"Porzuciłam rodzinę niemal bez słowa. Ale wróciłam i miałam nadzieję, że mi wybaczą..."
Fot. 123 RF

"Porzuciłam rodzinę niemal bez słowa. Ale wróciłam i miałam nadzieję, że mi wybaczą..."

"Gdy stanęłam przed drzwiami mieszkania, które niedawno było moim domem, serce biło mi jak szalone. Wyobrażałam sobie, że Grzesiek mi otworzy, a ja zobaczę w jego oczach iskrę radości i miłość, która była tam od zawsze. Ale gdy drzwi się otworzyły, zamarłam... Nie tego się spodziewałam!" Karolina, 34 lata

Stałam przed drzwiami swojego mieszkania i znów naszły mnie wątpliwości. „Może powinnam wcześniej zadzwonić? Albo chociaż napisać SMS? Nie, to bez sensu, tak jest lepiej. Pewne rozmowy muszą się odbyć twarzą w twarz”, stwierdziłam. „Ciekawe, czy dzieciaki są w domu? Jak zareagują? Czy się ucieszą? A może będę onieśmielone? W ich wieku dwa lata to cała wieczność”, myślałam przerażona.

Dzieci na pewno za mną tęskniły

Po chwili jednak doszłam do wniosku, że przecież jestem ich matką. Na pewno tęskniły i przyjmą mnie z radością. Będę musiała wynagrodzić im swoją nieobecność, ale wszystko się ułoży. Milion razy wyobrażałam sobie tę chwilę. Grzesiek mi otwiera, jest zdziwiony, ale widzę w jego oczach iskrę radości i miłość, która była tam od zawsze. Potem długo rozmawiamy, oczywiście nie jest to łatwa rozmowa, ale koniec końców mój były mąż mi wybacza, a potem żyjemy długo i szczęśliwie. Fakt, że dwa lata temu wyjechałam na wakacje, z których nie wróciłam, jakimś cudem puszczamy w zapomnienie.

Straciłam głowę dla przystojnego górala

Sama nie wiem, jak do tego doszło. Byłam strasznie zmęczona i znużona. Gdy koleżanka zaproponowała, żebym wyjechała na wykupiony przez nią wyjazd w góry, zgodziłam się. Pomyślałam, że dobrze mi zrobi odpoczynek od męża i dzieci. Od pewnego czasu miałam wrażenie, że kręcę się jak chomik w kołowrotku, ciągle tylko praca, dom, dzieci, szkoła i nawał obowiązków. Grzesiek też przyklasnął pomysłowi, powiedział, że powinnam skorzystać z okazji i złapać oddech. Więc pojechałam. Staszka poznałam już pierwszego wieczoru… Przystojny góral zawrócił mi w głowie jak nikt wcześniej. Po tygodniu wiedziałam, że nie chcę wracać do Warszawy, do pracy, której nie lubię, ani do domu…
– Zostań tu ze mną. Możesz przecież pracować zdalnie albo tu znaleźć pracę. Możesz się rozwieść i odwiedzać dzieci w weekendy. Przecież zasługujesz na szczęście – przekonywał mnie mój kochanek i choć wstyd mi się przyznać, nie musiał mnie długo namawiać.

Nie wróciłam do domu

Myślałam, że to tak wyjątkowe uczucie, że warto dla niego zostawić dotychczasowe życie. Byłam odurzona, nie zważałam na nic. Nie wróciłam do domu. Porzuciłam rodzinę niemal bez słowa. Wyrzuty sumienia zagłuszałam myślą, że przecież ja też zasługuję na szczęście… Nie miałam odwagi pokazać się w domu, więc kontakt z dziećmi ograniczyłam do wysyłania prezentów na urodziny i święta. A teraz, gdy sielanka się skończyła i Staszek oznajmił mi, że między nami koniec, poczułam, że nic nie mam. Nic mnie już w górach nie trzymało. I nagle zapragnęłam wrócić do domu i jakoś odbudować to, co zniszczyłam. Wiedziałam, że to nie będzie łatwe, ale mocno wierzyłam, że się uda. „Grzegorz to dobry człowiek, o wiele lepszy ode mnie i z pewnością nie jest mściwy ani zawzięty, wybaczy mi”, powtarzałam sobie, gdy drżącą dłonią naciskałam dzwonek do drzwi.

Kiedy usłyszałam dźwięk otwieranego zamka, zamarłam...

Zastanawiałam się, czy zobaczę tego samego Grześka, którego opuściłam, czy może się zmienił. Gdy drzwi się otworzyły, nie zobaczyłam jednak swojego męża, a ładną blondynkę, która patrzyła na mnie pytająco z uprzejmym uśmiechem na twarzy.
– Dzień dobry, zastałam Grzegorza? – zapytałam, gdy odzyskałam głos.
– Nie, niestety, musiał jechać do pracy, jakaś pilna sprawa – wyjaśniła. – A co panią sprowadza? Może chce pani zaczekać? Powinien niebawem wrócić – zaproponowała.
Chciałam się odwrócić i uciec, ale po chwili zza jej pleców dobiegł odgłos dziecięcych kroków.
Mama! – krzyknęła Maja i rzuciła mi się na szyję, po chwili zjawił się też Wojtek, ale on nie wykazał takiego entuzjazmu. Patrzył na mnie z bliżej nieokreślonym wyrazem twarzy.
Spojrzałam na dziewczynę, która otworzyła mi drzwi, i pomyślałam, że mój strach jest kompletnie niepotrzebny, to pewnie opiekunka. Niepokoił mnie jedynie fakt, że wyraz jej twarzy nieznacznie się zmienił. W jej spojrzeniu nie widziałam już obojętnej uprzejmości, a zakłopotanie.
– Jestem Marzena. – Wyciągnęła dłoń.
– Karolina. – Odwzajemniłam gest, a potem skwapliwe skorzystałam z zaproszenia na herbatę.

A potem wrócił Grzesiek

Musiałam się powstrzymać, by samej nie wstawić wody i nie wyjąć kubków. Wiedziałam przecież, co gdzie jest. To była dziwna chwila. Marzena przygotowywała napój wyraźnie zakłopotana, Maja trajkotała, że wiedziała, iż wrócę, Wojtek milczał, choć próbowałam go zagadać. Na szczęście, zanim zdążyłam choćby dopić herbatę, wrócił Grzesiek. Gdy mnie zobaczył, stanął jak wryty.
– Zabiorę dzieciaki na spacer, a wy pogadajcie – zaproponowała Marzena.
– Skarbie, nie musisz wychodzić – zwrócił się do niej i spojrzał na nią w taki sposób, że poczułam, jakby ktoś wetknął mi nóż w serce. W jednej sekundzie owładnęły mną zazdrość i niechęć. „Szybko się pocieszył”, pomyślałam zgryźliwie, choć była to z mojej strony czysta hipokryzja. Marzena z łatwością namówiła dzieciaki na spacer, nie umknęło mojej uwadze, że ma z nimi wyraźnie dobre relacje.

Kiedy zostałam sama z byłym mężem, zapadła cisza

– Słuchaj, Grzesiek. Ja wiem, bardzo was zawiodłam. Byłam strasznie głupia, zostawiając was, zrobiłam ogromny błąd. Ale to koniec, zrozumiałam, że moje miejsce jest przy was. Kocham was i choć wiem, że nie wynagrodzę wam mojej ucieczki, to będę próbowała. Chcę wrócić – mówiłam.
Miałam przygotowaną o wiele dłuższą przemowę, żarliwsze zapewnienia o uczuciach, gorliwsze wyrażanie skruchy. Patrzyłam jednak na Grześka i głos wiązł mi w gardle. Nie widziałam w jego oczach tej miłości, co kiedyś, nie dostrzegłam w nich grama czułości, troski, o wybaczeniu nie wspominając.

Dostrzegłam tylko obojętność

– Karolina. Zostawiłaś nas, uznałaś, że rodzina cię ogranicza, a teraz chcesz po prostu wrócić? Czyżby twój góral cię rzucił? – Spojrzał na mnie drwiąco.
– To nie tak – odpowiedziałam. – Ja po prostu tęsknię, dotarło do mnie, jak wielki błąd popełniłam. Nie chcę was stracić. Chcę widzieć, jak dorastają moje dzieci, być przy nich i udowodnić im, że już nigdy ich nie zawiodę. Zrozumiałam też, że chcę się znów budzić przy tobie, bo cię kocham i nie wiem, jak mogłam być taka głupia… – urwałam, bo Grzegorz podniósł dłoń, sugerując, bym przestała mówić.
– Karolina, daj spokój, proszę. Trzeba mieć tupet, żeby zostawić rodzinę i zjawiać się po dwóch latach, jak gdyby nic się nie stało, na dodatek oczekując, że przyjmiemy cię z otwartymi ramionami. Niemniej, dzieciaki za tobą tęsknią. Maja na pewno będzie zachwycona, że wróciłaś. Wojtek też tęsknił, choć zrobi wszystko, by tego nie okazać. Bardzo ich zawiodłaś i jeśli jeszcze raz to zrobisz, przysięgam, że uczynię wszystko, byś miała ograniczone prawa rodzicielskie. – Spojrzał mi w oczy tak, że zrobiło mi się zimno. – Nie pozwolę ci jeszcze raz ich skrzywdzić. A jeśli chodzi o mnie, to nie ma mowy o powrocie. Spotkałem Marzenę, zakochałem się i planuję z nią przyszłość. Twój powrót niczego nie zmienia w tej sytuacji – mówił spokojnie, ale właśnie ten jego spokój kroił mi serce na małe kawałeczki.

Wyraźnie przebolał już nasze rozstanie i ruszył dalej

– Robi się późno. Jeśli chcesz, możesz poczekać, aż dzieciaki wrócą i położyć je spać. Ucieszą się. Potem ustalimy, co dalej, kiedy chcesz je odwiedzać, jaki masz pomysł na nadrabianie zaległości rodzicielskich. Nie będę ci bronił kontaktu z dziećmi, ale to wszystko, na co możesz z mojej strony liczyć – dodał.
Westchnęłam.
– Grzesiek, ja popełniłam błąd…
– Wiem. Naprawdę wiem, ale to niczego nie zmienia. Kocham Marzenę, dzieciaki też ją uwielbiają, musisz się w tym odnaleźć – odpowiedział szorstko.
Przytaknęłam i z trudem powstrzymałam się od płaczu. A potem patrzyłam, jak moje dzieci roześmiane wracają ze spaceru z Marzeną. Położyłam Majkę spać. Gdy wtuliła we mnie jasną główkę, wymiękłam i poczułam, jak łzy spływają mi po policzkach. Wojtek nadal trzymał dystans, odpowiadał mi półgębkiem i unikał mojego wzroku. Będę musiała się bardzo postarać, by znów mi zaufał, ale zrobię wszystko, by tak się stało.
„Tylko że czegokolwiek nie zrobię, to już nie jest mój dom”, pomyślałam z żalem, gdy wyszłam z mieszkania i spojrzałam za siebie. Poczułam się tak, jakby ziemia usuwała mi się spod nóg.
– Mam, czego chciałam – szepnęłam do siebie.

Czytaj więcej