"Chciałam mieć córkę przy sobie. Ale nie chciałam zniszczyć jej małżeństwa...!"
Fot. 123 RF

"Chciałam mieć córkę przy sobie. Ale nie chciałam zniszczyć jej małżeństwa...!"

"Cały czas błagałam córkę, żeby wróciła z mężem i dziećmi do Polski. W końcu miałam dosyć czekania i sama do nich pojechałam. Niezbyt się ucieszyli z mojej wizyty... W ich małżeństwie nie działo się dobrze, a moje wnuki zaczęły się bawić w rozwód! Odtwarzały sceny, które widziały w swoim domu! Potem się okazało, że to wszystko przeze mnie..." Ewa, 65 lat

Czasem o swoją samotność obwiniałam angielską pogodę. Moja córka pojechała do Anglii w celach zarobkowych. Planowała trochę odłożyć i wrócić. Ale stało się inaczej... W dniu, w którym Iwonka poznała Dawida, w Londynie padał deszcz. Mój przyszły zięć, też Polak, zaproponował córce, że odprowadzi ją do domu. Użyczył jej swojego ramienia i parasola...

Zakochali się w sobie i zostali w Anglii

Pracodawca przedłużył im umowy. Pobrali się, potem urodziły się dzieci... Kiedy moje wnuki miały dwa i trzy latka, nagle straciłam męża. Żałoba była okropna, jeszcze bardziej tęskniłam za córką i namawiałam ją na powrót. Ale Iwona mnie zbywała. Minęły kolejne dwa lata. Moi bliscy nadal mieszkali w Londynie. Strasznie tęskniłam, zwłaszcza za wnukami. Kolejny raz zatelefonowałam do córki.
– Nie wiem, kiedy nam się uda przylecieć – westchnęła.
– Ale nie widzieliśmy się już prawie rok! Dzieci podrosły. Potrafią się cieszyć z wizyty u babci, a obowiązków szkolnych jeszcze nie mają. Chyba możesz wziąć trochę urlopu, a jeśli nie ty, to chociaż Dawid!
– Może za rok...
– Za rok?!
Powiedziałam jej, że w takim razie nie pozostaje mi nic innego, jak tylko przylecieć do Anglii. Na te słowa Iwona ciężko westchnęła.
– To nie jest dobry pomysł, mamo.
– Chcesz, żeby wnuki o mnie zapomniały? – zapytałam zdesperowana.
– Ale my z Dawidem jesteśmy stale zajęci, nie będziemy mieć dla ciebie czasu.
– Przecież nie oczekuję, że będziecie mi usługiwać. Ja chcę po prostu spędzić trochę czasu z najbliższymi!

Pojechałam więc sama do Londynu

Jak coś postanowię, to od razu wprowadzam w czyn. Dwa tygodnie później byłam w Londynie. Iwona i Dawid usiłowali ukryć, jak bardzo są spięci. Wnuczęta jednak były uszczęśliwione, że mnie widzą. Wyściskałam je i powiedziałam córce:
– Zabiorę dzieci pociągiem nad morze. A wy tu sobie trochę odetchniecie. Na plaży Julka i Kuba nazbierali kamieni i każde z nich ułożyło swoją kolekcję. – Ja wezmę ten. – Kuba sięgnął po jeden z kamyków leżących przy nodze Julki.
– To ja go pierwszy zobaczyłem.
– Tak?! – zaperzyła się. – Ja zobaczyłam najpierw tamte, ale ci ich nie zabieram!
– Weź sobie, nie potrzebuję twojej łaski! I możesz sobie nawet usiąść babci na kolanach, wszystko mi jedno!
– A żebyś wiedział, że sobie usiądę! To moja babcia! – wrzasnęła wnuczka.
– Tak, może i mama jest twoja?!
– Tak, właśnie że moja! – To weź sobie swoją mamę, może sobie z nią zamieszkaj, ale kamienie mi zostaw! – zarządził Jakub. Byli gotowi się pobić! Odsunęłam jedno od drugiego.
– Moi drodzy, co to za zabawa?! Dzieciaki spojrzały po sobie.
No, w rozwód... – szepnął Kuba.
Oszołomiona, zaniemówiłam. Co miałam im powiedzieć? Domyśliłam się, że raczej nie naoglądali się podobnych scen w telenowelach, tylko odtwarzają dramat, który rozgrywa się na ich oczach w domu.
– Robi się zimno – rzuciłam, czując chłód mrożący moje serce. – Idziemy do cukierni.

Postanowiłam, że zostawię ich w spokoju

Do późnego popołudnia ciągałam ich po straganach, żeby tylko nie dać im czasu na samodzielną zabawę. Głowa pękała mi z bólu. Nie mogłam zadzwonić do Iwony, bo Julka i Kuba znów byliby świadkami rozmowy, której nie powinni słyszeć. W końcu wróciliśmy do miasta. Napięcie wciąż gościło w domu córki i zięcia. Podeszłam do Dawida.
– Może zrobię dziś na kolację ruskie pierogi? Zawsze je lubiłeś... Nie patrząc na mnie, powiedział:
– Nie trzeba, mamo. Jesteś tu w gościach, jeśli masz ochotę na pierogi, to mamy gotowe, z polskiego sklepu. – Na jego twarzy nie pojawił się nawet cień uśmiechu. Potem rzucił do dzieci: – Idziemy się myć.
Po kąpieli Kuba poprosił, żebym opowiedziała im bajkę. Kiedy wnuki zasnęły i weszłam do salonu, Iwona i Dawid siedzieli każde przy swoim komputerze. W pokoju panowała złowieszcza cisza. Pod pretekstem zobaczenia polskich delikatesów wyciągnęłam Iwonę z domu.
– Wiesz, w co dzieci się bawiły na plaży? – spytałam bez uśmiechu. – W rozwód...
Usta zaczęły jej drżeć, rozpłakała się.
Zaczęło się od tego, że ciągle namawiałaś nas do powrotu. Dawid nie chce wracać do Polski. Mówi, że ja zawsze idę na rękę tobie, a nie jego rodzicom, bo jesteś samotna. Nie wiem, czy się jeszcze dogadamy... – zaszlochała. – Dwoje dzieci! Jeśli on odejdzie, to co mi pozostanie?! Wrócić do Polski i zamieszkać z tobą!
– Mogłaś coś powiedzieć...
– Nie chciałam cię urazić!
– Iwonko... – westchnęłam. – Wrócę do kraju najszybciej jak się da. Skup się na swoim małżeństwie i na dzieciach. Biletu nie udało mi się przebukować na następny dzień, musiałam zostać u młodych jeszcze dwa dni.

Powiedziałam zięciowi, co o tym myślę

Następnego ranka, kiedy zięć wychodził do pracy, wymknęłam się za nim.
– Dawid – zaczęłam. – Czy Iwonka mówiła ci, że wyjeżdżam jutro, a nie za tydzień? Podniósł brwi – nie wiedział. A więc nie rozmawiali... Może było już za późno?
– Naprawdę nie chcę wam przeszkadzać – powiedziałam, choć słowo „przeszkadzać” z trudem przechodziło mi przez gardło. – Najważniejsze, żebyście się jakoś dogadali... Owszem, bardzo tęsknię za nią i za dziećmi – ciągnęłam. – Ale najważniejsze jest to, żebyście wy dwoje byli ze sobą szczęśliwi. Musisz wiedzieć, że Iwona nigdy nie planowała powrotu do Polski. To ja ją namawiałam... Przygryzł wargi. – Dawid, dzieci są wyczulone na to, co się między wami dzieje – dodałam ciszej. – Wczoraj to od nich się dowiedziałam, jaka napięta sytuacja panuje w domu. Zdałam mu relację z tego, co się wydarzyło na plaży. Bardzo się przejął.

Wszystko jest na dobrej drodze

Wrócił z pracy wcześniej niż zwykle.
– Czy mama mogłaby zostać z dziećmi na jakąś godzinę? – spytał, a gdy skinęłam głową, podszedł do Iwony. – Skoczymy do knajpki? Zaczęło padać, ale przecież nadal mam nasz stary parasol...
– Dobrze – wykrztusiła tylko.
Wrócili po godzinie. Wreszcie wyglądało na to, że napięcie między nimi zelżało. Dawid spytał, czy dzieci były grzeczne.
– Bardzo – zapewniłam.
Zięć uśmiechnął się do maluchów, a potem wskazał wilgotny parasol.
– Czy wiecie, że to magiczny parasol? Julka i Kubuś zrobili wielkie oczy. – Pod nim mama i tata zawsze są w sobie zakochani. Iwonka wreszcie się uśmiechnęła. Dawid otworzył nad żoną parasol i pocałował ją mocno. Dzieci podbiegły, żeby też się schować przed niewidzialnym deszczem. Dawid i Iwona przytulili je do siebie. A potem Julka zawołała:
– Babciu! Ty też chodź! – Chodź, babciu! – krzyknął Kuba. Ścisnęło mnie w gardle ze wzruszenia. – Nie, dziecko – wyszeptałam. – Nie ma tyle miejsca. – Wszyscy się zmieścimy! – powiedział Dawid. – Mama też. Podeszłam i wyściskałam ich. A wieczorem Dawid przebukował mój bilet na pierwotną datę. Zaproponował też, żebyśmy z jego rodzicami pojechali całą ferajną na wczasy! 

 

Czytaj więcej