Joanna Kwiatkowska: Dając im dom, odwdzięczamy się Bogu i losowi
Joanna Kwiatkowska z mężem Jerzym.
Fot. Archiwum prywatne

Joanna Kwiatkowska: Dając im dom, odwdzięczamy się Bogu i losowi

„Dzieci były zaniedbane, inne poważnie chore. Czasem ledwo żyłam ze zmęczenia” – wspomina w reportażu opublikowanym w "Chwili dla Ciebie" Joanna Kwiatkowska (39 l.) z Kań na Lubelszczyźnie.

Jurka poznałam na ognisku. Miałam niespełna 20 lat. On, 13 lat starszy, wydawał mi się taki poważny, odpowiedzialny. Wkrótce po naszym ślubie urodziłam Anię, dziś studentkę pierwszego rok prawa. Dwa lata później – Weronikę, a za kolejne trzy – Maćka.

– Jak ty to robisz? – kręciły głowami koleżanki, bo... opiekę nad dziećmi łączyłam ze studiami, potem zatrudniłam się w przedszkolu jako nauczycielka.  – Dobra organizacja – uśmiechałam się. Ja ją „wyniosłam” z domu, bo w rodzinie wielodzietnej, z jakiej pochodzę, to podstawa. Zresztą sama taką rodzinę pragnęłam stworzyć...

– Lubię ten gwar – mówiłam mężowi, bo przez dom przewijało się mnóstwo rówieśników syna i córek. Jurek też bardzo lubił dzieci. Pracował w domu pomocy społecznej i domu dziecka oraz w samorządzie powiatowym. Stąd wiedział, że okolicy potrzeba rodzin zastępczych.

– A może my byśmy taką stworzyli? – zaczął temat pięć lat temu, gdy wieczorem siedzieliśmy na kanapie. – Nie wiem – najpierw byłam zaskoczona. Ale po chwili... – Zawsze chciałam mieć dużą rodzinę – głośno myślałam o tym pomyśle. Gdy już byłam do niego przekonana, zapytaliśmy o zdanie nasze pociechy. – Ale jak przyjmiecie inne dzieci, będziecie nas kochać? – wyszeptała Weronika. – Oczywiście... – przytuliłam ją, Anię i Maciusia. 

Zajęliśmy się załatwianiem formalności w Powiatowym Centrum Pomocy Rodzinie. Przeszliśmy testy psychologiczne, szkolenia... – Mamy dla was dzieci, trzech chłopców – w 2016 r. zadzwonił telefon. 

I tak trafiło do nas trzech braci: Eryk miał 1,5 roku, Filip – 4 lata, a Dominik – 6. Wcześniej wychowywała ich samotnie mama, ale nie bardzo sobie radziła. – Biedactwo – ściskały się nam serca, bo Filip był poparzony. Starszy brat, który nie widział i nie słyszał, podczas kąpieli polał go gorącą wodą. – Nie dam rady pracować i dobrze zająć się dziećmi – zdałam sobie sprawę. 

Zrezygnowałam z etatu w przedszkolu. Woziłam chłopców do specjalistów, bo dwaj pozostali mieli alergię, astmę, przez którą bardzo kasłali.  – Jak kończymy zabawę, składamy zabawki – uczyliśmy ich wszystkiego od podstaw.  To przynosiło efekty!

Były też inne powody do radości. Po wizytach u okulisty poprawiał się wzrok Dominika. Zaś operacja migdałów sprawiła, że wrócił mu słuch. Jego bracia coraz lepiej się rozwijali. Ania, Weronika i Maciek bardzo polubili maluchy i się z nimi zżyli.

W marcu ub.r. cała szóstka już spała, my też kładliśmy się do łóżka. – Słyszysz ten szum? – zapytał nagle mąż. Dochodził od strony kominka. Zajrzeliśmy do jego wnętrza. – Ogień! – zawołałam za mężem, który już biegł na górę budzić dzieci. – Pali się! Uciekamy! – krzyczał.

Kolejno przestraszone wybiegały na dwór. Brakowało tylko Filipka!  Świat wirował mi przed oczami. Leciały z nich łzy przerażenia, gdy Jurek wskoczył do płonącego domu ratować Filipa. Wybiegł z nim na rękach w ostatniej chwili – bo dosłownie chwilę później ogień zajął cały dom. Mimo starań strażaków prawie nic z niego nie zostało. Patrzyłam na zgliszcza załamana. – Co teraz z nami będzie?! – z odrętwienia wyrwało mnie pytanie Filipka. Kiedyś już przeżył poparzenie. Mało brakowało, a doszłyby kolejne. Ale tak się nie stało. To było w tym całym koszmarze czymś... pozytywnym.

– Przyjeżdżajcie! – odebrałam telefon od ukochanej mamy. Zdążyła się dowiedzieć, co się wydarzyło.  Pocieszała nas, jak mogła. Niestety, było nam u niej ciasno. Pomieszkiwaliśmy u serdecznych znajomych, potem wynajęliśmy dom. Bliscy, sąsiedzi, przyjaciele, obcy ludzie przywozili ubrania, jedzenie. 

– Pomożemy wam odbudować dom – zaoferowali przyjaciele. Założyli zbiórkę w internecie. Któregoś dnia mąż pojechał porządkować teren na pogorzelisku. Wrócił niesamowicie poruszony. 

– Podeszła do mnie jakaś para. Podali mi kopertę z pieniędzmi i odjechali. Nawet nie zdążyłem podziękować – opowiadał rozemocjonowany. 

– Bóg nad nami czuwał, ratując nas z pożaru – mówiłam. –  I stawiając nam na drodze dobrych ludzi.  Postanowiliśmy za to się odwdzięczyć, pomagając kolejnym dzieciom. Niedługo później do naszej gromadki dołączyły Patrycja (dziś 9 l.) i Jola (dziś 5 l.), siostry. 

– Jakie śliczne dziewczynki – powtarzaliśmy, ale niepokoiło nas, że młodsza nie mówi, nie sygnalizuje, że chce jej się pić czy musi iść do łazienki. Poświęcaliśmy dzieciom dużo czasu. Czasem dopadały mnie wyrzuty sumienia, że siłą rzeczy mam go mniej dla własnych dzieci.

– Uczą się dzielić miłością i... niczego im nie brakuje – pocieszał mąż. – Oprócz własnego domu – dodawałam, bo nasz ciągle był w budowie. Ale dzięki ludziom, którzy nam pomagali, zasiedliśmy do ubiegłorocznego wielkanocnego śniadania już u siebie!     

Latem ub.r. do naszych dzieci dołączył jeszcze Damianek (dziś 2,5 r.). Był w złym stanie. Miał wymioty, biegunki.  – Już nie wiem, co robić – martwiłam się, bo przez to nie spałam po nocach.   Któregoś dnia biegł przez dom, nagle się przewrócił i... stracił przytomność. Na szczęście obok stał mąż, zaczął go reanimować i oddech wrócił. 

– Cierpi na nadwrażliwość na ból. Uderzył się i stąd ta utrata przytomności – powiedziała lekarka po badaniach.  Przynajmniej wiedzieliśmy, co mu dolega. A i problemy z brzuszkiem z czasem minęły. Tym wszystkim bywałam  jednak bardzo zmęczona.

„Może porwaliśmy się z motyką na słońce” – momentami nachodziły mnie chwile zwątpienia. Co gorsza, nie najlepiej czuł się także Jurek.  – Niestety, koronawirus – powiedział, kiedy odebrał wynik testu.  Zaraziliśmy się, choroba nas wszystkich rozłożyła. Choć źle się z Jurkiem czuliśmy, musieliśmy się zajmować dziećmi. 

– To ma swoje plusy – powtarzał mąż. – Nie mamy czasu, by użalać się nad sobą. Musimy działać. Chorobę dawno mamy za sobą. Ale tamte słowa męża zapadły mi w pamięć.  Trudności w życiu się nie uniknie. Lecz dzieci są cudownym powodem, że się im twardo stawia czoła. Przy tak licznej gromadce tej dobrej siły mam naprawdę dużo. 

Joanny Kwiatkowskiej  wysłuchała Gabriela Paul

Głosuj w plebiscycie Gloria 2021 organizowanym przez tygodnik "Chwila dla Ciebie"

Reportaż opublikowano w "Chwili dla Ciebie" w 2021. Pani Joanna Kwiatkowska wraz z dziewięcioma innymi bohaterkami reportaży "CdC" została nominowana do tytułu Gloria 2021 w plebiscycie organizowanym przez redakcję tygodnika. 

O tym, czy zostanie Glorią 2021 zdecydujesz, głosując w plebiscycie na stronie https://sprawdzone.pl/gloria2021.

Czytaj więcej