"Ja pani nie znam – powiedział mój ukochany, gdy rzuciłam mu się na szyję w sklepie. Nie był sam..."
Mikołaj był w szoku, gdy przypadkowo spotkaliśmy się w sklepie.
Fot. 123RF

"Ja pani nie znam – powiedział mój ukochany, gdy rzuciłam mu się na szyję w sklepie. Nie był sam..."

"Od internetowych pogaduszek zaczęła się nasza miłość. Mikołaj mówił dokładnie to, co chciałam usłyszeć. Nic dziwnego, że już pierwszego wieczoru straciłam dla niego głowę. Przypadkowe spotkanie w realu było jak kubeł zimnej wody..." Marta, 26 lat

Dlaczego tak cichutko siedzisz, aniołku? – na ekranie komputera pojawiła się nowa wiadomość skierowana właśnie do mnie. Zawsze logowałam się pod tym pseudonimem. Siedziałam w necie i śledziłam dyskusję innych osób. Każdy miał coś do powiedzenia. Klikali, śmiali się i wygłupiali. Można tu spotkać różnych ciekawych ludzi, zupełnie jak w parku, kawiarni czy na imprezie.

"Ząbek", czyli Mikołaj

– Nie wiem, o czym mam pisać – kliknęłam i wysłałam zwrotną wiadomość. Mój rozmówca miał śmieszny nick „Ząbek”. Nie wiedziałam, czy zaczepia mnie dziewczyna, czy chłopak. Kiedy nikt nas nie widzi, to możemy się trochę upiększyć, ulepszyć i wyidealizować. Możemy także zupełnie zmienić swoją osobowość, wygląd, płeć, wiek, wszystko... Po prostu możemy stać się innymi ludźmi. W końcu nikt tego nie sprawdzi. Bardzo łatwo pozbyć się wszystkich kompleksów i zostać w pełni zaakceptowanym. Przypomina mi się taki przypadek, o którym kiedyś czytałam. Pewien żonaty Amerykanin w średnim wieku przez wiele miesięcy był przekonany, że żywi odwzajemnione miłosne uczucie do młodziutkiej hinduskiej studentki. Potem okazało się, że jego „miłość” to starsza pani z bardzo luksusowego domu opieki gdzieś w Miami! Ja miałam więcej szczęścia, okazało się, że „Ząbek” to Mikołaj.
– Napisz mi coś o sobie i pójdzie jak po maśle – pojawiła się odpowiedź. Właśnie w taki sposób poznałam Mikołaja.

Pięknie pisał o miłości

Najpierw prowadziliśmy długie rozmowy o życiu, codziennych sprawach. Potem już szukaliśmy odosobnienia i klikaliśmy do siebie całymi nocami na gadu-gadu. Okazało się, że mieszkamy w miastach oddalonych od siebie o pięćdziesiąt kilometrów. Czyli całkiem blisko. Wydawał mi się mądrym i uczuciowym facetem. A kiedy jeszcze wyznał, że żona zostawiła go miesiąc po ślubie, moje serce zaczęło bić żywszym rytmem. „Biedaku”, pomyślałam, „zaopiekuję się tobą.”
Odtąd żyłam w euforii. Zupełnie nie zwracałam uwagi na innych mężczyzn.
– Nie wiesz, kto siedzi po drugiej stronie – mówiła moja koleżanka. – Może to jakiś stary, obleśny facet. Taki, wiesz, po sześćdziesiątce.
– Akurat! – prychnęłam ze złością. – Co ty tam wiesz! On tak pięknie pisze o miłości... – rozmarzyłam się.
– I co z tego? – śmiała się Baśka. – Wyidealizowałaś go i zakochałaś się w swoim wyobrażeniu. Opanuj się. Nie widzisz, że Tomek z księgowości wodzi za tobą oczami? Realny, żywy facet, a nie jakiś wirtualny gostek.
– Tomek? Niech spada, nie jest w moim typie. A Mikołaj... Czuję, że to moja druga połówka – zapewniałam ją.
– Żebyś się tylko nie rozczarowała.
Ale ja byłam głucha na jej gadanie. Myślałam tylko o Mikołaju. Wyobrażałam sobie, jaki jest cudowny i męski. Po kilkunastu tygodniach takiej znajomości zaproponował mi spotkanie. W końcu!

Już się widziałam w białej sukni z welonem...

Umówiliśmy się w moim mieście w małej knajpce. W nocy nie mogłam spać, przekręcałam się z boku na bok, wstawałam, kładłam się i tak w kółko. Rano miałam worki pod oczami i bladą twarz. Drżącą ręką zrobiłam sobie makijaż, wbiłam się w nowe ciuchy i poszłam na randkę. Już na mnie czekał.
– Witaj – podeszłam do stolika, trzymając w ręku czerwonego tulipana. Taki sam kwiat leżał koło niego. To był nasz znak rozpoznawczy. Poderwał się z krzesła i uśmiechnął. Otaksował mnie spojrzeniem.
– Właśnie taką sobie ciebie wyobrażałem – powiedział, patrząc na mnie ciepło. – Taką dziewczęcą. To dla ciebie – wyjął malutki bukiecik różyczek.
Mikołaj był przystojnym facetem. Oczarował mnie zupełnie. Tak pięknie mówił o tym, że jestem kobietą jego życia i że przez te miesiące zakochał się we mnie. Uwierzyłam mu. Już oczami wyobraźni widziałam siebie w długiej, białej sukni, kroczącą w kościele u jego boku. Pewnie dlatego do łóżka poszliśmy na pierwszej randce.
Był fantastycznym kochankiem. Od tego czasu widywaliśmy się co dwa tygodnie. Nalegałam na częstsze spotkania, ale on mówił, że ma dużo pracy i tylko co drugi weekend wolny.

Kochałam go coraz bardziej

Tak minęło pół roku. Nie wystarczały mi już te spotkania co dwa tygodnie. Chciałam, żebyśmy zamieszkali razem.
– To wykluczone, Martusiu – odparł, gdy mu o tym powiedziałam. – Nie będę pokonywał codziennie tylu kilometrów do pracy, bo się wykończę, a ty nie masz samochodu, więc jak to sobie wyobrażasz?
– Kupię sobie jakieś używane autko – przekonywałam go.
– Kochanie, a ja się będę martwił, czy dojechałaś bezpiecznie, czy nic ci się nie stało. Nie będę mógł się skupić na pracy, tylko wciąż będę myślał o tobie.
– Naprawdę? – zamruczałam kokieteryjnie, wtulając się w niego. – Zaraz ci udowodnię, jak bardzo intensywnie – szepnął, całując mnie w szyję i niosąc do łóżka. Już nie wracałam do tematu wspólnego mieszkania, ale dziwiło mnie to, że Mikołaj nigdy nie zaprasza mnie do siebie. Twierdził, że ma małą kawalerkę, nieumeblowaną do końca i zabałaganioną. Nie polowałam na faceta z willą, kochałam Mikołaja.
– Skarbie, ty zasługujesz na coś lepszego – tłumaczył. – Jak już się urządzę, obiecuję, że będziemy więcej czasu spędzać u mnie.

Spotkanie w dziale z... zabawkami

Traf chciał, że pewnego razu wybrałam się z koleżanką na zakupy do miasta, w którym mieszkał Mikołaj. Chciałam uprzedzić go, że będę w pobliżu, ale miał wyłączoną komórkę. „Trudno, spróbuję później ”, pomyślałam. Roześmiane weszłyśmy do hipermarketu. Długo buszowałyśmy wśród wieszaków. Mierzyłyśmy i mierzyłyśmy godzinami. W końcu wybrałam małą, czarną sukienkę z odkrytymi plecami, a Baśka czerwoną spódnicę.
– Marta, wejdźmy na halę do działu z zabawkmi. Kupię coś mojemu chrześniakowi – zaproponowała kumpela. Nie miałam nic przeciwko i poszłam z nią. Jakież było moje zdziwienie, kiedy w dziale z zabawkami ujrzałam Mikołaja. Pochylony oglądał jakieś gry. Serce skoczyło mi z radości. Nawet nie zastanowiło mnie, co on robi w dziale zabawkowym. Jak wariatka, nie zwracając na nic i nikogo uwagi, podbiegłam do niego.
Cześć – rzuciłam mu się na szyję. – Co za spotkanie! Próbowałam się do ciebie dodzwonić, ale masz wyłączoną komórkę...

Pani musiała się pomylić...

– Mikołaj, co się dzieje? – spytałam, bo on wyglądał jakoś dziwnie. Był spięty i czerwony na twarzy. Otwierał i zamykał usta jak ryba wyjęta z wody. Patrzyłam, nic nie rozumiejąc i nagle zobaczyłam, że obok niego stoi jakaś kobieta w zaawansowanej ciąży i trzyma za rękę mniej więcej sześcioletnią dziewczynkę. Kobieta przenosiła wzrok ze mnie na niego. Dziewczynka, czując, że dzieje się coś dziwnego, zaczęła płakać. Puściła matkę i podbiegła do Mikołaja. – Tatusiu, chcę na rączki! – zawołała, chwytając go za spodnie. „Tatusiu?!”, czy ja śnię?
– Kim jest ta kobieta?! – wykrztusiła matka dziecka, patrząc na Mikołaja.
– Kochanie, zaraz ci wszystko wyjaśnię – próbował ratować sytuację „nasz wspólny mężczyzna”.– Ta pani pewnie się pomyliła... Ja jej nie znam... – powiedział zdecydowanym głosem. Mój świat nagle się zawalił. „To jest jego żona!”, wreszcie do mnie dotarło. „Oszukiwał mnie! Co za drań!” Sama nie wiem, co wtedy czułam. Urażoną dumę, wściekłość, że, głupia, dałam się nabrać na jego czułe słówka. Wtedy do akcji wkroczyła Baśka.
– Państwo pozwolą – zaczęła, dusząc się od śmiechu. – Dokonam prezentacji. Tego pana wszyscy znamy, a to – wskazała na mnie – to jest Marta, aktualna narzeczona Mikołaja. Bo pani jest chyba jego żoną, która zostawiła go miesiąc po ślubie, prawda? Chodź, Marta – i pociągnęła mnie za rękę.
– Jak to „aktualna narzeczona”?! – doszły mnie słowa wściekłej kobiety. Nigdy nie zapomnę głupiej miny Mikołaja. Będzie się musiał gęsto tłumaczyć swojej żonie. Jak można się domyślić, już się do mnie więcej nie odezwał. Ja do niego też nie. Bo i po co? Postanowiłam też sobie, że nie będę więcej zawierać znajomości przez internet. I może łaskawszym okiem spojrzę na Tomka...

 

Czytaj więcej