Joanna Wilczyńska: Walczyłam o jego życie i swoje szczęście
Fot. Archiwum prywatne

Joanna Wilczyńska: Walczyłam o jego życie i swoje szczęście

Warto było przejść przez to wszystko, by wygrać” – mówi Joanna Wilczyńska (31 l.) z Wrocławia.

Odkąd pamiętam, zawsze marzyłam, żeby mieć prawdziwą rodzinę. Mieszkać z kochającym mężem i cudownymi dziećmi. 
Wychowywała mnie mama. Rodzice rozstali się, kiedy byłam bardzo mała. Ojca więc w ogóle nie pamiętam. Z opowiadań mamy wiem tylko,
że postanowił do nas wrócić, ale nie zdążył… zmarł. To właśnie zbliżyło mnie i Pawła. Oboje dorastaliśmy bez ojca. Kiedy się poznaliśmy, często o tym rozmawialiśmy. Opowiadał mi, jak bardzo brakuje mu taty, i jak bardzo boi się, że może stracić też mamę.
– Nie wyobrażam sobie,
że mogłoby jej nie być – powiedział mi kiedyś. Zgodziłam się z nim. Ale potem pomyślałam, że teraz już mam nie tylko mamę, ale i jego – bratnią duszę, której niektórzy szukają przez całe życie.

Byliśmy jeszcze nastolatkami, kiedy zaczęliśmy się spotykać. Na wspólne życie zdecydowaliśmy się, kiedy byliśmy już pełnoletni i oboje pracowaliśmy.
Początkowo szło nam dobrze. Paweł był fantastycznym mężczyzną – czułym i wyrozumiałym. Czułam się z nim bardzo szczęśliwa.
– Promieniejesz – mówiły mi koleżanki. – Bije od ciebie radość życia – twierdziły.
Nagle wszystko zaczęło się zmieniać. Gdy dziś myślę o tym, kiedy to nastąpiło, przypominam sobie dzień, w którym Paweł zaczął skarżyć się na… bolący ząb. To była wiosna 2015 r.
– Idź jak najszybciej do dentysty – poradziłam mu, widząc, że zwija się z bólu. On jednak powiedział,
że tego nie zrobi.
– Wziąłem bardzo mocną tabletkę, którą dostałem od babci. Taką naprawdę mocną, zaraz podziała – stwierdził.
Faktycznie podziałała. Ukochany przestał cierpieć, a w dodatku zrobił się pogodny i wesoły.

Wkrótce zdarzyło się to, czego Paweł obawiał się najbardziej na świecie. Jego mama zachorowała i po pewnym czasie zmarła. Bardzo to przeżył. Pogrążył się w żałobie, przez dłuższy czas nie można było się z nim porozumieć.
Oczywiście rozumiałam to i wspierałam go, jak tylko mogłam. Przekonywałam, że czas leczy rany, że jestem przy nim i że jest mi bardzo potrzebny…
Czas nic jednak nie naprawił… Paweł zaczął się gwałtownie oddalać ode mnie. Kiedy był w domu, jakby w ogóle mnie nie zauważał. Nie odzywał się, najczęściej siedział naburmuszony i patrzył w okno.
Ja patrzyłam wtedy na niego, a z oczu ciekły mi łzy. Nie rozumiałam, co się dzieje.
„To smutek po stracie, czy już mu na nas nie zależy?” – zaczęłam się zastanawiać. Moje marzenia o założeniu rodziny sypały się, a ja nic nie umiałam z tym zrobić.
– Co ci jest? Powiedz coś wreszcie? – błagałam. Wszystko na nic.
Pierwszy raz wtedy przeszło mi przez myśl, że zmiany, jakie w nim zachodzą, mogą być związane z lekami jakie przyjmował. Brał przecież tabletki przeciwbólowe z byle powodu i uspokajające, kiedy dopadał go smutek po stracie mamy. W dodatku zaczął znikać z domu. Wychodził rano bez słowa i tak samo wracał późną nocą.


– Paweł, co się z tobą dzieje? Wczoraj mieliśmy gości, czekaliśmy na ciebie, a ty wszedłeś, minąłeś nas i poszedłeś spać – nie ukrywałam pewnego razu oburzenia. – Tak się nie robi – próbowałam przemówić mu do rozsądku.
– Daj mi spokój, jestem zmęczony – odburknął. I dodał, że ma mnie już dosyć. – Ciągle tylko się czepiasz! – krzyknął.
Zrozumiałam, że nasz związek balansuje na ostrzu noża.
„Muszę zrobić coś, co nim wstrząśnie. A przynajmniej zmusić go, by wyznał mi prawdę o tym, co się z nim dzieje”
– postanowiłam.
Z bólem serca poprosiłam go o poważną rozmowę.
– Nasze życie zmieniło się w koszmar. Nie mam pojęcia dlaczego. Do głowy przychodzą mi straszne rzeczy… dłużej nie mogę tak tego ciągnąć. Powinieneś się wyprowadzić – wyrzuciłam z siebie jednym tchem.
Znów nie mogłam powstrzymać łez. Z trudem trzymałam się prosto. Miałam ochotę zwinąć się w kłębek i… wyć.
On tylko popatrzył na mnie szklanym wzrokiem i… wyszedł.
Wtedy naprawdę zaczęłam krzyczeć z bólu. Bałam się, że coś mi się stanie. Minęło kilka miesięcy zanim doszłam siebie.

Znajomi donosili mi, co się dzieje z Pawłem. Potwierdzili, że jest uzależniony od leków. Że całe jego życie kręci się wokół zdobywania specyfików, niezbędnych mu do zwykłego funkcjonowania.
Bolało mnie to, że się stacza. Ale najbardziej cierpiałam dlatego, że nie chciał, bym mu pomogła.
Pewnego grudniowego dnia w 2018 r. ktoś zapukał do drzwi. Otworzyłam, w progu stał Paweł. Był w opłakanym stanie.
– Asiu, przepraszam za wszystko. Dotarło do mnie, że nie chcę cię stracić. Jestem uzależniony, ale skończę z tym – obiecał. – Nie chcę umrzeć, chcę być z tobą – powiedział.
Z jednej strony ucieszyłam się, że przyszedł wreszcie do mnie po pomoc, że uznał, że jestem ważniejsza dla niego, niż nałóg. Z drugiej – przeraziłam się. Nie wiedziałam przecież czy wytrwa w swoim postanowieniu, czy nie zacznie brać znowu...
– Pomogę ci – powiedziałam w końcu. – Ale będę cię bacznie obserwować – dodałam.
Wiedziałam wtedy, że decyduję się podjąć rzeczy niezwykle trudnej. Ale postanowiłam walczyć o jego życie i swoje marzenia.

„Mamy za sobą już wielki przełom, będziemy stawiali razem kolejne kroki” – myślałam.
Paweł znów zamieszkał
ze mną. Początkowo wszystko z nim było dobrze. Ale po pewnym czasie odstawienie leków zaczęło mu mocno doskwierać. Cierpiał, żal było na niego patrzeć. 
– Potrzebujesz fachowej pomocy – zarządziłam. – Ja mogę dać ci miłość i wsparcie, ale musisz spotkać się ze specjalistami.
Na początku nie chciał się zgodzić, ale wiedział, że nie żartuję. Że jeśli mnie nie posłucha, znów może mnie stracić.
Udało się zapisać Pawła na specjalny program w przychodni odwykowej. Leczył się tam przez dwa lata. Znów był taki jak kiedyś.
„Odzyskuję danego Pawła” – ucieszyłam się.
– Pobierzmy się – zaproponowałam na początku 2021 r. Ślub wzięliśmy w czerwcu.
Wydawało się że wszystko idzie w dobrą stronę, miał pracę, dużo rozmawialiśmy. Ale… to nie wystarczyło. Stare demony znów zaczęły go dręczyć.
Tym razem wiedzieliśmy jednak, jak z tym sobie radzić.
– Chorym tak jak ty, zdarzają się upadki i wzloty, ale liczy się to, czy naprawdę chcą odmienić swoje życie. Ja to rozumiem i wiem, że ty tego chcesz. Dlatego musisz przejść kolejny etap, czyli leczenie w ośrodku zamkniętym – powiedziałam mu.

Był zdeterminowany, by nie zniweczyć tego, co osiągnęliśmy wspólnie, bym mogła być z niego dumna.
Przeszedł długie leczenie, przetrwał w zamknięciu, wrócił do mnie.
– Nie pamiętam już, kiedy wcześniej czułem się tak dobrze. Teraz już niczego się nie boję – oświadczył.
Wierzę mu i jestem pewna, że wszystko już będzie dobrze. Tyle razem przeszliśmy, jesteśmy rodziną i kochamy się. Naprawdę, było o co walczyć.

Joanny Wilczyńskiej wysłuchała
 Anna Wyszyńska

Głosuj w plebiscycie Gloria 2023 organizowanym przez tygodnik "Chwila dla Ciebie"

Reportaż opublikowano w "Chwili dla Ciebie" w 2023. Pani Joanna Wilczyńska wraz z dziewięcioma innymi bohaterami reportaży "CdC" została nominowana do tytułu Gloria 2023 w plebiscycie organizowanym przez redakcję tygodnika. 

O tym, czy zostanie Glorią 2023 zdecydujesz, głosując w plebiscycie na stronie sprawdzone.pl/gloria2023

Czytaj więcej