W czwartek nie musisz już po mnie przyjeżdżać. Zamówię sobie inną taksówkę. Wyszedłem od niej z prawdziwym mętlikiem w głowie.
Nagle cały mój świat zawirował i runął. Zrozumiałem, że za szybko ją oceniłem i oskarżyłem. Aż złapałem się za głowę, kiedy przypomniałem sobie, co jej powiedziałem i, co gorsza, co o niej myślałem. A potem zadzwoniłem do mojej dyspozytorki i ubłagałem ją, żeby to właśnie mnie wysłała w najbliższy czwartek na Malwową. Kupię kwiaty, a potem zaproszę Jolę gdzieś na późną kolację i wszystko jej wytłumaczę. Mam tylko nadzieję, że się zgodzi i – co najważniejsze – przyjmie przeprosiny. Bardzo chciałbym zacząć tę znajomość od nowa... 

 

Czytaj więcej