"Podczas wyjazdu natknęliśmy się na... mojego szwagra, który zaginął lata temu. Dlaczego odszedł wtedy bez słowa?"
Fot. 123RF

"Podczas wyjazdu natknęliśmy się na... mojego szwagra, który zaginął lata temu. Dlaczego odszedł wtedy bez słowa?"

"Tamtego wieczora po całym dniu w górach wybraliśmy się do lokalnej knajpki na kolację. W pewnym momencie jedzenie stanęło mi w gardle... Zamarłam, nie mogąc uwierzyć w to, kogo widzę!" Wiola, 35 lat

 – Może rzucić to wszystko i wyjechać w Bieszczady? – zaproponował mój mąż pewnego wieczora, gdy wykończona ciężkim dniem padłam na kanapę. Włączyłam telewizję, ale płynące stamtąd wiadomości nie poprawiły mojego nastroju.
– Nie kuś... – odpowiedziałam.
– Serio mówię, może skoczylibyśmy się zresetować? Chociaż na kilka dni. Jak nie naładujemy akumulatorów, to popadamy jak muchy – stwierdził Rafał. Spojrzałam na niego uważnie. Miał rację, oboje potrzebowaliśmy odpoczynku, mieliśmy za sobą trudny czas w pracy.

Lubiliśmy nasze spontaniczne wypady

Pomysł krótkiego wyjazdu i nabrania sił bardzo mi się spodobał. Oboje uwielbialiśmy takie spontaniczne wypady. W efekcie już kilka dni później zagościliśmy w pięknym pensjonacie na drugim końcu Polski. „Tego mi było trzeba”, pomyślałam, spoglądając na otaczające nas góry.
– To był dobry krok. – Rafał stanął obok i objął mnie ramieniem. To miały być dni należące tylko do nas. Robiliśmy to, co lubiliśmy, czyli całymi dniami chodziliśmy po górach, i sprawiało nam to mnóstwo frajdy. Męczyliśmy się fizycznie, ale nasze głowy odpoczywały.
Pewnego wieczora postanowiliśmy wybrać się do lokalnej knajpki na kolację. Słyszeliśmy o niej dużo dobrego. Nie miałam tylko pojęcia, że zamówiona przeze mnie jagnięcina niemal stanie mi w gardle...

Przy sąsiednim stoliku zobaczyłam znajomego mężczyznę...

Wieczór mijał naprawdę miło, jedzenie było smaczne, w tle grała przyjemna muzyka. Było cudnie... dopóki nie zwróciłam uwagi na parę, która zajęła stolik obok. Zamarłam, nie mogąc uwierzyć w to, kogo widzę.
– Marcin? – powiedziałam z niedowierzaniem, a gdy mężczyzna przy sąsiednim stoliku podniósł wzrok, wiedziałam, że mam rację! To był mój szwagier! Mąż mojej siostry, który... zaginął siedem lat wcześniej!
– Co ty tu robisz? Co się z tobą działo? Poznajesz mnie? – zasypałam go pytaniami.
– Tak, Wiolu, poznaję cię – odpowiedział powoli, rozglądając się nerwowo wokół.
– Misiu, może mnie przedstawisz? – odezwała się towarzysząca mu, skądinąd sympatyczna, blondynka.
Na twarzy Marcina zobaczyłam ogromne zakłopotanie. Milczał. Zerknęłam na Rafała, też milczał z zaciętą miną.
– Miło mi, jestem Wiola, szwagierka Marcina. – Wyciągnęłam rękę do blondynki.
– Szwagierka? – zapytała zdezorientowana, zerkając to na mnie, to na Marcina.
– Może pogadajmy gdzie indziej... – bąknął mój szwagier.
Tak, szwagierka, siostra jego żony, matki jego dzieci, która od siedmiu lat czeka na jakiekolwiek informacje o swoim zaginionym mężu – podniosłam głos wyzywająco, na co inni goście restauracji zareagowali wyraźnym zaciekawieniem.
Blondynka zbladła i patrzyła na Marcina wyczekująco.
– Wiola, nie rób scen, wszystko wytłumaczę, ale ciszej, na Boga, bo ludzie mnie tu znają! Ewelinko, tobie też wyjaśnię – zaczął się plątać, ale wspomniana Ewelinka po chwili wymierzyła mu siarczysty policzek, po czym wybiegła z restauracji.
– Proponuję wyjść na zewnątrz – powiedział Rafał, a ja i Marcin skwapliwie przyznaliśmy mu rację. 

Dlaczego przed laty odszedł bez słowa?

Gdy już znaleźliśmy się przed restauracją, oboje z mężem wbiliśmy pełne oczekiwania spojrzenia w mojego szwagra. A on wyjął powoli papierosa, zapalił, zaciągnął się mocno i wyrzucił z siebie:
– Nie jestem z tego dumny, ale uciekłem... Poczułam, jak moje dłonie zaciskają się w pięści.– Wiem, że nie zrozumiecie, ale to mnie przerosło, ten codzienny kierat, dni wyglądające tak samo, opieka nad Zośką... Poza tym między mną a Anią i tak się nie układało – tłumaczył pokrętnie.

Ale dlatego odszedłeś bez słowa? Bo znudziło ci się bycie mężem i ojcem? Dlatego zostawiłeś z dnia na dzień moją siostrę i swoje dzieci, w tym niepełnosprawną Zosię? Wiesz, że mogłeś się po ludzku rozwieść, łajdaku? Że nie musiałeś fundować jej bezsennych nocy i wypłakiwania oczu za takim zerem jak ty? – znów podniosłam głos, wiedziałam, że ludzie na ulicy i w restauracji mnie słyszą, ale miałam to w głębokim poważaniu.
– Gdybym poprosił o rozwód, wszyscy uznaliby mnie za świnię. Co to za facet, który zostawia żonę i dzieci, w tym jedno z porażeniem mózgowym? Lepiej, żeby wszyscy myśleli, że coś mi się stało – powiedział, a ja nie mogłam uwierzyć, że naprawdę to usłyszałam!

Rafał w tym momencie po prostu przyłożył mu pięścią w nos! I trudno było mu się dziwić...
– Stary, masz się odezwać do Anki i po ludzku z nią rozwieść, szybko i bezboleśnie. Rozumiesz? – wycedził do zdumionego Marcina. – A! I jeszcze jedno! Będziesz grzecznie płacił alimenty. Wiem, co mówię, w innym wypadku moja kancelaria chętnie puści cię w skarpetkach – dodał. To był koniec tej szokującej rozmowy.

Wróciły do nas koszmarne wspomnienia

Gdy dotarliśmy do pensjonatu, nie umieliśmy znaleźć sobie miejsca. Wróciły do nas najgorsze wspomnienia. Doskonale pamiętałam telefon od przerażonej Ani, która powiedziała mi, że Marcin wyszedł do pracy, ale nigdy do niej nie dotarł... To był okropny czas. Wszyscy go szukali! Policja, znajomi, przyjaciele, a nawet obcy ludzie! Ania odchodziła od zmysłów, z dnia na dzień została sama z pięcioletnim Antkiem i roczną Zosią, która na dokładkę urodziła się z porażeniem mózgowym i codziennie wymagała specjalistycznej opieki. Wszyscy byliśmy wstrząśnięci, to nieszczęście spadło na nas jak grom z jasnego nieba. Inne sprawy zeszły na dalszy plan, każdy z nas rzucił się w wir poszukiwań! Sprawdzaliśmy najmniejszy trop, wybraliśmy się nawet do jasnowidza! Nikt z nas nie przypuszczał, że Marcin zwyczajnie zostawił rodzinę... Braliśmy pod uwagę raczej jakieś nieszczęście, wypadek, nawet porwanie, ale na pewno nie to!

Gdy pomyślałam o tym, co poczuje moja siostra, kiedy dowie się, że mąż z premedytacją skazał ją na piekło niepewności i nieprzespanych nocy, na samotne macierzyństwo, aż skuliłam się w sobie.
– Rafał, ja w to nie wierzę, naprawdę nie wierzę – powiedziałam.
– Wiem, kochanie, nikt z nas by w to nie uwierzył. Marcin nigdy nie był ideałem, ale nie posądziłbym go o coś takiego. W głowie mi się nie mieści, że można tak postąpić! – stwierdził mój ślubny.
– Co za drań! – Pokręciłam głową.

To spotkanie wszystko zmieniło...

Nie mogliśmy tam zostać. Na samą myśl, że miałabym znów zobaczyć Marcina, krew mnie zalewała! Spakowaliśmy się i wróciliśmy do domu. Całą drogę próbowaliśmy wymyślić jakiś sensowny sposób na przekazanie Ani wieści. Byliśmy pewni, że musimy to zrobić, ale jak? W końcu uznaliśmy, że poproszę mamę, by zajęła się dzieciakami, a ja zaproszę do siebie siostrę, byśmy mogły spokojnie porozmawiać.

Nigdy w życiu tak się nie stresowałam żadną rozmową. Byłam przekonana, że dla Ani to będzie cios w samo serce. Nie myliłam się. Gdy do mnie przyszła, starałam się przekazać jej wszystko możliwie jak najspokojniej, ale głos mi się łamał. Ania słuchała mnie uważnie i choć oczy otwierała coraz szerzej, nie mówiła nic. Dopiero po dłuższej chwili szepnęła:
– Czasem nawet tak myślałam, że może miał dość i po prostu uciekł. A potem dopadały mnie ogromne wyrzuty sumienia, że to w ogóle przyszło mi do głowy, bo przecież kto tak robi... – Spojrzała mi w oczy, a potem ukryła twarz w dłoniach.

Pomyślałam, że najchętniej udusiłabym drania gołymi rękoma…

Od tych wydarzeń minęły trzy miesiące. Marcin odezwał się do Ani, by omówić rozwód. Przestraszył się gróźb Rafała. To trudne, ale moja siostra jest bardzo dzielna. Patrzę z podziwem na jej siłę i opanowanie.
– Wiesz co? Dobrze, że się wyjaśniło, przynajmniej mogę zamknąć ten rozdział – powiedziała ostatnio i uśmiechnęła się blado. A ja pomyślałam, że jeszcze przyjdą dni, kiedy będzie śmiać się w głos, zaś Marcin gorzko pożałuje swoich grzechów.

 

Czytaj więcej