"Zabrałam Alego na święta do rodziców. Nie wiedzieli, że jest Arabem..."
Fot. 123rf.com

"Zabrałam Alego na święta do rodziców. Nie wiedzieli, że jest Arabem..."

"Wszelki duch Pana Boga chwali! – krzyknęła mama na widok mojego chłopaka, a ja myślałam, że się zapadnę pod ziemię." Ela, 25 lat

–  Mamo, przyjadę na święta z chłopakiem… – powiedziałam drżącym głosem do słuchawki. – Elżuniu, to cudownie! Nareszcie poznamy tego twojego… jak mu tam? Kali?
– Ali, mamo, Ali – westchnęłam.
– Ech, rodzice teraz wymyślają takie imiona, jakby polskich nie było. A Grażynka, twoja koleżanka, to swojego synka nazwała Ariel, jak ten proszek…
– Mamo, przyjedziemy w piątek po południu – powiedziałam szybko i rozłączyłam się, zła na siebie. Znowu nie odważyłam się powiedzieć, że mój chłopak jest Arabem.

Nie odważyłam się powiedzieć rodzicom, że Ali jest Arabem

 Kilka dni później stanęliśmy z Alim przed domem moich rodziców.
– Wszelki duch Pana Boga chwali! – krzyknęła mama na widok Alego, a ja myślałam, że się zapadnę pod ziemię.
– Dżen dobry – przywitał się mój chłopak i pocałował mamę w rękę, po czym uścisnął dłoń ojcu i oznajmił: – Witamy w domu! Rodzice wybuchnęli śmiechem, a ja przedstawiłam im mojego wybranka. Opowiedziałam, że jest chrześcijaninem z Palestyny, że tak jak ja studiuje medycynę, ale rok wyżej, że po polsku mówi jeszcze nie najlepiej, ale za to świetnie po angielsku i dzięki temu może się uczyć bez przeszkód, itd.
Rodzice zachowali rezerwę, ale wieczór minął w miarę gładko. Leżąc w łóżku, usłyszałam ich rozmowę:
– Ale nam zięcia przywiozła, bin Laden brązowy… – gderała mama.
– Nie gadaj głupot – zdenerwował się ojciec. – Mądry, grzeczny, chrześcijanin, lekarzem będzie. I dobry dla Elżuni. Widać, że ją kocha.
– Może masz rację. Przecież do Dzieciątka mędrcy ze Wschodu przyszli… „Cała mama…”, pomyślałam z czułością i nieco uspokojona zasnęłam.

Mama nie była zachwycona widząc pisanki Alego

Nazajutrz rano miałam z nią robić pisanki. Alego, który spał w pokoju obok, nie pozwoliła zbudzić, mówiąc, że to robota dla kobiet.
– Moja babka w Wielką Sobotę wyganiała chłopów z domu, bo ponoć pisanka tylko wtedy przynosi domowi błogosławieństwo, gdy jej męskie oko nie ogląda – dodała.
– O, to wy już wsztali? – Ali, ubrany i ogolony, zajrzał do kuchni. – A czo to bendże za potrawa? – zapytał na widok garnka z łupinami cebuli.
– Żadna potrawa, tylko pisanki – wyjaśniła mama. – Na święconkę – dodała i jednak zaprosiła go do zdobienia.
Pisaliśmy ciepłym woskiem na skorupkach, a potem wkładaliśmy jaja do słoików z rozpuszczonymi barwnikami.
– Coś ty wymalował? – zawołała rodzicielka na widok pisanki Alego. – Komputer?! Samochód?! Nie wolno!
– Dlaczego? – spytał radośnie.
– Dlaczego, dlaczego… Bo taka tradycja! Widziałeś kiedy pisankę z autem? Byłam pewna, że ani takiej, ani innej. – Wzorki biegnące wokół jajka są symbolem nieskończoności – wyjaśniłam. – Pisanka to znak nowego życia, przypomina o Jezusie, który przez swoją śmierć i zmartwychwstanie dał ludziom życie wieczne. Można wypisać na niej słońce, bazie, kłosy zboża…

Mama i sąsiadka wprowadzały Alego w nasze obrzędy

Rozmowę przerwało pukanie do drzwi, po czym weszła sąsiadka, pani Franciszka.
„Już się rozeszło, że Arab przyjechał…”, pomyślałam. „Pewnie soli chce pożyczyć…”
– Pochwalony… A macie może chrzanu pożyczyć, bo mnie do święconki… – urwała na widok mojego chłopaka i dodała, niby zaskoczona: – A kto to do nas przyjechał? Witamy, witamy… – rozsiadła się, zapominając o chrzanie. – A skąd to pan szanowny? – zapytała.
– Z Wrocławia – odpowiedział Ali.
Mama podała sąsiadce chrzan, ale pani Franciszka nie miała zamiaru wyjść.
– Pan pewnie polskich zwyczajów ciekawy – zagadnęła znów mojego chłopaka. – My z dziada pradziada pokarmy na Wielkanoc święcimy. Żeby jadła przez cały rok nie brakło. Kiedyś to po przyjściu z kościoła trzy razy chałupę obchodzono ze święconką, aby uchronić mieszkańców od zła – paplała.
Ali nie wydawał się znudzony jej gadaniem. Przeciwnie, co chwilę podpytywał o coś to mamę szykującą koszyczek, to panią Franciszkę.
– A czo jeszt w tym papierku?
– Sól. Ma nas chronić od grzechu i zepsucia – wyjaśniła mama, dumna, że wykazała się znajomością tradycji nie mniejszą niż sąsiadka.
– Aha… A chleb to po czo? – drążył Ali.
– Toż to znak Pana Jezusa, który jest Chlebem Życia – przejęła pałeczkę sąsiadka.
– Baranek z ciasta też Go oznacza. A chrzan przypomina, że męka pańska była gorzka. No i jajka… – Żnak nowego życia – wykazał się Ali.
– O, widzę, pan obeznany. A o topieniu Judasza czy pogrzebie śledzia pan słyszał? – pani Franciszka nie dawała za wygraną.
– Dawniej w Wielkim Poście ludzie sam żur ze śledziem jedli – ciągnęła, nie czekając na odpowiedź. – Tak im się to jedzenie przykrzyło, że w Wielki Piątek albo w Sobotę śledzia do drzewa przybijali, a naczynie z żurem rozbijali i w ziemi zakopywali.
Sama słuchałam z zainteresowaniem.
– A topienie Judasza? – zapytałam.
– W środę popielcową zrzucano z wieży kościelnej kukłę Judasza, potem wleczono ją przez całą wieś aż nad rzekę. Tam ją podpalano, a to, co z niej zostało, rzucano w wodę i kamieniami weń ciskano, póki nie zatonęła.

"Piękne te wasze polszkie szwięta" – powiedział Ali do mamy

– No to zbieramy się do kościoła – powiedziała nagle znad koszyczka mama.
Mama zaciągnęła nas do pierwszej ławki, widać przeszły jej uprzedzenia, tym bardziej że wszystkie sąsiadki patrzyły na nas z zainteresowaniem, kłaniały się uprzejmie, zagadywały.
– Zobacz, to Grób Pański – powiedziałam szeptem do ukochanego.
– I to tak w każdym koszczele?
– W każdym. A żebyś wiedział, jak parafie rywalizują, w czyjej świątyni piękniejszy grób – zaśmiałam się.
Na niedzielne śniadanie zjechała się cała nasza rodzina. Ali zaprzyjaźnił się z moim rodzeństwem i bratankami. Oni też go polubili, czemu dzieciaki dały wyraz w poniedziałek rano… Obudziły mnie krzyki Alego w jego ojczystym języku. „No tak, śmigus-dyngus”, pomyślałam i pobiegłam na ratunek.
Osłupiały i ociekający wodą Ali siedział na łóżku. Chłopcy się śmiali.
– Mam sze lepiej mycz? – zapytał tylko. Wywołał tym kolejny wybuch radości.
Jemu humor poprawiło dopiero wyjaśnienie mamy, że oblanie w poniedziałek wielkanocny wróży powodzenie u płci przeciwnej. Nie pozostał też dłużny siostrzeńcom, więc piskom, śmiechowi i krzykom nie było końca.
– Piękne te wasze polszkie szwięta – powiedział Ali do mamy następnego dnia na pożegnanie.
– Mam nadzieję, że to nieostatnie spędzone z nami – odpowiedziała. 

Czytaj więcej