Agnieszka Kaszuba-Gałka: Nie czuję się wielka, a spełniona. Problemy jeszcze bardziej mobilizowały mnie do działania
Fot. Archiwum prywatne

Agnieszka Kaszuba-Gałka: Nie czuję się wielka, a spełniona. Problemy jeszcze bardziej mobilizowały mnie do działania

„Ludzie pukali się w czoło, kiedy powiedziałam, że chcę się zaopiekować niepełnosprawnym dzieckiem” – mówi Agnieszka Kaszuba-Gałka (46 l.) z Łodzi

Bardzo chciałabym mieć dzieci – zwierzałam się przyjaciółkom jako nastolatka. Dlatego, kiedy zaczęłam spotkać się z siedem lat starszym chłopakiem, szybko podjęliśmy decyzję o ślubie.

– Będziemy rodzicami – cieszyłam się, gdy okazało się, że jestem w ciąży. Wkrótce na świecie pojawił się Szymon (24 l.).
– Pani doktor, kiedy będziemy mogli wyjść do domu? – dopytywałam niecierpliwie.
– Poczekajmy, aż rana po cesarskim cięciu dobrze się zagoi – odpowiedziała lekarka, bo szew w jednym miejscu się ślimaczył.
Jak to w szpitalu, codziennie mierzono temperaturę. Któregoś dnia okazało się, że mam 40 stopni.
– Nawet nie czuję, że mam gorączkę. Trochę mnie boli noga, ale łóżko jest wysokie. Pewnie źle stanęłam przy schodzeniu – przyznałam, bo nie przywiązywałam do tego wagi.
– Proszę pokazać – poprosił lekarz i dopiero wtedy zorientowałam się, że jest cała spuchnięta. Po badaniach okazało się, że mam zakrzepicę!
Szymonka w końcu wypisano do domu, ale beze mnie.
– Mam nadzieję, że ja też szybko wrócę – mówiłam do męża. Było mi ciężko, że nie mogę być z synkiem.
Musiałam w szpitalu spędzić miesiące zanim dobrano odpowiednie leki.
– Kolejna ciążą byłaby niewskazana – nie ukrywał lekarz, ale kiedy zdrowie się ustabilizowało, chciałam jeszcze raz zostać mamą. I udało się! Szymon miał cztery latka, gdy urodziłam Karola.
– Cudownie! – byłam szczęśliwa. Niestety, radość mieszała się ze smutkiem, bo miesiąc później zmarł mój tato.

Kiedy chłopcy podrośli, wróciłam do pracy przy produkcji. Wydawało się, że wszystko się układa, ale z czasem mój mąż zaczął się coraz dziwniej zachowywać. Obrażał się, nie odzywał.
– Może bym poszła na studia… – zagadnęłam któregoś dnia.
– Nie ma mowy – nie zgadzał się.
Z każdym rokiem było coraz gorzej. Czułam się zastraszona. Nie chcę wracać do tych trudnych chwil.

Któregoś dnia we wrześniu 2011 r. mąż wybrał się na działkę rodziców.
– Tato powiedział, że wyjeżdża – nagle wypalił Karol.
Następnego dnia zadzwoniła siostra męża i powiedziała, że… odebrał sobie życie! To był dla mnie szok.
„Jak ja to powiem chłopcom?” – zastanawiałam się.

Zapisałam się do psycholożki, żeby to z nią uzgodnić.
Ma pani niezwykłą intuicję psychologiczną. Musi pani coś z tym zrobić – powiedziała, ale ja bałam się, jak synowie to przyjmą.
Kolejne dni, tygodnie były bardzo trudne. Chodziliśmy z synami na terapię, żeby poradzić sobie z tym, co się stało. Przez stres miałam kolejne incydenty z zatorem. Dopiero po roku poczułam się nieco lepiej. Wtedy zdecydowałam, że pójdę na studia. Kiedyś myślałam o pedagogice, ale teraz…
– A może poszłabym na taki kierunek, dzięki któremu mogłaby jakoś pomóc dzieciom? – rozmawiałam z mamą.

Przypomniałam sobie o tym, co powiedziała mi pani psycholog i złożyłam papiery na psychologię. Dostałam się! Nie miałam problemów z nauką. Podczas studiów trzeba było odbyć praktyki.
– Zapytam w Fundacji Gajusz, tej, która pomaga nieuleczalnie chorym dzieciom oraz ich rodzinom i prowadzi hospicjum – powiedziałam mamie.
Zgłosiłam się i zostałam tam wolontariuszką. Tuliłam dzieci, czytałam im bajki, zabierałam na spacery. Momentami serce mi się krajało, jak widziałam te biedne, chore dzieci.
Z synami żyliśmy jak na wariackich papierach. Po zakończeniu lekcji w szkołach, zawoziłam ich do szkoły muzycznej.
– Najpierw zjedzcie obiad
– mówiłam i dawałam im owinięte w ręczniki pojemniki z ugotowanymi posiłkami.
Pracowałam, a w weekendy miałam zajęcia na uczelni.
– Mam wyrzuty sumienia, że przez moje studia jesteście stratni – powiedziałam im kiedyś.
– Zwariowałaś? Przecież nie robisz tego tylko dla siebie, ale i dla nas. Jesteśmy z ciebie dumni – wypalił Szymon.
Zrobiło mi się lżej na sercu. I tak w 2018 r. obroniłam pracę magisterską.

Niedługo później, po raz kolejny wylądowałam na zwolnieniu lekarskim. Przez pół roku byłam unieruchomiona. Nie mogłam chodzić do hospicjum. Kiedy poczułam się lepiej, zadzwoniłam do Gabrysi, koordynatorki wolontariatu.
– Może bym powoli wróciła… – powiedziałam.
– Przyjdź, jest mały chłopiec, leżący, przy którym będziesz siedzieć – zachęciła mnie. Wpisałam się na dwa dyżury w tygodniu po dwie godziny.
Kiedy pojawiłam się w hospicjum, zobaczyłam Alanka. Nie miał jeszcze roku. Biedactwo nie potrafiło przekręcić się na boczek, utrzymać główki, chwytać. Nie wykazywało zainteresowania otoczeniem. Było w nim jednak coś takiego…
– Nie, dwa razy w tygodniu to za mało – stwierdziłam. Ta mała istotka skradła moje serce.
Tuliłam go. Mówiłam do niego, śpiewałam mu, czytałam. Był też oczywiście rehabilitowany przez fizjoterapeutów. I powoli, powoli zaczął świadomie patrzeć, uśmiechać się.
– I co tam u Alana? – pytali chłopcy. Zaczęłam przywozić go do domu, oczywiście za zgodą szefostwa hospicjum.
– On urodził się zdrowy
– powiedziałam synom. Alanek złapał infekcję, kiedy miał miesiąc. Niestety, nie dostał na czas leków. Kiedy trafił do szpitala, zatrzymało mu się serduszko. Miał sepsę, kwasicę. Dwa razy był w śpiączce farmakologicznej. To wszystko spowodowało zmiany w mózgu.
– Raczej nie będzie siedział, chodził – uważano. Ja jednak wierzyłam, że może stać się inaczej.
– Bierz mama dzieciaka
– stwierdził Szymon, kiedy przyznałam, że zastanawiam się nad stworzeniem rodziny zastępczej dla Alanka. Karol też był „za”. Ale wielu znajomych zareagowało zupełnie inaczej.
– A nie ma zdrowych dzieci? – pukali się w czoło. Ja jednak nie przejmowałam się ich opiniami.

Przeszłam szkolenia i pod koniec 2018 roku sąd zgodził się, żebym zaopiekowała się maleństwem. W styczniu wreszcie z nami zamieszkał.
– Chciałbym, żeby go przebadali specjaliści – rozmawiałam z mamą.
Okazało się, że ma jeszcze więcej problemów niż się wydawało. To mnie zmobilizowało do większego działania. Ćwiczyłam z nim, sama się szkoliłam, m.in. z integracji sensorycznej. Karol grał mu, tańczył z nim, szalał. Szymon dużo pracuje, więc ma mniej czasu, ale też bawił się z Alankiem. Maluch robił postępy. Stał się bardziej ruchliwy, kontaktowy.
W ub.r. pisałam wiadomość do koleżanek z Gajusza. Byłam smutna, bo odeszło kolejne dziecko. Alanek bawił się obok mnie. W pewnym momencie dotknął mojej twarzy i powiedział: – Mama!
Łzy stanęły mi w oczach. Mocno go przytuliłam...
– Mało tu miejsca na rehabilitację – rozglądałam się po naszym mieszkaniu. W kwietniu wpadłam na pewien pomysł.
– Wynajęłam pomieszczenie na strychu w naszym bloku, żeby stworzyć salkę rehabilitacyjną. Pomożecie mi ją wyremontować? – zapytałam synów.
– Pewnie! – odparli. Pomalowaliśmy ją wspólnie. Zawiesiliśmy bujawki. Wstawiliśmy ślizgawkę, trampolinę i inne akcesoria, dzięki którym Alanek lepiej się rozwijał. Bardzo pomagała mi mama.
– Jestem ci potrzebna? Przyjść? – pytała.

W lipcu tego roku rano usłyszałam, że Alanek ma odruch wymiotny. Wyciągnęłam go z łóżeczka. Zrobił się siny, zaczął mieć bezdechy. Stracił świadomość. Szybko zadzwoniłam po pogotowie. Okazało się, że to był atak padaczki. Dostał leki, ale miał jeszcze kolejne ataki. Dzięki zbiórce pieniędzy kupiłam koncentrator tlenu i pulsoksymetr.
– Teraz mogę mu pomóc w razie kolejnego ataku – powiedziałam synom. Cały czas zbieram pieniądze na rehabilitację, a informację na ten temat i nr KRS do 1% udostępniam
na Facebooku.
Cieszę się, że zdecydowałam stworzyć dla niego rodzinę zastępczą. Jest dowodem na to, ile daje opieka kochających osób, rehabilitacja. Alanek miał być roślinką, a zaczyna chodzić, mówić.
– Dzięki niemu nasz dom jest fajniejszy – nie mają wątpliwości Szymon i Karol.
– Jesteś wielka! – mówią mi dziś ci, którzy kiedyś pukali się w czoło, że zdecydowałam się zaopiekować niepełnosprawnym dzieckiem.
Nie czuję się wielka, a spełniona i dumna ze wszystkich moich dzieci.

Agnieszka Kaszuba-Gałki wysłuchała Gabriela Paul

Głosuj w plebiscycie Gloria 2023 organizowanym przez tygodnik "Chwila dla Ciebie"

Reportaż opublikowano w "Chwili dla Ciebie" w 2023. Pani Agnieszka Kaszuba-Gałka  wraz z dziewięcioma innymi bohaterami reportaży "CdC" została nominowana do tytułu Gloria 2023 w plebiscycie organizowanym przez redakcję tygodnika. 

O tym, czy zostanie Glorią 2023 zdecydujesz, głosując w plebiscycie na stronie sprawdzone.pl/gloria2023

 

 

Czytaj więcej