"Po latach odkryłam prawdę o moim mężu i Arlecie. I po co mi to było...!?"
Fot. 123RF

"Po latach odkryłam prawdę o moim mężu i Arlecie. I po co mi to było...!?"

"Wśród jakichś starych dokumentów na strychu znalazłam pamiętnik mojego męża z czasów studenckich. Otworzyłam i zaczęłam czytać. Najpierw się śmiałam, bo dużo tam było o mnie, a potem mina mi zrzedła, bo coraz więcej pisał o niej..." Marta, 32 lata

Po co ja polazłam na ten strych? Znalazłam pamiętnik męża. Zajrzałam... To taki dziennik z lat studenckich. Zaczęliśmy się spotykać, gdy on studiował na politechnice, a ja na uniwerku. Zamieszkaliśmy ze sobą po jego studiach. No i został moim mężem...

Arleta była moją koleżanką. Nie wiedziałam, że się poznali

Polazłam na strych i znalazłam ten dziennik w szpargałach. Najpierw się pośmiałam, bo dużo tam było o mnie, potem się zastanowiłam, bo też coraz więcej o niej. Była moją koleżanką z równoległej grupy, lecz nie przyjaciółką ani nawet dobrą kumpelą. Po prostu koleżanka z roku. Nie widziałyśmy się od zakończenia studiów, czyli od ośmiu lat. Miała takie dziwne imię – Arleta. Nie wiedziałam, że ona i mój mąż znali się osobiście. Zapamiętałam ją jako rozrywkową babkę podobającą się facetom.

Przeczytałam kilkanaście stron, aż doszłam do pewnej niedzieli. „Nauka jakoś nie idzie. Do sesji jeszcze miesiąc. Kawał czasu. W to nam graj. Wyskoczyliśmy z Tedem do pubu. Ciasno, nadymione, ale jest OK. Ted spotkał kumpla z uniwerku ze znajomymi. Zaprosili nas do stolika. Na początku były gadki szmatki, jak to zwykle na początku: co studiujecie, ile egzaminów w sesji. Moją uwagę zwróciła roześmiana brunetka.
– To mówisz, że studiujesz historię sztuki? – zagadałem do niej.
– Drugi rok, panie inżynierze – kokietowała, prowokacyjnie zaglądając mi w oczy, była już lekko wstawiona.
– Van Gogh, Matejko, no i jeszcze Leonardo da Vinci. Na tym moja wiedza ze sztuki się kończy, pani magister – powiedziałem, robiąc przepraszającą minę.
– Most na rzece Kwai. Tyle wiem o inżynierii i budowaniu – zaśmiała się perliście.
– Ale to chyba wiedza z filmografii – zarechotałem. Tak poznałem Arletę”.
Spojrzałam na datę. Wpis był z 15 stycznia 2011 roku. Wtedy już się z Pawłem znaliśmy, ale jeszcze nie byliśmy parą, choć ten pierwszy raz mieliśmy za sobą.

Wiedziona ciekawością i niepokojem kartkowałam dziennik

Dalej o Arlecie nie było nic, aż do końca lutego. Z drżeniem serca przeczytałam kolejny zapisek.
„Spotkałem Arletę. Dziś zobaczyłem ją w świetle dnia. I zupełnie na trzeźwo. Poznałem ją z daleka, kiedy szła ulicą. Była bardzo zgrabna, mocno wcięta w talii, z dużym, łagodnie kołyszącym się biustem. Ona też mnie rozpoznała, bo uśmiechnęła się od ucha do ucha, pokazując piękne zęby. Sprawiała wrażenie kobiety szukającej w życiu przyjemności i wygody, kierującej się zasadą carpe diem.
– Hej, panie inżynierze! – Uniosła rękę w geście powitalnym.
– Jak dobrze pójdzie, dopiero za rok – sprostowałem, puszczając do niej oko.
Zaprosiła mnie do siebie na imprezę. Powiedziała, że mogę przyjść z osobą towarzyszącą. Powiedziałem, że przyjdę sam. A ona chyba nie wiedziała, że znam Martę, jej koleżankę z roku”.

I w końcu przeczytałam o jego zdradzie...

Siedziałam z podkulonymi nogami na zimnym strychu i czytałam strona za stroną, kartka za kartką. Doszłam do soboty opisującej imprezę.
„Impreza była dwuosobowa. Ona i ja. Wcale się z tym nie kryła, że ma na mnie ochotę. A ja... Ja otworzyłem butelkę wina i dałem się uwieść. Była fantastyczna w łóżku. Gładka skóra, cudowne kształty, ale najfajniejsze było to, że nie miała żadnych oporów, nie wstydziła się przeżywać uniesienia. To była niezapomniana noc. Nad ranem dopadły mnie wyrzuty sumienia, że okłamałem Martę, a tym bardziej że ją zdradziłem”.

Dobrze zapamiętałam ten dzień, kiedy mnie okłamał

Pamiętałam tamten dzień. Jak żywa stanęła mi przed oczami owa sobota, 12 marca 2011 roku. Chciałam zabrać Pawła do domu i przedstawić rodzicom. Dzień wcześniej położył głowę na moich kolanach. Zaczął przepraszać, że musi wyskoczyć do Olsztyna, do swojej rodzinnej miejscowości, bo ojciec źle się czuje, a przez telefon niewiele można się dowiedzieć. Jeszcze sama go przekonywałam, żeby jechał zobaczyć, co się dzieje. A teraz wiem, że mnie okłamał.

Z bólem zaczęłam analizować przeszłość

Zatrzasnęłam dziennik. Wróciłam do mieszkania gotować obiad. Musiałam zająć czymś ręce, bo głowa odlatywała w kierunku soboty sprzed lat. Było mi przykro. Czułam się zdezorientowana. Co o tym wszystkim myśleć? Obrazy kołowały w mojej głowie jak samoloty. Kiedy Paweł przyszedł z pracy, wymigałam się migreną.
– Połóż się wcześniej, ja oporządzę dzieciaki przed snem – zaproponował, cmokając mnie w czoło. Leżałam w łóżku, słyszałam krzątaninę na dole. Do moich uszu dobiegały wesołe rozmowy maluchów z ojcem. Potem on przyszedł do sypialni, ale udawałam, że śpię. On w końcu zasnął, a ja zapaliłam nocną lampkę i przyglądam się, jak śpi. „Zdradzona przed laty przez mojego ukochanego męża”, analizowałam z bólem. Paweł miał już lekkie zakola i szron na skroniach. Jakoś mnie to roztkliwiło. Miałam ochotę pogłaskać go po włosach. Dłonie położył wzdłuż ciała. „Te same dłonie pieściły mnie i dotykały ją”, rozmyślałam.

Poczułam jak czułość zamienia się w gniew

„A niech cię szlag! To niemożliwe, tyle razem przeszliśmy. Nieraz było cholernie ciężko, ale myślałam, że się kochamy i dlatego nam się udało... Ja cię kochałam. Ale ty też mówiłeś, że kochasz. I co? Nagle powraca jakaś Arleta sprzed lat. Niby jej już nie ma, a jest. Staje między nami”.
Nie mogłam zasnąć. Po cichutku wstałam, nałożyłam szlafrok i wykradłam się na strych. Siedziałam tam godzinę i znowu czytałam. Niektóre wpisy były zamazane przez czas i wilgoć. Próbowałam rozszyfrować je pod słabym światłem żarówki.

I tak dowiedziałam się, że spali ze sobą kilka razy. Napisał, że był o krok od zadurzenia się, dlatego musiał podjąć męską decyzję. Zakończył to.

Wybrał mniej ponętne ciało, ale lepsze serce

Na koniec tej historii napisał, że wybrał mniej ponętne ciało, ale serce lepsze. Dotarłam do końca pamiętnika. Wróciłam, kładąc się w innym pokoju.
– Dlaczego nie spałaś w łóżku, tylko na kanapie? – zdziwił się rano mąż.
– Chrapałeś, nie mogłam zasnąć.
– Coś nie tak? Blada jesteś – dopytywał troskliwie.
– Idź już, idź, bo się spóźnisz – ponagliłam go, wyrywając się, kiedy próbował mnie objąć.
– Czemu się tak od rana wściekasz? Czym sobie zasłużyłem?
– Nie odzywaj się do mnie, idź już, bo się spóźnisz – byłam jak bomba. Zamykając drzwi, wychylił jeszcze głowę. – Skarbie, a może ty w ciąży jesteś?
– Jasne, jakie to proste. Wy zawsze tłumaczycie wszystko hormonami, okresem, ciążą – darłam się. – Wy... Cholerni, egoistyczni faceci. Bez uczuć i mózgu.

I po co ja zaglądałam do tego pamiętnika?

Kiedy odjechał, rozbeczałam się na całego. Emocje i nerwy puściły. Po co ja znalazłam ten dziennik, po jaką cholerę grzebałam w rupieciach na strychu? A tak było dobrze, byliśmy szczęśliwą rodziną. Co mam zrobić z tą wiedzą? Porozmawiać? Ale po co? Mam czarno na białym, wiem, jak było. Biłam się z myślami cały dzień. A potem, tuż przed jego powrotem z pracy, poszłam na strych.
Wzięłam zapałki, zeszłam na dół do salonu i spaliłam dziennik w kominku. Patrzyłam, jak ogień pochłonął jego zdradę. Przebaczyłam, ale nie zapomniałam. Może kiedyś, na starość, o tym porozmawiamy...

 

Czytaj więcej