"Spotkaliśmy się po latach na naszej stacji Miłość. Znowu poczułam się jak młoda dziewczyna..."
Fot. 123 RF

"Spotkaliśmy się po latach na naszej stacji Miłość. Znowu poczułam się jak młoda dziewczyna..."

"Tamtego dnia lało jak z cebra. Uciekł mi pociąg, nie zdążyłam na rozmowę o pracę... Za to poznałam chłopaka, który zawojował moje serce.  Ja, która zawsze twardo stąpałam po ziemi, zostałam porwana w ramiona przez romantycznego lekkoducha. Szkoda tylko, że potem straciliśmy się z oczu na ponad 30 długich lat..." Maria, 58  lat

Tamtego dnia lało jak z cebra. Wiatr zniszczył mi parasol, więc wyglądałam jak zmokła kura. Na dodatek złamałam obcas i spóźniłam się na pociąg. Tego było już za wiele. Rozbeczałam się jak dziecko. Nie zważając na deszcz, usiadłam na dworcowej ławeczce i wyłam jak głupia.

Nieznajomy chłopak zawojował moje serce

– Ja też lubię sobie czasem zmoknąć – usłyszałam nagle męski, aksamitny głos.
Koło mnie siedział ciemnowłosy chłopak z zadziornie przekrzywionym kaszkietem na głowie.
– Mam propozycję – zagadnął. – Możemy tu moknąć razem. Ale ostrzegam! Kiedy moknę w deszczu, lubię sobie pośpiewać, a śpiewam dość nieporadnie, więc to będzie dla ciebie tortura. – Uśmiechnął się zawadiacko. – Zamiast tego proponuję kawę i ciastko w dworcowej kawiarni, co ty na to? – zapytał.
I tak to się właśnie zaczęło. Tamtego dnia nie zdążyłam na rozmowę o pracę, za to poznałam chłopaka, który szybko zawojował moje serce. Jurek z wszystkiego robił sobie żarty, rzadko kiedy brał życie na poważnie i może właśnie dlatego przy nim wielkie problemy nagle stawały się kłopocikami, które szybko znajdowały proste rozwiązania. Zauroczył mnie i przepadłam. Ja, która zawsze twardo stąpałam po ziemi, zostałam porwana w ramiona przez romantycznego lekkoducha. To on sprawiał, że czułam się jak w siódmym niebie.

Mieliśmy swoją stację Miłość

Dworcowa kawiarenka, choć obskurna i mało klimatyczna, stała się dla nas szczególnym miejscem. To tu wszystko się zaczęło, więc wracaliśmy tam jak bumerangi. To tu świętowaliśmy moje urodziny i zdobycie tytułu inżyniera przez Jurka. To tu przychodziliśmy w każdą rocznicę naszego pierwszego spotkania.
– Mamy naszą prywatną stację Miłość – zwykł mawiać Jurek.
Byłam pewna, że to właśnie tam Jurek kiedyś mi się oświadczy. Wszystko na to wskazywało, gdy któregoś dnia poprosił, byśmy spotkali się w dworcowej kawiarence, bo musi powiedzieć mi coś ważnego. Ubrałam swoją najlepszą sukienkę, a usta pociągnęłam malinową szminką. Leciałam na to spotkanie jak na skrzydłach.
– Dostałem propozycję pracy – zaczął. – To dla mnie wielka szansa.
Nie tego się spodziewałam, ale ucieszyłam się z jego sukcesu.
– Moje gratulacje! – powiedziałam i wyściskałam go serdecznie.
– Jest tylko jeden kłopot – powiedział, nie patrząc mi w oczy. – Będę musiał wyjechać do Gdańska – wyjaśnił. – Jedź razem ze mną, proszę.
Nagle wszystkie plany, które snułam, legły w gruzach. Mały, biały domek z ogródkiem warzywnym i piaskownicą dla trójki naszych dzieci odjechał jak pociąg ekspresowy do Warszawy.
– Wiesz dobrze, że nie mogę zostawić taty samego – wyszeptałam.

Tata po śmierci mamy pogrążył się w depresji

Zaczął podupadać na zdrowiu, jakby celowo się poddał, by szybciej znaleźć się znowu blisko niej. Troskliwie się nim opiekowałam i serce mi się kroiło, kiedy patrzyłam, jak niknie z dnia na dzień. Beze mnie by sobie nie poradził.
– Zabierzemy go ze sobą – powiedział Jurek. – Dostałem mieszkanie służbowe. Małe, ale jakoś się pomieścimy – zapewnił.
– Nie będzie chciał jechać – odparłam zrezygnowana. – Codzienne wizyty na cmentarzu to jedyny sens jego życia.
– W takim razie nie przyjmę tej pracy – zadecydował Jurek.
– Nie mogę ci na to pozwolić – powiedziałam ze smutkiem. – Kiedyś byś mnie za to znienawidził.

Jurek wyjechał, a ja zostałam sama

Jurek wyjechał. Obiecał, że będzie przyjeżdżał tak często, jak tylko się da. Częściej jednak przychodziły listy od niego. Wciąż mnie w nich zapewniał, że kocha i tęskni. Ja też usychałam z miłości, ale musiałam być silna. Nagle bowiem moje życie stało się jednym, wielkim obowiązkiem. Pracowałam, opiekowałam się tatą, dbałam o dom. Nawet nie zauważyłam, że listy od Jurka przychodzą coraz rzadziej.
W końcu w ogóle przestał pisać. Choć serce mi krwawiło, zrozumiałam, że zapomniał, poukładał sobie życie beze mnie, poprosił inną o rękę. Nie miałam do niego żalu, choć wciąż beznadziejnie się w nim kochałam.
Rok mijał za rokiem. Każdy podobny do poprzedniego. Zmieniały się tylko leki, które podawałam tacie, i daty w kalendarzu. I twarz, która codziennie patrzyła na mnie w lustrze. Była coraz bledsza i smutniejsza...

Znalazłam szczęście u boku innego mężczyzny

Kiedy wydawało się, że już nic dobrego mnie nie spotka, w moim życiu pojawił się Zbyszek. Dał mi szczęście i dwóch wspaniałych synów, którzy są wiernymi kopiami ojca. Był dobrym mężem, czułym i wyrozumiałym. Otulał mnie kocem, gdy zasypiałam z książką na kanapie, po śmierci taty trzymał mnie w ramionach przez całą noc, nazywał „swoją słodką kruszyną”...
Ale w końcu i jego zabrakło w moim życiu. Zmarł cichutko, we śnie. A ja znowu pogrążyłam się w smutku...

Jesień mojego życia zapowiada się pogodnie

2 lata po śmierci męża niespodziewanie zadzwonił do mnie Jurek. Kiedy dowiedział się, że podobnie jak on owdowiałam, zapytał, czy miałabym ochotę na spotkanie.
– Chętnie cię znów zobaczę – odparłam podekscytowana.
– W takim razie będę na ciebie czekał na stacji Miłość w piątek o piętnastej – zaproponował.
Poszłam... Na przystanku wszystko się zmieniło. Stary dworzec wyremontowano, a w miejscu naszej dworcowej kawiarenki powstała stylowa restauracja. My też się zmieniliśmy. Starsi, z pokaźnym kompletem zmarszczek...
A jednak kiedy Jurek zamknął mnie w swoich ramionach, poczułam się jak młoda dziewczyna.
Znów byliśmy razem i tylko to się liczyło. I wiecie co? Po latach, rok po tym spotkaniu, w końcu doczekałam się swoich oświadczyn na przystanku Miłość. Jesień mojego życia zapowiada się zatem słoneczna...

 

 

Czytaj więcej