"Adam przespał się z naszą koleżanką. Obawiałam się, że ją po prostu wykorzystał...!"
Fot. 123RF

"Adam przespał się z naszą koleżanką. Obawiałam się, że ją po prostu wykorzystał...!"

"Niedawno, zupełnym przypadkiem, dowiedziałam się, że mój ukochany mąż mnie kiedyś zdradził. Nie wiedziałam z kim, nie wiedziałam kiedy. Ba! Nigdy nic mnie nie zaniepokoiło. Gdy przyznał się w końcu, chodziło o Krysię, zatkało mnie...!"  Teresa, 57 lat

Jak co roku przed Wielkanocą wyruszyłam do pobliskiego centrum ogrodniczego, by kupić wiosenne kwiaty. Właśnie oglądałam piękną kompozycję z hiacyntów i pierwiosnków, gdy usłyszałam za plecami znajomy głos...

To była moja dobra koleżanka z dawnych lat

– Tereniu, Boże drogi, jak dawno się nie widziałyśmy! To była Basia. Koleżanka ze starych lat, straszna gaduła, za co ją kiedyś bardzo lubiłam. – Co u ciebie słychać? Nadal pracujesz w tym urzędzie? Jak zdrowie? Co u wnuków? – zasypała mnie gradem pytań.
– Wiesz, może usiądźmy na chwilę przy kawie – zaproponowałam. – Porozmawiamy.
Przystała na to, choć zaznaczyła, że nie ma wiele czasu, bo „musi lecieć do faceta”.
– Jakiegoż to znowu faceta? – spytałam, gdy już zamówiłyśmy sobie po kawie i ciastku. – Mariana masz na myśli?
– Tereniu, jakiego Mariana?! – obruszyła się. – My się naprawdę długo nie widziałyśmy! Marian to przeszłość, rozstaliśmy się. Oj, będzie już ze cztery lata, jak go pogoniłam.
Marian nie był mężem Basi. Żyli zawsze na „kocią łapę”, nie mieli też dzieci.
– A co się stało, że go pogoniłaś? – dopytywałam, jednocześnie głowiąc się, jak to możliwe, że nie dotarły do mnie żadne ploteczki o ich rozstaniu.
– Ach, kochana, długo by opowiadać, co on nawyprawiał i jak zmarnował mi życie. – Wzdychając pokręciła głową i przez następne pół godziny opowiadała o czasach, gdy jeszcze była z Marianem. Wyszło na to, że jej życiowy partner przestał przynosić pieniądze do domu, choć przecież zarabiał, rozpił się, a co najgorsze – w końcu zainteresował się innymi kobietami.

W pewnym momencie wspomniała o moim mężu!

– Zdradzał cię? – Wręcz nie mogłam w to uwierzyć. Zawsze wyglądali na bardzo zapatrzoną w siebie parę. – Nie wierzę...
– Widzisz? A jednak! – Uniosła palec w górę, jakby chciała podkreślić doniosłość tego stwierdzenia. – Gdy na miesiąc wylądowałam w sanatorium, Marianek poszedł w ślady twojego Adasia. Sprowadzał sobie jakieś lampucery do domu! Pił i się zabawiał. Ale od razu wywaliłam go na zbity pysk!
Słuchałam jej, gdy nagle dotarło do mnie, że wspomniała coś o Adamie, moim mężu. I to w dość... dziwnym kontekście.
– Basiu... – Spojrzałam jej prosto w twarz. – Co miałaś na myśli, mówiąc, że twój eks poszedł w ślady Adasia?...
– No jak to co? – wzruszyła ramionami. – Przecież Adaś ciebie też kiedyś... – Nagle z przerażeniem przyłożyła dłoń do ust i zrobiła wielkie oczy.
– Tereniu, nie... Nie mów, że o tym nie wiedziałaś... Rany boskie, co ja narobiłam?... Ja cię bardzo przepraszam...
Zrobiło się jej strasznie głupio. Położyła dłoń na mojej ręce i pogładziła ją.
– Tereniu, przepraszam... Nie chciałam... Ja zawsze wiedziałam, że mam za długi język i tyle bzdur wygaduję...
– To chyba jednak nie są jakieś bzdury... – Przyjrzałam się jej.

Po co rozdrapywać stare rany...?

– Powiedz wprost, o co chodzi! Czy Adam mnie zdradzał?!
Basia cała spąsowiała, wzięła serwetkę i przetarła spocone ze zdenerwowania czoło.
– Tereniu, to przecież było tak dawno... – wyszeptała. – Skoro nic o tym nie wiedziałaś, to dobrze. To nie było zatem nic ważnego. Po co teraz rozdrapywać stare rany?
– Powiedz mi wszystko, proszę... – wyszeptałam.
– Ja już za dużo głupot dzisiaj nawygadywałam. – Basia nagle wstała z miejsca i wyciągnęła z torebki portmonetkę. – Muszę lecieć, mój nowy facet czeka, a ja nie chcę się spóźnić. – Pokręciła głową. – Boże, niepotrzebnie naopowiadałam ci tyle głupot... Nie miej mi za złe. Pa! Zadzwonię wkrótce! Zostawiła kasę dla kelnerki i wręcz pofrunęła do wyjścia. A mi się odechciało kwiatów świąt i w ogóle żyć mi się odechciało. Nagle, kompletnym przypadkiem, dowiedziałam się, że ukochany mąż mnie kiedyś zdradzał. Nie wiedziałam z kim, nie wiedziałam kiedy. Ba! Nigdy nic mnie nie zaniepokoiło! „Czyżbym była aż tak naiwna, że wszyscy znali okoliczności, tylko nie ja?”, rozmyślałam. „Podobno tak właśnie bywa. Osoba najbardziej zainteresowana dowiaduje się o wszystkim jako ostatnia”.

Wiedziałam jedno – nie dam rady udawać, że nic się nie stało!

Siedziałam jeszcze długą chwilę w kafejce. Wiedziałam, że w końcu muszę się ruszyć z miejsca i wrócić do domu. Do Adama. Do naszych spraw. Tylko co powinnam zrobić? Spytać wprost, z kim mnie zdradził i kiedy? To było jedyne wyjście, przecież nie dałabym rady żyć przy jego boku, udając, że o niczym nie wiem. Nie wytrzymałabym tego...
W tramwaju zorientowałam się, że mam ściszoną komórkę i kilka nieodebranych rozmów od męża. Dobrze, że nie odebrałam od razu, bo chybabym go zabiła krzykiem, taka byłam wściekła. Nadal byłam, ale powoli porządkowałam myśli i układałam sobie plan działania. Miałam już nawet gotowy wariant na wypadek, gdybyśmy musieli się rozstać. Moja głowa pracowała na najwyższych obrotach. Wszystko analizowałam. Zawsze tak robiłam w pracy. Po kolei, starannie...
Jednak i tak sprawa się rypła, gdy przekroczyłam próg mieszkania...

Nie byłam spokojna, tylko od razu go zaatakowałam

Adam wyszedł z kuchni, był w fartuszku. Poczułam wspaniały zapach, musiał chyba odgrzewać pieczeń, którą wczoraj przygotowałam.
– Nie wiedziałem, o której wrócisz... – zaczął, ale widząc moją minę, urwał w pół słowa.
– Ty zdrajco! Ty kłamco! – nie wytrzymałam i mimo że miałam porozmawiać na spokojnie, wydarłam się na niego. Adaś stał zszokowany.
– Mów wprost, z kim mnie zdradzałeś! Mów! Chcę to wiedzieć! – ponaglałam go.
– Ale... o co ci chodzi? – Adam był tak zdziwiony moimi pytaniami, że ledwo składał zdania.
– Dowiedziałam się o wszystkim. Teraz chcę wiedzieć, co ty masz mi do powiedzenia...
– Chodzi ci o... Krystynę? – Przełknął głośno ślinę.
– O kogo? – spytałam. Teraz to ja byłam kompletnie zbita z tropu. – O... Krysię?

Przestraszyłam się, że Adam wykorzystał naszą koleżankę

Przed oczami stanęła mi Krysia. Szara myszka, koleżanka jeszcze ze studenckich czasów. Straszna bidula, chudzinka. Zawsze wszyscy musieliśmy się nią opiekować, bo nie mogła liczyć na najbliższych. Pochodziła z biednego domu.
– Ty ją wykorzystałeś?... – Spojrzałam mężowi prosto w oczy.
– Nie, to nie tak – Uniósł dłonie w geście obrony. – Pamiętasz, jak wyjechałaś na winogrona do Niemiec? Który to był rok? 1989? Nie było cię całe lato. Krysia któregoś razu przyjechała cała zapłakana, bo znowu ją ktoś rzucił, i tak jakoś wyszło... Przytuliłem ją...
– Przytuliłeś i wykorzystałeś!
– Nie, chciałem jej jakoś pomóc, pokazać, że jest fajna i coś warta... – tłumaczył się. – Wiem, to głupie, ale przecież byliśmy młodzi, nie mieliśmy dzieci, nic nie mieliśmy...

Chyba rzeczywiście nie ma sensu wracać do przeszłości...

Patrzyłam i słuchałam jego tłumaczeń i sama już nie wiedziałam, co powiedzieć.
– Pamiętasz, że Krysia jakieś pół roku później wyjechała do Francji i całkiem fajnie ułożyła sobie życie? – spytał Adam.
– Tak, chyba pamiętam... – Pokiwałam głową.
– Kiedyś spotkałem ją, gdy przyjechała odwiedzić rodziców – ciągnął. – Bardzo mi dziękowała, bo ponoć po tamtej nocy uwierzyła w siebie...
– Ejże, nie pozwalaj sobie! – Spojrzałam na niego krzywo.
– Tak tylko mówię... – westchnął. – To był jeden jedyny raz, gdy coś takiego zrobiłem. Miałem straszne wyrzuty sumienia, zwłaszcza że Baśka przyjechała wtedy do nas rano po jakieś papiery i widziała Krysię. Głupia sytuacja...
– I Baśka przez tyle lat milczała – powiedziałam cicho.
– Tak, milczała, bo wiedziała, że to był epizod. Nic nieznaczący epizod – dodał. – Choć dla Krystyny może i znaczący...
Usiadłam przy stole w kuchni i próbowałam pozbierać myśli. „Po co rozdrapywać stare rany?”, przypomniały mi się słowa Baśki. Jesteśmy przecież kochającym się małżeństwem... Odwróciłam się do Adama i popędziłam go:
– Zgłodniałam. Podaj no wreszcie tę pieczeń! 

 

Czytaj więcej