"Szymon myślał, że odnowię z nim romans. Wciąż wierzył w swój nieodparty czar, ale tym razem się przeliczył!"
Dzisiaj jego umizgi wzbudzają tylko mój śmiech.
Fot. 123RF

"Szymon myślał, że odnowię z nim romans. Wciąż wierzył w swój nieodparty czar, ale tym razem się przeliczył!"

"Szymon był moją wielką miłością, ale... najpierw zapomniał mi powiedzieć, że ma żonę, potem kłamał, że się rozwodzi, w końcu zranił mnie najboleśniej jak mógł. Chociaż od naszego rozstania minęło ponad 25 lat, on nic się nie zmienił..." Martyna 50 lat

Martyna?! – zawołał mężczyzna, który właśnie mnie mijał. Odwróciłam się i zdziwiona popatrzyłam na nieznajomego.
– Maciejka, prawda? – upewniał się. Martyną byłam dla wszystkich, ale Maciejką tylko dla jednego człowieka, kiedyś, przed laty... Czyżby to był on?

Szymon był moją wielką, nieszczęśliwą miłością 

– Szymon?! – zapytałam zaskoczona. Jego twarz rozciągnęła się w uśmiechu.
– No, poznałaś mnie nareszcie! – zawołał. – A ja od razu wiedziałem, że to ty.
Wcale go nie poznałam. Mogłabym się potknąć o niego i jeszcze bym nie miała pojęcia, kto to. Głębokie zakola na czole, bruzdy koło nosa, piwny brzuch...
– Trochę się zmieniłeś – stwierdziłam.
– Tak? Za to ty wcale! – wykrzykiwał radośnie na całą ulicę. Sytuacja zaczynała być głupia. Staliśmy na środku chodnika i tarasowaliśmy drogę przechodniom. Ten i ów zerkał na nas zaciekawiony radosnymi okrzykami Szymona. „Jeżeli zapyta, co słychać”, pomyślałam, „to odwrócę się natychmiast i pójdę w swoją stronę”, postanowiłam.
– Co słychać? – rzucił z uwodzicielskim uśmiechem, a ja nie odeszłam...
Mam ci w jednym zdaniu streścić dwadzieścia pięć lat życia? – wzruszyłam ramionami. – Oczywiście, że jest fantastyczne! Nie wyczuł ironii.
– Maciejko, masz chwilę czasu? Tu niedaleko jest restauracja. Moglibyśmy tam pójść i porozmawiać spokojnie.
Zastanawiałam się, czy w ogóle mam ochotę na tę rozmowę. To było pytanie za sto punktów. Przede mną stała największa miłość mojego życia, tyle razy opłakiwana i wspominana, a teraz... Serce nawet mi nie zapikało.

Czy po tylu latach mamy jeszcze sobie coś do powiedzenia?

 „Cóż, mogę sprawdzić, co ma mi dzisiaj do powiedzenia. Ten człowiek już nie jest groźny, nie może mnie zranić.” –  pomyślałam sobie...
– Spieszę się – odparłam powoli – ale po starej znajomości mogę ci godzinkę poświęcić – zakończyłam łaskawie.
– To zapraszam! Wiesz – zaczął – ja jednak jestem sentymentalny. Wciąż pamiętam, że właśnie w tej restauracji umówiliśmy się na naszą pierwszą randkę.
– A co jeszcze pamiętasz? – spytałam rozbawiona, bo nigdy się z nim tu nie spotykałam.
– Wszystko – zapewnił gorliwie.
– Nasze rozstanie też?
To pytanie chyba nie bardzo przypadło mu do gustu. Włożył na twarz swoją maskę numer jeden, czyli smutną. Przewrócił oczami, westchnął ciężko. Po tej jednej minie poznałabym go na końcu świata, mimo że fatalnie skapcaniał. – Ty myślisz, Maciejko, że mnie było łatwo? Że nie cierpiałem?
– Bujasz, Szymonie – roześmiałam mu się prosto w twarz. – Bujasz. Miałeś serce pojemne jak moskiewskie metro.
– Rozumiem cię – powiedział z tym swoim teatralnym smutkiem. – Nie znałaś prawdziwych przyczyn mojego odejścia, bo nie chciałem cię ranić. Nic dziwnego, że źle mnie osądziłaś. Maskę smutku zastąpił maską kompletnej rezygnacji, zwiesił głowę i czekał.

Nawet po latach miał te same zagrywki

– Daj spokój – poprosiłam rozbawiona. – Dzisiaj już przecież nie ma potrzeby żebyś silił się przede mną na komedię.
– To nie komedia. Mnie się życie kompletnie nie ułożyło – westchnął ciężko. – Kiedy się poznaliśmy, byłem sam i teraz też jestem kompletnie sam.
– Kiedy się poznaliśmy, byłeś żonaty, tylko zapomniałeś mi o tym powiedzieć – sprostowałam spokojnie.
– Dobijaj leżącego, kop, opluwaj! Moja miłość ci wszystko wybaczy.
Teraz śmiałam się już serdecznie.
– Widzę, że nie zmieniłeś repertuaru – powiedziałam, ocierając załzawione od śmiechu oczy.
– Maciejko, ty mnie kochałaś, prawda?
– A ty mnie?
– Cały czas ci mówię, tylko nie słuchasz!
– Pracujesz? Co właściwie robisz? – przerwałam kolejny występ Szymona.
– Mam rentę... – mruknął.
– A co się stało? Byłeś okazem zdrowia.
– Takie życie. Lepiej powiedz, co u ciebie?
– Dobrze. Nawet bardzo dobrze. Mąż, dwoje udanych dzieci, własna firma, dom, dwa samochody... Szczerze mówiąc niczego mi nie brakuje.
– A pieniędzy?
– Pieniędzy? – zawahałam się. – Zadałeś to pytanie z głębokiej troski o mnie, czy może... jak zwykle?
– Dlaczego jesteś taka brutalna?
– Bo mam dobrą pamięć – roześmiałam się, a on spochmurniał.

Kombinował, jak znowu zawrócić mi w głowie

– Maciejko – zmienił nagle temat – czy przez te lata myślałaś czasem o mnie?
– Czasem. Ale rozczarowałbyś się, gdybyś poznał te moje myśli.
– A ja o tobie myślę ciągle z największą czułością... Jak uważasz, skarbie, czy moglibyśmy spróbować szczęścia jeszcze raz, ty i ja? Spojrzałam zimno na mojego amanta.
– Czemu nie! – rzuciłam. – Majątek zostawię dzieciom, a do ciebie przyjdę tak, jak stoję. Zgoda?
Zorientował się, że kpię. Aż tak głupi nie był. Zresztą specjalnie dla niego wymyśliłam bajkę o firmie, domu i dwóch samochodach. Prawdą było tylko to, że miałam uczciwego, dobrego męża. Żyliśmy odrobinę lepiej niż przeciętnie, a jedynym naszym bogactwem były wspaniałe dzieci. Szymon siedział teraz obok mnie i pewnie solidnie główkował, w jaki sposób znów spróbować zawrócić mi w głowie. Biedaczek, wciąż wierzył w swój nieodparty czar! Gdzie ja wtedy miałam oczy? Nie byłam przecież głupia, a straciłam głowę dla takiego pozera? On miał jakiś dziwny urok, którym zjednywał sobie kobiety. Adorował wszystkie, które napotkał, ale tylko jedną uważał za „swoją dziewczynę”. Reszta to były przygody.

Byłam podręcznikowym przykładem idiotki

Przez trzy lata wierzyłam, że jestem tą wybraną i najważniejszą w hierarchii jego fanek. Wierzyłam jak głupia we wszystkie kuzynki, siostry, które mi przedstawiał i nawet nie mrugnęłam okiem. O żonie naturalnie mi nie powiedział, bo bał się mnie stracić. Kiedy w końcu się wydało, że jest żonaty, trzy razy opowiadał przebieg sprawy rozwodowej, której nawet nie założył. Chwalił się kokosowymi interesami, ale za kawę, to ja zawsze płaciłam, pieniądze na papierosy ja dawałam, szczęśliwa, że mam drobne, a on nie musi rozmieniać banknotów. Byłam po prostu podręcznikowym przykładem idiotki. Rozstaliśmy się, bo sądziłam, że jestem w ciąży. To Szymona przyprawiło o atak złości. Nie chciał słyszeć o dziecku, posądził mnie o szantaż, potem o kochanka, wreszcie przyznał, że ma już dwie córki. Zranił mnie najboleśniej jak to było możliwe. Natychmiast wyjechałam i modliłam się, żeby go już nigdy nie widzieć. Na szczęście okazało się, że w ciąży nie byłam. Czegoś mnie jednak ta przygoda nauczyła. Dzięki niej popatrzyłam na ukochanego całkiem innymi oczami.

Wybaczyłam, ale...

– Maciejko! Mówię do ciebie, a ty nie słuchasz! – Szymon patrzyły na mnie z wyrzutem. Zajęta swoimi myślami, nie zauważyłam, że ciągle mi coś opowiadał.
– Ależ słucham, słucham! – zapewniłam.
– Czuję się bardzo samotny – wyznał.
– Masz już wnuki? – zapytałam, zmieniając temat na bardziej konkretny.
– Nie wiem. Córka została przy matce.
– No, a ta druga córka?
– Jaka druga? Miałem tylko jedną.
Pokiwałam głową do swoich myśli. Po tylu latach wydało się kolejne jego kłamstwo. Kiedyś zapewniał, że opuściłby żonę, ale nie może przecież zostawić swoich dwóch małych córek.
– Ciągle masz do mnie żal? – zapytał.
Przyjrzałam mu się uważnie. Taki żałosny człowiek, a wciąż sądził, że żadna mu się nie oprze. To niewiarygodne!
– Nie – powiedziałam powoli. – Właśnie myślałam, czy by rzeczywiście znów nie spróbować... – zawiesiłam głos. Szymon patrzył na mnie zachwyconymi oczyma, w których, jak w lustrze, odbijały się jego marzenia o moim domu, samochodach, firmie... Czytałam w nich gotowość do natychmiastowego ślubu.
– Byłoby cudownie, prawda? – dodałam.
– Tak, kochanie... – szepnął.
Już nawet wybaczyłam i zapomniałam – dorzuciłam kusząco. – Jest tylko jedna przeszkoda... Nie kocham cię i nic mnie już nie obchodzisz!

 

Czytaj więcej