"Mężczyznę, z którym będę szczęśliwa, poznałam po... zapachu"
Kiedy poczułam jego zapach, od razu wiedziałam, że jest to mężczyzna dla mnie!
Fot. 123RF

"Mężczyznę, z którym będę szczęśliwa, poznałam po... zapachu"

"Nadwrażliwość węchowa to przekleństwo. Przez nią wiele razy straciłam szanse na związek. Kilku interesujących mężczyzn musiałam skreślić tylko dlatego, że wprost nie mogłam znieść ich zapachu! Byłam załamana, aż w końcu pewnego dnia, gdzieś na ulicy, poczułam urzekającą woń..." Olga, 32 lata

Kiedy człowiek ogląda te wszystkie romantyczne komedie, to sobie marzy, żeby go coś podobnego w życiu spotkało. Nie ma jak przypadek, który na naszej drodze postawi bajecznie przystojnego faceta o wrażliwym sercu i wypchanym portfelu. Ale prawdziwe życie jest inne...

Wypadek i... zmiana węchu

W prawdziwym życiu, jeśli ktoś zderza się rowerem ze skuterem, to na pewno nie czuje się ani trochę jak bohaterka grana przez Małgorzatę Sochę w „Śniadaniu do łóżka”. Wiem coś o tym, bo sama to przeżyłam.
Nie było przystojniaka i słownego przekomarzania się, tylko jakaś wściekła kobieta oraz ból i ciemność, która zapadła, gdy uderzyłam głową o asfalt. A potem dźwięk karetki, migotanie jasnych świateł na korytarzu szpitala i diagnoza: wstrząśnienie mózgu. Zatrzymano mnie w szpitalu na obserwacji. I niby niewiele się działo, nie miałam podwójnego widzenia, jakoś także nie mdliło mnie specjalnie. Tylko te zapachy...
To był mój pierwszy pobyt w szpitalu – nie licząc tego, gdy się urodziłam, ale tamtych chwil przecież nie przeżyłam świadomie. I nie mogłam się teraz nadziwić, jak w takim szpitalu dziwnie pachnie. Wszystkie wonie były bardzo intensywne, aż czułam, że mnie osaczają. Zupełnie jakbym zanurzyła się w zapachach jak nurek w wodzie. Bezustannie bolała mnie od tego głowa. Lekarze nie zwracali na to większej uwagi, lekceważyli moje doznania, mówiąc, że to nic poważnego i że na pewno mi przejdzie. Wreszcie jednak jeden – starszy i poważniejszy od innych – zainteresował się tym, co mówię, gdy powiedziałam mu, że wyraźnie czuję zapach frezji.
– Do szpitala nie można przynosić kwiatów – zbył mnie w pierwszej chwili i nie zatrzymał się przy mnie na dłużej podczas obchodu. Ale kwadrans później wrócił pędem.
– Miała pani rację! Są frezje! – zakrzyknął już od progu.
Okazało się, że stały w jego własnym pokoju, bukiet przynieśli rodzice jakiejś wdzięcznej pacjentki.
– Tylko że mój pokój jest na drugim końcu korytarza... – uświadomił mi. – I dzieli panią od niego nie dość, że kilkanaście metrów, to jeszcze troje drzwi. „To dlatego ta woń tak przypływała i odpływała. Bo ktoś te drzwi otwierał i zamykał...”, uświadomiłam sobie.

Zaskakująca diagnoza

– Pani ma hiperosmię. Nadwrażliwość węchową – postawił diagnozę.
– Co to znaczy? – próbowałam się dowiedzieć, bo nie znałam do tej pory tego słowa. O nadwrażliwości na zapachy słyszałam w przypadku kobiet w ciąży.
– Podobno pojawia się, gdy się oczekuje dziecka... – upewniałam się.
– Ale pani nie jest w ciąży, prawda? – zaniepokoił się lekarz. Przecież wiedział, że spadłam z roweru. Gdybym była brzemienna, w takiej sytuacji w pierwszej kolejności z pewnością bym się zatroszczyła o dziecko.
– Nie jestem. Na pewno. Nawet nie mam chłopaka... – zapewniłam go.
– I wcześniej nigdy nie cierpiała pani na taką nadwrażliwość? – dopytywał. – To w takim razie może być skutkiem urazu, którego pani doznała.
No cóż... wyostrzony węch to chyba znowu nie taka tragedia. Szczególnie, że mój wypadek mógł się skończyć o wiele, wiele gorzej, kiedy ta kobieta na skuterze wjechała we mnie na czerwonym świetle.

Nieznośny świat zapachów

Postanowiłam się pogodzić ze swoją przypadłością, chociaż okazała się nieznośna. A chwilami po prostu uciążliwa. Bywało, że czułam różne dziwne zapachy tak intensywnie, że całymi godzinami bolała mnie głowa. Ale kręciło mi się w niej także z innego powodu. Gdy powiedziałam lekarzowi, że nawet nie mam chłopaka, nie była to tak do końca prawda. Kilka miesięcy wcześniej nawiązałam kontakt przez Facebooka ze swoim przyjacielem jeszcze z dzieciństwa. Mateusz wyjechał ze swoimi rodzicami za granicę. Urwał nam się kontakt na całe lata. A niedawno zupełnie niespodziewanie okazało się, że mamy wspólnych znajomych, Mateusz pokazał mi się w mediach społecznościowych. I kiedy zastanawiałam się, czy do niego zagadać, czy w ogóle może mnie pamiętać – on odezwał się pierwszy. Od początku między nami zaiskrzyło. Rozmawiało się nam wspaniale, mieliśmy mnóstwo wspólnych tematów – zupełnie jakbyśmy od dzieciństwa nigdy się nie rozstawali. Byłam tym zachwycona, on także.
W końcu zdecydował się przyjechać do Polski z wizytą. Nie ukrywał przy tym wcale, że tę decyzję przyspieszył mój wypadek na rowerze.
– Nagle uświadomiłem sobie, że mogłem cię stracić – powiedział, a mnie się zrobiło ciepło wokół serca. Ustaliliśmy, że zatrzyma się u mnie. Oboje nie mogliśmy się tego doczekać. W końcu przyjechał i... Czar prysł. Nie, nie chodzi o to, że Mateusz zrobił coś niewłaściwego, wręcz przeciwnie, był miły i opiekuńczy, ale... Po prostu jego zapach był zbyt intensywny. Czułam go w całym domu. I bardzo szybko uświadomiłam sobie, że nie mogę tego znieść. Stałam się spięta, kiedy Mateusz się do mnie zbliżał, cała sztywniałam w obawie, że zechce mnie przytulić. A wtedy jego zapach tak mnie osaczał, że aż zaczynałam się dusić. „Co mam robić?”, zachodziłam w głowę.

Cudowna woń świecy

Pomyślałam, że kupię jakieś kadzidełka albo zapachowe świece i to zabije tę woń w mieszkaniu... Tylko że w sklepie nie potrafiłam zdecydować się na żaden zapach. Brałam jedną świecę po drugiej i każda mnie odrzucała. Kiedy tak w nich przebierałam, w pewnym momencie zauważyłam, że przygląda mi się jakiś starszy mężczyzna. Robił to nienachalnie, ale z wyraźnym zainteresowaniem. W pewnym momencie podszedł do półki po przeciwnej stronie sklepu, wziął jakąś niepozorną świecę, na którą nie zwróciłam uwagi, i powiedział:
– Ta do pani pasuje. Przyjęłam ją nieufnie, powąchałam i... Nagle zakręciło mi się w głowie, ale z zupełnie innego powodu. Ta woń była cudowna. Łąka pachnąca ziołami i deszczem, kandyzowane owoce, kawa... To było wszystko, czym...
– Powinien pachnieć pasujący do pani mężczyzna – powiedział ten starszy pan. Czytał po prostu w moich myślach! Uśmiechnął się, a ja się zarumieniłam. Miał rację, czułam to. Dosłownie. Kupiłam tę świecę i zabrałam ją ze sobą do domu, ale i ona nie polepszyła sprawy. Mateusz nadal pachniał tak, że nie chciałam przebywać w jego towarzystwie. Wiem, że spodziewał się po mnie zupełnie czegoś innego, ale ja nie potrafiłam się zmusić do tego, aby się do niego przytulać. Coraz bardziej trzymałam go na dystans. W końcu wyjechał, wyraźnie rozczarowany. Ja także byłam w rozpaczy. „Ten wypadek na rowerze zniszczył mi życie!”, myślałam. „Miałam na wyciągnięcie ręki świetnego faceta i musiałam z niego zrezygnować. Czy można kogoś pozwać do sądu o to, że się ma nadwrażliwy węch? Bo ja bym tę babę na skuterze z chęcią pozwała!”, denerwowałam się. Tym bardziej że Mateusz był tylko początkiem moich kłopotów z facetami.
Kilku kolejnych także pachniało tak, że nie dawałam rady się z nimi umawiać na spotkania. Wszystko było cudownie, gdy rozmawiałam z nimi przez komunikator, telefon... Zakochiwałam się na zabój, a potem... Ta ich woń i kolejna porażka. „Może ja się uczuliłam przez to wszystko na męskie feromony?”, zachodziłam w głowę.

Aż pewnego dnia...

Gdzieś na ulicy wyczułam ten charakterystyczny zapach mojej świecy, która mnie tak urzekła i od której się uzależniłam. Kupowałam ją więc regularnie. Teraz też nie mogłam się oprzeć temu aromatowi i podążyłam za nim. „Pewnie trafię do kolejnego sklepu ze świecami”, myślałam nieco rozbawiona, ale i zaciekawiona. Zapach mnie gdzieś prowadził. W końcu doszłam za nim do jakiejś kawiarni. Było wczesne popołudnie. „Z chęcią wypiję kawę”, pomyślałam. Weszłam. Zapach stał się bardziej intensywny i dobiegał z rogu pomieszczenia, gdzie pogrążony w swoim smartfonie siedział jakiś młody mężczyzna. Nie był uderzająco przystojny, ale miał w sobie to „coś”, co mnie nieuchronnie do niego popychało. Wzięłam swoją kawę i podeszłam do stolika obok. Usiadłam, czując się tak, jakbym się zanurzała w kwiatowo-kawową otchłań. I kiedy tak siedziałam upojona, zastanawiając się, jak mam poznać tego mężczyznę, on pierwszy zapytał:
– Przepraszam, że panią tak obcesowo zaczepiam, ale pani perfumy wydają mi się szczególnie urzekające. Co to za zapach?
I tak poznałam Pawła, mojego obecnego męża. Także ma nadwrażliwość węchową, od dziecka.

 

Czytaj więcej