Zofia Suszka: Bliskim zawdzięczam, że potrafię ugasić każdy pożar. Życiowy także
Zofia Suszka
Fot. Archiwum prywatne

Zofia Suszka: Bliskim zawdzięczam, że potrafię ugasić każdy pożar. Życiowy także

„Gdy straciliśmy cały dobytek, ręce mi opadły. Ale rodzina nie dała mi się załamać” – wyznała w reportażu dla "Chwili dla Ciebie" Zofia Suszka (32 l.) ze Śremu (Wielkopolska).

Niech się wam wiedzie – mówili bliscy, gdy w wieku 20 lat wychodziłam za Michała (40 l.). Moje kochane rodzeństwo: siostra Julita oraz brat Jakub, byli wtedy już na swoim. My po ślubie mieszkaliśmy u rodziców w Śremie. – Pamiętaj, że zawsze chętnie ci pomogę – zapewniała mama. Doceniałam to, ale wspólne mieszkanie miało również gorsze strony. Było nam wszystkim dosyć ciasno.

Wiedział o tym też mój brat. Miał mieszkanie w starej szkole, w której wydzielono trzy lokale, w Wyrzece pod Śremem. – Rodzina na pewno się powiększy – uśmiechnął się kiedyś. – Przyda się wam więcej miejsca. Wkrótce, po podpisaniu umowy użyczenia, wręczył mi klucze! Byłam taka szczęśliwa i wzruszona.

Jakiś czas później byliśmy po przeprowadzce. Radość była tym większa, że przyszedł na świat nasz synek Jaś. – Jest cudowny – tuliliśmy maluszka na zmianę. Szaleli za nim także inni bliscy.

Powoli się meblowaliśmy. Ale nie chcieliśmy korzystać z „gościny” brata w nieskończoność. W 2014 r. kupiliśmy ziemię, a trzy lata później mąż ruszył z budową domu.

– Tu będzie pokój Jasia – po kolejnych dwóch latach oprowadzał mnie po niej. – Tu może... dzidziusia. Marzył o jeszcze jednym dziecku – tak samo jak ja!

O ciąży postanowiłam porozmawiać z panią ginekolog. I tak wybierałam się do niej, bo martwił mnie nieregularny okres. Lekarka zleciła badania. – Chce pani dziecko...– patrzyła na wyniki.   – Tak, bardzo – kiwnęłam głową. A ona zaczęła mi z niej wybijać marzenia o ciąży. – Nawet jak jakimś cudem pani w nią zajdzie, będą pewnie komplikacje – straszyła.

Do domu wróciłam zrozpaczona. Zdruzgotany był też mąż, gdy mu to przekazałam. – Tata, pograj w coś ze mną – zagadywał synek. – Nie mam rodzeństwa, nie mam się z kim bawić – mówił.

Przygnębiało mnie to. Julita pocieszała mnie, jak mogła. – A ja czuję, że się wam uda – powiedziała kiedyś z przekonaniem. – Słuchaj siostrzanego serca.

By w moje wlać trochę radości, sprawiała mi przyjemności. Nadeszła wiosna 2020 r. – Mdli mnie – poskarżyłam się mężowi. – Może jesteś w ciąży? – spojrzał na mnie z uwagą. – Akurat – szepnęłam, bo poruszał czuły punkt. Ale dla spokoju test zrobiłam. Wyszły... dwie kreseczki!

– Udało się! – szczęśliwa rzuciłam się na szyję mężowi. Był wniebowzięty, tak samo jak pozostali bliscy. Radość była tym większa, że ciąża przebiegała prawidłowo.

– Jeszcze trochę i cię zobaczę – synek przytulał się do mojego brzuszka. Nie mógł się doczekać... siostrzyczki. A potem płakał. Bo po tym, jak pojechałam do szpitala na badania, okazało się, że będę musiała zostać tam do rozwiązania.

– Będę tęsknił i cię tam odwiedzał – mówił synek. Niestety, z powodu pandemii wizyty były niemożliwe. – Czuję się samotna – wspominałam przez telefon bratu. – Wyjrzyj! – zadzwonił niebawem. Chciał mi pokazać, że choć nie może wejść, jest ze mną.

Tak samo robili Michał z synkiem. Siostra i rodzice dzwonili wiele razy dziennie. Natomiast rodzina przyjechała w pełnym składzie, gdy po czterech tygodniach wychodziłam ze szpitala, tuląc w objęciach cudowną córeczkę Jagódkę.   

Potem bliscy nas często odwiedzali. Ale 12 stycznia br. to ja pojechałam z malutką do rodziców. Mama robiła herbatę, gdy zadzwonił mój telefon. To była moja bratowa. – Pali się u was! – krzyczała do słuchawki. Okazało się, że zawiadomiła ją nasza sąsiadka.

– Boże drogi – przerażona podałam Jagódkę mamie. Ręce tak mi się trzęsły, że ledwo wybrałam w telefonie numer brata. Chwilę później jego   autem jechaliśmy na miejsce. Było do niego jeszcze dobrych parę kilometrów, a już widziałam łunę.  – To jakiś koszmar – gdy dotarliśmy, moje rozpaczliwe słowa zagłuszało wycie syren straży. Aż 7 zastępów gasiło ogień, który wydobywał się spod dachu budynku.

– Podobno zapaliło się od komina – oświadczyła jedna z lokatorek. – Nie waszego, tylko sąsiadów. Nie miało to znaczenia. Istotne było tylko, że płomienie trawiły nasz dobytek. Zalewała go też woda. Łzy mi leciały z oczu – od gryzącego dymu i z rozpaczy. Przygnębiony był też brat. Stracił mieszkanie, swoją własność. Ale... – Najważniejsze, że was tam nie było – powiedział. – Jak pomyślę, że... – aż się wzdrygnął.   

Byłam wzruszona, bo widziałam, że brat nie przejmował się mieszkaniem – tylko nami! – Nie mamy nic – powtarzał zdruzgotany mąż, który dojechał. – Nie ma sytuacji beznadziejnych – pocieszała mnie potem Julita. – Pamiętasz, byłaś pewna, że już nie zostaniesz mamą. A masz cudowną córeczkę.

 Mama, która została z Jagódką, dobrze sobie radziła. – Kochani, zamieszkacie u nas – oferowała. Przytuliłam ją z wdzięcznością. Kiedyś „uciekałam” przed ciasnotą. Teraz doceniałam, że jesteśmy razem. Miał kto podnieść mnie na duchu. To było ważne, bo gdy później pojechałam do mieszkania socjalnego, które nam przyznano, ręce mi opadły. Było lodowate, puste, smutne.   

Ale wiedziałam, że nie mogę się załamać. Przygotowywałam lokum do zamieszkania, z mozołem znosiłam rzeczy. – Co u was? – w przerwie zadzwoniłam do mamy, która zajmowała się Jagódką. – W porządku – uspokajała mnie. – Dziękuję ci – powtarzałam jej, gdy wróciłam.

Dziękowałam także siostrze i bratanicy, bo one również włączały się w opiekę nad malutką.

Byłam zmęczona nerwami, pracą. A przede mną było jej jeszcze sporo. Z mężem i bratem jeździliśmy na pogorzelisko, porządkować zniszczone mieszkanie w Wyrzece.

Do zastępczego natomiast wnosiliśmy meble, przedmioty, ubrania, którymi poratowały nas „dobre dusze”: przyjaciele, rodzina, koledzy i koleżanki z pracy. Zbierano je dla nas też w szkole synka. Za wszystko byłam bardzo wdzięczna.   

Ale mnóstwo rzeczy musieliśmy kupić. Poszły na to oszczędności. Siłą rzeczy nie stać nas, by kontynuować budowę domu. Moja koleżanka założyła zbiórkę dla nas na ten cel (siepomaga.pl pozar-wyrzeka).

Wierzę, że dom z czasem powstanie. Taki, by było w nim miejsce dla wszystkich ukochanych bliskich. Bo dzięki nim, a także dzięki dobrym ludziom, każdy niszczycielski ogień może zmienić się w płomień nadziei.

Zofii Suszki wysłuchała Marta Osińska

Głosuj w plebiscycie Gloria 2021 organizowanym przez tygodnik "Chwila dla Ciebie"

Reportaż opublikowano w "Chwili dla Ciebie" w 2021. Pani Zofia Suszka wraz z dziewięcioma innymi bohaterkami reportaży "CdC" została nominowana do tytułu Glorii 2021 w plebiscycie organizowanym przez redakcję tygodnika. 

O tym, czy zostanie Glorią 2021 zdecydujesz, głosując w plebiscycie na stronie https://sprawdzone.pl/gloria2021.

Czytaj więcej