"Od dziecka zajmuję się modelingiem. Pewnego dnia zadzwonił do mnie naganiacz z ohydną propozycją..."
Fot. 123 RF

"Od dziecka zajmuję się modelingiem. Pewnego dnia zadzwonił do mnie naganiacz z ohydną propozycją..."

„Moja matka uważa, że pozując do zdjęć złapałam Pana Boga za nogi. Namawia mnie, bym poznawała bogatych i wpływowych ludzi, żebym się ustawiła. Ale ja nie chcę ustawiać się w ten sposób. Właściwie... Ja w ogóle nie chcę być modelką! Robię to wyłącznie dla matki, lecz jej ciągle mało. Zastanawiam się, czy brnąć w to dalej... " Kamila, 22 lata

Miałam raptem trzynaście lat, kiedy pierwszy raz stanęłam przed obiektywem. Byłam zestresowana, zawstydzona, a przy okazji – zmarznięta na kość. To była sesja w plenerze, końcówka kwietnia, a mnie kazano pozować w cieniutkiej jak mgiełka piżamce. Na pomysł, by zarejestrować mnie w agencji modelek, wpadła moja mama. Ja miałam niewiele do powiedzenia.

To matka układała mi życie

– Jesteś ładna, zgrabna, szkoda marnować taki potencjał – orzekła tym swoim nieznoszącym sprzeciwu tonem. – Może ktoś cię zauważy i będziesz ustawiona na całe życie...
Nie za bardzo wiedziałam, co ma na myśli, mówiąc „ustawiona”, ale nie protestowałam. Przywykłam do tego, że to matka układa mi życie, mówi, co mam robić i z kim się przyjaźnić. Stałam więc zmarznięta i wdzięczyłam się do brodatego fotografa, choć budził mój lęk. A po skończonej sesji dostałam od mamy czekoladę i buziaka. To wystarczyło, bym bez wahania zgodziła się na kolejną sesję... I kolejną... Zarywałam lekcje w szkole, traciłam koleżanki, czułam się coraz bardziej osamotniona, ale przecież... „robiłam karierę modelki”. Matka była ze mnie dumna i to mi wystarczało. 

Pozowanie to ciężka praca

Z biegiem lat coraz bardziej wsiąkałam w modeling, brałam udział w kampaniach reklamowych i w pokazach mody. Zarabiałam pieniądze. Nie były to astronomiczne sumy, ale na tle moich koleżanek – licealistek, a potem studentek – wyróżniałam się zasobnym portfelem. Nie były to jednak łatwe pieniądze. Pozowanie to ciężka fizyczna praca, wymagająca cierpliwości oraz skóry hipopotama. Ileż to razy słyszałam od stylisty, właściciela agencji czy fotografa, że jestem za gruba albo za chuda. Że mam za duży biust, za chude ramiona, cellulit na udach. Ten świat nie zna litości, kobiety traktuje jak manekiny, które bez przerwy trzeba ulepszać i poprawiać. Niestety, gdy chciałam się wycofać – a zdarzało się to kilka razy w roku – moja mama wpadała w histerię. Krzyczała, że jej nie szanuję, że robię jej na złość, że wpędzam ją do grobu. Im bardziej była samotna i zgorzkniała, tym chętniej wtrącała się w moje życie i w moją karierę. Nie chciałam z nią walczyć, poza tym praca modelki dawała mi pewne profity. Na studia co prawda nie miałam zbyt wiele czasu, ale za to nie musiałam się martwić, za co kupić sobie kosmetyki czy ubrania. A wiadomo – dla młodej dziewczyny to ważna rzecz.

Poznałam ciemną stronę modelingu

Ostatnio odkryłam jeszcze jedną paskudną twarz tego biznesu. Każda modelka prędzej czy później usłyszy niemoralną propozycję. I ja właśnie taką usłyszałam. Człowiek, który współpracuje z moją agencją, zaproponował mi udział w orgii, finansowanej i organizowanej przez jakieś grube ryby. Naganiacz szuka młodych, ładnych i jeszcze nieodkrytych dla tego rodzaju uciech modelek. Kusi olbrzymią jak na nasze realia kasą. Moja mama nie wie o tej propozycji. I całe szczęście. Skóra mi cierpnie, gdy pomyślę, że zaślepiona widokiem kasy próbowałaby nakłonić mnie do przyjęcia tej oferty. A ja nie czuję się dziewczyną na sprzedaż. Owszem, można mnie wynająć do pokazu lub sesji fotograficznej, ale coś takiego?! Domyślam się, jakich argumentów użyłaby moja mama: „poznasz bogatych i wpływowych ludzi, zarobisz, ustawisz się...”. Ale ja nie chcę ustawiać się w ten sposób. Właściwie... Ja w ogóle nie chcę być modelką! Robię to wyłącznie dla matki, lecz jej ciągle mało... Czy zatem powinnam brnąć w to dalej, czy może... rzucić tę robotę w diabły, nie oglądając się na mamę i chór krytyków, którzy będą przekonywać mnie, że pozując do zdjęć, złapałam Pana Boga za nogi? Dzwoni moja komórka, widzę znajomy numer. To naganiacz. Chce się upewnić, że połakomiłam się na tę jego brudną kasę. Uśmiecham się pod nosem i odbieram połączenie.
Nie, proszę pana, nie jestem zainteresowana – mówię. – Nie... nie jestem na sprzedaż.
I tyle! Boże, jak mi lekko!

 

Czytaj więcej