"Moja siostra nie radziła sobie z córką, więc wysłała ją do mnie. Chciała pozbyć się kłopotu...!"
Fot. 123 RF

"Moja siostra nie radziła sobie z córką, więc wysłała ją do mnie. Chciała pozbyć się kłopotu...!"

"Zgodziłam się przyjąć moją siostrzenicę do pracy. Przez pierwsze dni bacznie ją obserwowałam i byłam szczerze zdziwiona. Bo jak na Ulkę – pyskatą i imprezującą – bardzo się starała, była dziwnie spokojna, wręcz smutna. Wkrótce okazało się, że ona potrzebuje pomocy..." Edyta, 57 lat

Od kilku lat prowadziłam mały pensjonat w górskiej miejscowości. Niemal całe życie marzyłam o tym, abyśmy mogli się z mężem wyprowadzić z miasta. Umożliwił nam to spadek po teściach. A potem Krzysztof zmarł nagle i zostałam sama z moim marzeniem. Nie załamałam się jednak. Miałam plan i chciałam, aby mąż – gdziekolwiek jest – był ze mnie dumny.

Zgodziłam się zatrudnić siostrzenicę 

W swoim pensjonacie zajmowałam poddasze i chociaż było ono znacznie mniejsze od tego, które mieliśmy w mieście, byłam tu szczęśliwa. Przez okno widziałam góry i las. Miałam tu spokój, którego tak bardzo potrzebowałam. Myślałam o tym wszystkim, gdy siostra zadzwoniła i przedstawiała mi kolejne argumenty…
– I co ty na to? – usłyszałam w końcu.
– Magda, muszę się zastanowić…
– To jest dla niej ratunek, nie rozumiesz? – zdenerwowała się moja siostra, a ja nie mniej się zirytowałam.
– Tak, rozumiem, że Ulka wpadła w złe towarzystwo i że źle się dzieje, a ma dwadzieścia lat, więc niewiele możesz zrobić, oprócz zmuszenia jej do pracy u ciotki. Tyle że ja nie lubię nikogo do niczego zmuszać. Musi chcieć przyjechać, rozumiesz?
– Tak, no przecież na siłę do pociągu jej nie wsadzę… Porozmawiam z nią i zaproponuję, bo już nie wiem, co mam robić…
Powiedz jej, że dostanie pokój, pensję i pracę. Na takich samych zasadach, jak inni. I niech przyjedzie na miesiąc próbny – zdecydowałam w końcu. – Jeśli się sprawdzi, może zostać, jeśli nie, musi sobie radzić.
Siostra zgodziła się. Ciekawa byłam jednak, co zrobi siostrzenica. Bo Ulka dawała rodzicom do wiwatu już wcześniej.

Z Ulą były kłopoty

Była dzieckiem wyczekanym i nadzwyczaj słodkim, tak do dwunastego roku życia. Potem zamieniła się w półdiablę. A gdy poszła do szkoły średniej i spotkała o cztery lata starszego Damiana, życie rodziny zamieniło się w bezustanne zmartwienia. Imprezy, kłopoty z nauką, problemy wychowawcze… Jakoś udało się przepchnąć Ulkę do matury, którą zdała ledwo, ledwo. W tym czasie porzuciła Damiana i związała się z największym łobuzem na osiedlu. Mój szwagier nieraz mówił, że ten chłopak skończy w więzieniu. Obawiałam się, że podobny los może czekać i Ulkę…
Rozmowy trwały ponad dwa tygodnie, w końcu szwagier zagroził córce wyrzuceniem z domu. Pomyślałam, że musiał być doprowadzony do ostateczności.
– Przyjedzie w sobotę – oznajmiła mi siostra przez telefon. – Mam nadzieję, że twoja oferta jest ciągle aktualna?
– Tak, i ustalenia z nią związane również.
– Powiedziałam to Uli…
– A słuchała, co mówisz? – zapytałam złośliwie.
Gdybym ja była matką tej pannicy, inaczej by to wyglądało. Tak sądziłam.

W pracy byłam dla niej szefową, nie ciocią

Kilka dni później czekałam na Ulę na peronie. Widok na góry był bajkowy, ale siostrzenica nawet na nie nie spojrzała. Miała nadętą minę, ale postanowiłam to lekceważyć. W końcu nie przyjechała na ferie, tylko do pracy.
– Dzień dobry! Ładny dzień dzisiaj – przywitałam ją życzliwie.
– Cześć, ciociu! – rzuciła i podreptała za mną do auta. – Mama mówiła, że będę mieć własny pokój.
– Owszem.
– A ile będę zarabiać?
– Porozmawiamy, jak dojedziemy.
Kiedy wytłumaczyłam Uli, że będzie pomagać dziewczynie sprzątającej pokoje i ścielącej łóżka, wydęła usta.
– A nie mogę być kelnerką?
– Żeby być kelnerką, trzeba coś umieć, moja droga – odparłam. – I ustalmy to już na początku: przyjechałaś tu, bo prosiła o to twoja mama. Tu jestem dla ciebie szefową, nie ciocią. Przy innych pracownikach masz się zachowywać dobrze i nie podważać mojego autorytetu.
– OK – rzuciła Ulka.
– Dostajesz taką samą stawkę jak Krysia, z którą będziesz pracować. Krysia jest punktualna, rzetelna, mieszka dwie ulice stąd. Pracuje u mnie już dwa lata. Jeśli będziesz chciała o coś zapytać, na pewno ci pomoże. Pracę zaczynasz jutro rano. O szóstej pobudka, o siódmej jemy śniadanie w kuchni. Dzisiaj możesz odpocząć.

Obserwowałam Ulę przez pierwsze dni

Krysia szybko wzięła ją w obroty. A nauczenie się zamiatania i równego ścielenia łóżka nie należy do skomplikowanych zadań. Po jakimś czasie doszłam do wniosku, że Ulka daje sobie radę, chociaż musiałam kilka razy zwracać jej uwagę, żeby przy gościach nie żuła gumy i nie przeklinała, jak jej coś spadnie. Zastanawiałam się też, jak sobie będzie radzić dalej i czy groźba wyrzucenia z domu aż tak podziałała. Bo jak na Ulkę – pyskatą i imprezującą – była dziwnie spokojna, czasem miałam wrażenie, że nawet smutna. Popołudniami zamykała się w swoim pokoju i albo klikała coś na telefonie albo oglądała filmy. Kiedy wszystko było zrobione, przymykałam oko na pogaduszki Krysi, pani Alicji, kucharki, Wojtka i Rafała z obsługi. Siedzieli w kuchni, a czasem i grzańca im pani Alicja zrobiła. Ale Ulki jakoś do nich nie ciągnęło. Może uważała się za lepszą albo nie chciała się z nimi poznawać, bo uważała, że jest tu tylko na chwilę? Trochę mnie też drażniło, że odkąd Ulka przyjechała, Magda i szwagier nawet nie zadzwonili.
– Mama się do ciebie odzywała? – spytałam siostrzenicę.
Akurat wynosiła posegregowane w workach śmieci przed drzwi pokoju.
– Pisała SMS-a.
– A, to dobrze.
Magda zadzwoniła dopiero pod koniec drugiego tygodnia pobytu Ulki u mnie. Mogłam z przyjemnością stwierdzić, że się sprawdziła i chociaż sporo jest jeszcze do poprawienia, dobrze rokuje. Zauważyłam też, że zaczęło Ulę ciągnąć do pani Alicji. Kiedyś zastałam je na wspólnym pieczeniu ciasta. Nie wiedziałam, że siostrzenica ma pociąg do gotowania.
– Miło to słyszeć – w głosie Magdy usłyszałam ulgę. – A… ten jej chłopak… kontaktował się z nią może?
Trochę się zdziwiłam. Mnie o to pyta? Ona, matka?
– Nie wiem. Nie wnikam w życie osobiste moich pracowników – odparłam ozięble.

Krysia przekazała mi szokującą informację

Kilka dni później przyszła do mnie Krysia. Widać było, że jest skrępowana.
– Coś się stało, Krysiu? Urszula coś zrobiła nie tak? – spytałam, chcąc jej ułatwić rozpoczęcie rozmowy.
– Nie, szefowo. To miła dziewczyna. Tylko ona… Ja wiem, że pani jest jej ciocią, ale…
– No wyduś to wreszcie – popędziłam ją.
Ula jest w ciąży, dlaczego nikt jej nie wspiera? – wypaliła Krysia i się zaczerwieniła.
– Słucham?!
– Powiedziała mi, że chłopak ją rzucił dla innej, a jak dowiedział się, że jest w ciąży, to ją wyśmiał i kazał spadać. Matka ją tu wysłała, żeby wstydu nie było. A ona najpierw była zła, ale teraz boi się, że jej pani każe wyjechać, a ona chciałaby zostać, bo jej tu dobrze i w ogóle – powiedziała Krysia na jednym wdechu.
Zostawiłam zdumioną dziewczynę i pognałam schodami do pokoju siostrzenicy.
Awanturę, jaką zrobiłam siostrze i szwagrowi po rozmowie z Ulką, słychać pewnie było nawet w składziku na drewno, ale miałam to w nosie. Jak mogli tak traktować własne dziecko, nawet jeśli zrobiło coś głupiego? Jak mogli mnie okłamać?
Efekt tej awantury jest taki, że Ulka zostaje u mnie. Tu urodzi dziecko, tu je wychowa, pracując na zmiany z Krysią. A od tego gagatka ściągniemy alimenty. Już byłam w tej sprawie u wójta. Jego synowa jest prawniczką. Niejednej dziewczynie pomogła. Póki ja mam hotel, a Ulka wolę zmiany swojego życia, powinno się udać.

Czytaj więcej