"Moja synowa miała dwie lewe ręce. Nawet nie wiem, kiedy z troskliwej matki stałam się służącą..."
Fot. 123RF

"Moja synowa miała dwie lewe ręce. Nawet nie wiem, kiedy z troskliwej matki stałam się służącą..."

"Cieszyłam się, że mój syn dba o żonę, chwilami jednak miałam wrażenie, że oboje przesadzają – ona z tym kiepskim samopoczuciem, a on ze swoją opiekuńczością. Ciągle słyszałam: pomóż, daj. A kiedy urodził się wnuk, było tylko gorzej..." Ewa 60 lat

Młodszy syn zawsze był moim oczkiem w głowie. Więcej chorował i wymagał większej troski niż starszy. Dłużej też nie mógł ułożyć sobie życia. Starszy, Przemek, szybko się ożenił i dorobił dwójki dzieci. Młodszy, Rafał, wciąż pakował się w kolejne nieudane romanse.

W końcu się zakochał, ale oczekiwał pomocy

Wreszcie jednak trafiła kosa na kamień, bo syn zakochał się w Hani. Zauważyłam, że to poważna sprawa, gdy zaprosił ją do nas domu na kolację.
– Pamiętaj, że Hania nie jada pomidorów! – przypominał mi kilkakrotnie, gdy robiłam sałatki. – I nie za dużo oliwek. Ona za nimi nie przepada. Wreszcie „wielka miłość” mojego synka stanęła w naszych drzwiach. Nie była zbyt rozmowna, nie starała się też zrobić dobrego wrażenia. Mimo to Rafał był nią zachwycony.
– Hania pracuje w banku i niedługo zostanie kierownikiem oddziału – oświadczył z dumą. Z przejęciem opowiadał o zaletach swojej dziewczyny: cały czas się dokształcała, była oszczędna i gospodarna… Wkrótce zaproponował nam wizytę u jej rodziców, bo chociaż znali się zaledwie pół roku, już robili przygotowania do ślubu. Wesele miało być huczne. Zaproszono aż sto osób. W prezencie ślubnym postanowiliśmy z mężem kupić młodym pralkę.
– Ale nam najbardziej potrzebne jest mieszkanie. Już znaleźliśmy takie w sam raz i pilnie potrzebujemy gotówki. Rodzice Hani dadzą połowę. Chyba moglibyście się dołożyć?

Czy taka pomoc młodszemu synowi była sprawiedliwa?

To była dla nas duża suma… W grę wchodził kredyt na wiele lat. Mąż kręcił nosem, gdy tłumaczyłam mu, że nie możemy być gorsi od teściów Rafała.
– Przecież Przemkowi nie kupiliśmy mieszkania. To nie jest sprawiedliwe.
– Przemkowi było łatwiej. Teraz, w dobie kryzysu, wszystko jest droższe – upierałam się.
– Pewnie, ale Rafał długo szykował się do ślubu, miał czas uskładać sobie na mieszkanie. Zresztą, sami mogą wziąć kredyt.
– Kredyt chcą wziąć na urządzenie mieszkania. To też przecież duży wydatek. No i stanęło na moim, chociaż spłata pożyczki mocno obciążała nasz budżet. Jeszcze bardziej ucieszyłam się, gdy okazało się, że Hania spodziewa się dziecka. Rafał natomiast bardzo się martwił, bo żona źle znosiła ciążę.
– Nie chcę, by się przemęczała. Możemy u was jeść obiady? Hania nie musiałaby gotować i byłaby w lepszej formie. Zgodziłam się na to chętnie. Dla mnie to niewielka różnica – gotować dla dwu czy czterech osób. Była to jednak różnica w naszym budżecie… Ale Rafał nie wspomniał o dołożeniu się do tych domowych obiadków, a mnie było głupio o tym z nim rozmawiać.

Bywało bardzo nieprzyjemnie

Cieszyłam się, że mój syn dba o żonę, chwilami jednak miałam wrażenie, że oboje trochę przesadzają – ona z tym kiepskim samopoczuciem, a on ze swoją opiekuńczością. Od szóstego miesiąca ciąży Hania siedziała w domu na zwolnieniu lekarskim. Nie robiła prawie nic, tylko leżała. Nie ruszała się nigdzie bez Rafała, który wszędzie woził ją autem.
– Ciąża to przecież nie choroba – suszyłam głowę synowi, gdy któregoś dnia przyjechał po obiad dla nich obojga, bo Hania jak zwykle miała kiepski nastrój.
– To przecież ja ją wożę, nie ty? Przeszkadza ci to?
– Skądże! Po prostu twoja żona nie robi w domu nic. Rafał nieomal się obraził.
– Widzę, że jej nie lubisz!
– Co ty pleciesz?
– Widzę, jak jej się przyglądasz. Gdy powiedzieliśmy ci o ciąży, nawet nie dałaś jej żadnego prezentu, chociaż Beacie podarowałaś złote kolczyki i bransoletkę…
Zrobiło mi się trochę nieprzyjemnie. Beata była moją synową od ośmiu lat. – Twoja Hania dostanie ode mnie prezent, jak urodzi się dziecko – obiecałam.
– Daj jej ten pierścionek. Hania mówiła mi, że bardzo jej się podoba – Rafał wskazał na moją rękę. To był mój ulubiony pierścionek, jedyny, jaki nosiłam od lat. Zrobiło mi się przykro.
– To pierścionek od twojego taty. Kupił mi go, gdy urodził się Przemek. Dam jej inny.
– Nic jej nie musisz dawać – Rafał zabrał zapakowany obiad i wyszedł, nie mówiąc nawet „do widzenia”. Co było robić? Dałam synowej ten pierścionek przy najbliższej okazji. Dla świętego spokoju. No i już ani słowem nie wspomniałam o zwyczajach panujących w domu Rafała.

Mój mąż kręcił nosem, że faworyzuję Rafała

– Niedługo urodzi się im dziecko, to pewnie zechcą, byś się nim zajmowała – burknął z przekąsem.
– Masz coś przeciwko wnukom?
– Nie wnukom, ale wnukowi. Beata i Przemek odchowali dzieci sami. Tak było rzeczywiście. Po urodzeniu Marzeny i Zosi Beata wzięła bezpłatny urlop do czasu, aż dziewczynki podrosły. Obie wnuczki odwiedzały nas często, ale nie było potrzeby, bym je niańczyła.
A Bartkiem musiałam się zająć od urodzenia. Chociaż Hania miała urlop macierzyński, Rafał poprosił mnie, bym pomogła jej w opiece nad małym. W praktyce okazało się to bardzo uciążliwe, bo synowa zupełnie sobie nie radziła. Gdy dziecko płakało, wpadała w panikę albo złościła się i Bartek wrzeszczał jeszcze głośniej. Uspokajał się za to natychmiast, gdy brałam go na ręce. Przychodziłam więc do nich już rano, a kiedy dziecko zasypiało, brałam się za sprzątanie, pranie i prasowanie, bo Hania narzekała, że jest niewyspana i lubiła zdrzemnąć się przed południem. Zajmując się dzieckiem, robiłam obiad, a potem jeszcze kąpałam Bartka. Po dwóch miesiącach byłam tak przemęczona, że zaczął dokuczać mi kręgosłup.
– Jutro muszę pójść do lekarza. – Jesteś chora? – zaniepokoił się Rafał. – Niemiłosiernie bolą mnie plecy. – Ale po wizycie u lekarza będziesz u nas? – Nie wiem, czy przyjdę. – Postaraj się, no bo jak Hania sobie sama poradzi z małym…

Rafał wcale nie przejął się moim samopoczuciem

Zrobiło mi się przykro. Wracając do domu, cały czas myślałam o Rafale i Hani. To przecież nie jest normalne, żeby dwoje młodych, zdrowych ludzi nie mogło się jeden dzień obyć bez matki… Matki? A może darmowej służącej… Rafał przecież nie przejął się wcale moim zdrowiem i samopoczuciem. Nawet do głowy mu nie przyszło, by mnie odwieźć do domu! Kiedy jechałam przez pół miasta autobusem, zrozumiałam, że jedyne, na czym mu zależało, to abym przyszła zająć się Bartkiem i tym ich całym bałaganem, który czekał na moje spracowane ręce! Miałam tego serdecznie dosyć. Może sobie uważać Hanię za ósmy cud świata. Wcale mi to nie przeszkadza. Ale nie dam się dłużej tak wykorzystywać. Zamierzam im oświadczyć, że już koniec z niańczeniem całej ich trójki. To zapewne zepsuje nasze wzajemne relacje, może nawet na długo. Lepiej jednak zmądrzeć późno niż wcale.

 

Czytaj więcej