"Artur był moim narkotykiem. Nic oprócz niego nie było ważne. Nawet mój własny ślub..."
Fot. 123 RF

"Artur był moim narkotykiem. Nic oprócz niego nie było ważne. Nawet mój własny ślub..."

"Żyłam w związku z najcudowniejszym facetem na świecie. Przystojnym, inteligentnym, zabawnym, hojnym. Na dodatek był najwspanialszym kochankiem. Lepszego po prostu nie mogłabym sobie wyobrazić. Czułam się jak we śnie. I to był sen. Bo w końcu nadeszło przebudzenie..." Joanna, 24 lata

Artur był najprzystojniejszym facetem na całym naszym osiedlu. Widywałyśmy go z Julią, moją serdeczną przyjaciółką, dosyć często. Stał zazwyczaj pod lombardem, gdzie załatwiał swoje szemrane interesy. Miał postawną sylwetkę, ogoloną na łyso głowę i zawsze świetne ciuchy... A także sławę opryszka i gangstera. Czasem moje i jego spojrzenia krzyżowały się i wtedy czułam dreszcz przebiegający mi po plecach. Wiedziałam, że mu się podobam i to uczucie przepełniało mnie dumą.

Przyjaciółka od początku mnie przed nim ostrzegała

– Po cholerę w ogóle na niego patrzysz? – zżymała się Julia, którą drażniło to iskrzenie między nami.
– Coś mnie do niego ciągnie – odpowiadałam, bo właśnie tak było.
Zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia, ale nikomu, nawet Julce, się nie przyznałam. W końcu jednak się wydało. Musiało, bo przecież nie mogłam ukrywać tego, że się z nim spotykam.
– Umówiłam się z Arturem – powiedziałam Julii.
– Chyba żartujesz! Zabraniam ci.
– Ale to już się stało. Randka się odbyła.
– Słucham? – Julka zrobiła okrągłe oczy.
– Było bosko. I powiem ci, że te plotki o nim są mocno przesadzone. Jest miły, szarmancki, inteligentny.
– I ma problemy z prawem!
– Chyba nie do końca. Przynajmniej już nie. Opowiadał mi o biznesie, który planuje rozkręcić. Firma budowlana.
– Boże, Aśka, nie bądź naiwna! Przecież tutaj każdy wie, co to za ziółko. Ta firma to na pewno przykrywka, będzie tam prał brudne pieniądze. A abstrahując od tego, czym zarabia na życie, to przecież kobieciarz! Przeleci cię i zostawi. Jak każdą. To już taki typ faceta!
– Bzdura! – machnęłam ręką.

Czy mogłam się w nim nie zakochać?

Ten wieczór, który spędziłam z Arturem, był najbardziej udaną randką w całym moim życiu. Kino, kolacja przy świecach, długa rozmowa. Cały czas traktował mnie jak księżniczkę, komplementował w wyszukany sposób, a kiedy odwiózł mnie pod dom, pocałował delikatnie w policzek. Czy tak zachowywałby się kobieciarz? Facet, któremu zależy wyłącznie na jednym? Nie sądzę.
– Te wszystkie okropne rzeczy, które o nim wygadują, to brednie, Julka – tłumaczyłam przyjaciółce.
– Posłuchaj, nie chcę, żebyś cierpiała...
– A chcesz, żebym była szczęśliwa?
– Źle mu z oczu patrzy – pokręciła głową.
– Ale nie wtedy, kiedy patrzy na mnie – rzuciłam tryumfalnie.
Uparłam się. Zresztą tak samo jak on. Przysyłał kwiaty przez posłańca. Wielkie bukiety czerwonych róż. Kupował bilety na koncerty moich ulubionych zespołów, zabierał na wystawne kolacje, a kiedy zachorował mój pies, zabrał nas do weterynarza na drugi koniec Polski, bo gdzieś przeczytał, że facet ma wielkie sukcesy w leczeniu takich schorzeń jak u Reksa. Czy mogłam się nie zakochać?
– Robisz dla mnie tak wiele... – powiedziałam, kiedy wyszliśmy od weterynarza, a on ułożył psa na tylnym siedzeniu swojego eleganckiego samochodu, choć Reks akurat liniał, a po zabiegu nie pachniał też najprzyjemniej.
– I zrobiłbym jeszcze więcej, gdybym tylko mógł – zmrużył czarne oczy. – Bo jesteś wyjątkowa. Najlepsza. Jedyna.
Takie wyznanie z ust takiego faceta... Nogi się pode mną ugięły.
– To tylko dlatego, że jeszcze nie poszłaś z nim do łóżka – Julka nie zmieniła zdania. – Jak dostanie, czego chce, pokaże prawdziwą twarz.
– Więc wszystko się okaże, bo wkrótce zamierzam to zrobić.
– Aśka... – pokręciła głową.
Nie słuchałam. Chciałam tego, już nie mogłam się doczekać.

Tamtej nocy zabrał mnie do raju

Tamtej nocy, kiedy zabrał mnie do hotelu, przekonałam się, co to znaczy przenieść się do raju. Zadbał o każdy szczegół. Wszędzie paliły się świece, z głośników sączyła się nasza ulubiona muzyka, a na stoliku przy łóżku mroził się szampan. Kiedy to zobaczyłam, dosłownie oniemiałam. Podszedł do mnie, tańczyliśmy chwilę. Błądził dłonią po moich plecach, zaczął całować. Inaczej niż zwykle, bo bardziej natarczywie, śmielej. Czułam, czego chce, a ja... Cóż, ja chciałam dokładnie tego samego. Powoli rozpięłam jego koszulę, wtuliłam twarz w owłosiony tors. Szeroki, męski.
– Ależ ty mnie podniecasz... – usłyszałam własne słowa. Z tych emocji nawet nie wiedziałam, że powiedziałam to głośno. – Mogę się założyć, że ty mnie bardziej – odparł, zsuwając mi sukienkę z ramion.  – Nigdy nie widziałem nikogo tak idealnego jak ty – mruczał.
Kochaliśmy się całą noc. Zupełnie nie chciało mi się spać, za to wciąż pragnęłam czuć go w sobie. I czułam, bo na szczęście miał niezrównaną kondycję. Po tym pierwszym razie wpadłam po uszy, na całego. Nie wyobrażałam już sobie życia bez Artura. Kochałam go do szaleństwa. A on kochał mnie.
– To tylko słowa – Julka wciąż nie wierzyła i doprowadzała mnie tym do szału. – Nie możesz po prostu cieszyć się moim szczęściem?! – krzyknęłam na nią. – Boże, Julka, przecież jesteś moją najlepszą przyjaciółką!
– Jestem i właśnie dlatego martwię się o ciebie – popatrzyła mi w oczy. – Ale dobra – uniosła ręce. – Od dzisiaj nie marudzę.

Żyłam jak we śnie, aż w końcu nadeszło przebudzenie

Minęło kilka kolejnych miesięcy. Żyłam w związku z najcudowniejszym facetem na świecie. Przystojnym, inteligentnym, zabawnym, hojnym. Na dodatek był najwspanialszym kochankiem. Lepszego po prostu nie mogłabym sobie wyobrazić. Czułam się jak we śnie. I to był sen. Bo w końcu nadeszło przebudzenie... Artur znikł. Bez słowa wyjaśnienia, bez żadnego ostrzeżenia, bez znaku życia. Jego komórka nie odpowiadała, okazało się, że wynajęte mieszkanie opróżnił, zostawiając właścicielowi pieniądze na stoliku. Wyglądało więc na to, że przygotował się do zniknięcia. I nic mi nie powiedział. Szukaj wiatru w polu. Dopiero gdy przepadł, dotarło do mnie, że w sumie bardzo mało wiem o Arturze. Nie znałam jego rodziny, przyjaciół, nie miałam pojęcia, jak nazywa się jego firma i gdzie mieści się jej siedziba.
– Przecież mówiłam, ostrzegałam – Julka wcale nie triumfowała, za to bardzo mi współczuła.
– To na pewno przez te lewe interesy, może komuś się naraził, musiał zniknąć...
Tworzyłyśmy setki rozmaitych scenariuszy, ale żaden z nich ani na jotę nie poprawił mojego nastroju. Nic nie rozumiałam, przepłakiwałam całe noce. Bo cokolwiek by się stało, po prostu nie mieściło mi się w głowie, że on mógł zrobić coś takiego kobiecie, którą podobno kocha... Nie po tym wszystkim, co między nami zaszło, po wyznaniach, które między nami padły. Całe moje ciało się buntowało, a każda komórka tęskniła.
– Nie chce mi się żyć – wypłakiwałam się Julce.
– Natychmiast przestań tak mówić!
– Ale przecież on mnie kochał...
– Kochał? A czy on w ogóle wie, co to znaczy? To niezdolny do wyższych uczuć podły drań, może nawet przestępca... Z pewnością niewart twoich łez!

Spotykałam się z Robertem, by zapomnieć o ukochanym

Po bardzo długim czasie wreszcie wmówiła mi, że tak właśnie jest. Zaczęłam źle o nim myśleć, usiłowałam zapomnieć o pięknych chwilach. Musiałam wytłuc je z pamięci, żeby móc jakoś dalej żyć. Przed Robertem, kolegą Julii z pracy, z którym umówiła mnie na randkę w ciemno, długo się broniłam, ale ujął mnie tym, że tak bardzo o mnie zabiegał. Dzwonił, znosił kolejne odmowy, ale nie ustawał w próbach.
– To cudowny człowiek. Normalny – słyszałam od Julki. – I przystojny. Może i przystojny, ale co z tego, skoro nie według mnie? Dla mnie ideał wciąż był jeden i ten sam. Mój Artur... W końcu jednak wciągnęłam się w nowy związek. Na przekór własnemu sercu, bardziej z rozsądku i wygody. Bo lepiej mi było siedzieć w kinie z Robertem, niż snuć się samej po domu, gdzie każdy kąt przypominał mi o Arturze. Przecież wszędzie tutaj się przytulaliśmy, całowaliśmy, wyznając sobie uczucia. Płaszcz kąpielowy wiszący w łazience wciąż pachniał jego wodą kolońską, a w szafce przy zlewie wciąż leżała jego maszynka do golenia.

Niestety wciąż tęskniłam z Arturem

Randki z Robertem w końcu zakończyły się tym, czym normalnie kończą się randki. Nie mogłam sprawy odwlekać w nieskończoność. Kochałam się z innym niż Artur facetem, ale Artur wciąż był przy mnie. Pojawiał się, kiedy tylko zamknęłam oczy. Właściwie wolałam sobie wyobrażać, że Robert to on, bo tak było mi łatwiej. Chociaż nowy kochanek nie dotykał mnie w ten cudowny sposób, a z rozpięciem stanika męczył się do momentu, w którym sama mu pomogłam... Nie podobało mi się, jak mnie całował, dotykał, pieścił. Wciąż tęskniłam za kimś innym. A Robert niczego nie ułatwiał, bo niestety nie wytrzymywał konkurencji... Zupełnie nie. Ale brnęłam w to. Na siłę, tłumacząc sobie, że w końcu musi mi minąć. Przecież Artur zniknął, miał mnie gdzieś! Pewnie nawet przez sekundę za mną nie zatęsknił, bo w przeciwnym razie odezwałby się. A ja przekroczyłam trzydziestkę, powinnam ułożyć sobie życie u boku odpowiedzialnego mężczyzny...

Robert poprosił mnie o rękę

W końcu nadszedł dzień, w którym odkryłam, że nie myślę o Arturze sto razy na minutę, że tak naprawdę przestałam na niego czekać, nasłuchiwać kroków na schodach. Pochłonęło mnie zwyczajne życie: kłopoty w pracy, plany wakacyjne z Robertem. A potem zaręczyny... Robert padł przede mną na kolana, kiedy byliśmy na kolacji u moich rodziców. Mama się popłakała, tata wyjął z kredensu nalewkę. Widziałam, jacy są szczęśliwi, że ich córka nareszcie ma szansę na zamążpójście. Lubili Roberta, może nawet bardziej niż ja. Powiedziałam „tak”, zakładając na palec pierścionek i nie czując kompletnie nic.
– Czasami myślę, że jestem nienormalna – zwierzyłam się Julce.
– Jeszcze całkiem nie wyleczyłaś się z tego padalca – orzekła. – Robert zadba o ciebie. Zakochasz się w nim, bo w końcu zrozumiesz, że na to zasługuje.
– Naprawdę tak myślisz? – w moich oczach znowu zalśniły łzy.
– Oczywiście, że tak – Julka przytuliła mnie mocno. – Ale obiecaj mi, że płaczesz przez niego ostatni raz.
– Obiecuję – powiedziałam żarliwie, bo niczego innego bardziej nie pragnęłam. Przecież tamta nierzeczywista historia zatruwała mi prawdziwe życie. To się musiało skończyć!

W końcu nadszedł mój wieczór panieński

Więc to już dziś – westchnęłam, patrząc w lustro.
Tak, dziś żegnasz się z panieńskim stanem, kochana – za moimi plecami stanęła Julia, druhna i organizatorka wieczoru panieńskiego. Uśmiechnęłam się do niej. – To naprawdę dobra decyzja – położyła dłoń na moim ramieniu.
– Mam nadzieję...
– Robert jest porządnym, odpowiedzialnym mężczyzną. Takim, na jakiego zasługujesz. Dokończ makijaż, a ja jadę po tort. O ósmej przychodzą dziewczyny. Julia wyszła, a ja sięgnęłam po puder. 
Drgnęłam, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi. Zdziwiłam się, bo makijaż miałam gotowy, a nawet nie zarejestrowałam, że go w ogóle robiłam. Oto mój wieczór panieński, który wcale mnie nie cieszy...
– Wszystkiego najlepszego! – zawołała na mój widok Basia, jedna z koleżanek zaproszonych przez Julkę na imprezę. Wręczyła mi czerwony pakunek, który zawierał kajdanki wyłożone różowym futerkiem. Seksu
– Dzięki, kochana – wycałowałam powietrze przy policzkach koleżanki.
– Nie widziałaś Julki? Miała jechać po tort.
– Nie widziałam.
– Zadzwonię po nią – sięgnęłam po komórkę, wybrałam jej numer. Odebrała po krótkiej chwili.
– Zaraz będę – powiedziała, ale ja znałam ją zbyt dobrze, żeby nie wyczuć w jej głosie dziwnej nuty.
– Coś się stało?
– Nie, skąd – wyraźnie kłamała, ale pomyślałam, że może coś nie tak z tortem.
– Chcę cię tu szybko widzieć, z tortem czy bez – roześmiałam się.
– Ok – odparła i rozłączyła się.
Pomyślałam, że to naprawdę dziwne, ale wiedziałam, że Julka wytłumaczy mi wszystko, kiedy wróci. Znowu ktoś zadzwonił do drzwi.
– Prezent dla przyszłej żony! – zakrzyknęła stojąca w progu Zośka, moja koleżanka z dawnej pracy. Prezentem okazały się czerwone majtki z dziurką w kroku. – W sumie to dla niecierpliwych mężów – roześmiała się Zośka.
Następny bezsensowny prezent, z którego nigdy nie miałam korzystać.
– Julka też zaraz przyjdzie – paplała Zosia. – Widziałam ją na parkingu przed blokiem, gada z jakimś osiłkiem.
– Z jakim osiłkiem?
Nie wiem, nie znam. Ale wielki facet i dość przystojny, choć ja wolę długowłosych, a on taki ogolony na zero...

Artur był moim narkotykiem

Nogi się pode mną ugięły. Ten dziwny ton w głosie przyjaciółki i jej rozmowa z nieznajomym osiłkiem... Czyżby to...?
– Są na parkingu? – przytrzymałam Zośkę za łokieć.
– Tak – popatrzyła na mnie jak na wariatkę, musiałam mieć obłęd w oczach.
– Poczekajcie chwilę, zaraz wracam – sięgnęłam po płaszcz. Kiedy zbiegałam po schodach, zsunął mi się z ramion, ale nawet się nie zatrzymałam. Musiałam już być na dole, musiałam wiedzieć natychmiast. Wybiegłam z bramy i zaraz ich zobaczyłam. On wsiadał do sportowego samochodu, moja przyjaciółka obróciła się na pięcie. Trzymała w rękach karton z logo najlepszej cukierni w mieście. Kiedy mnie ujrzała, przez jej twarz przebiegł bolesny skurcz. Nagle wszystko zrozumiałam. Jej rozmówca zatrzasnął za sobą drzwi. Nie widziałam go, ale wiedziałam, czułam, kim jest. Rzuciłam się biegiem w stronę auta.
– Asia, nie! – Julka usiłowała mnie złapać wolną ręką, ale się uchyliłam. Stanęłam przed samochodem, który właśnie ruszał. Nie mogłam dostrzec, kto siedzi za kierownicą, szyba była przyciemniana, a światło latarni nie docierało do środka auta.
– Asia... – usłyszałam głos Julii.
– Zostaw nas samych – wychrypiałam. Spuściła głowę, odeszła, powłócząc nogami. Z samochodu wciąż nikt nie wysiadał, więc to ja wsiadłam do środka.
Artur... – wyszeptałam.
To był on. Ze zmienioną nieco twarzą, ale on. Moja miłość, moje życie... Obiecałam Julce, że nie będę już przez niego płakać, ale teraz nie potrafiłam powstrzymać łez. Scałował mi je z policzków, tulił do siebie, uspokajał.
– Już... No już... Nie płacz...
– Dlaczego? – spojrzałam na niego.
– Musiałem... Kiedyś wdałem się w coś głupiego, z czego nie potrafiłem się potem wyplątać. Choć, wierz mi, próbowałem. Dla ciebie, dla nas. Chciałem normalnie żyć, ale przeszłość upomniała się o mnie. Groziło mi niebezpieczeństwo, może także tobie. Gdybym wtedy nie zniknął, może już by mnie nie było...
– Boże...
Wiem, że nie mam żadnego prawa błagać cię o wybaczenie. Julia mi powiedziała, że dziś twój wieczór panieński... Nie powinienem tutaj przychodzić, żeby nie burzyć spokoju, który odbudowałaś.
– Spokoju? O czym ty w ogóle mówisz? – z oczu znowu pociekły mi łzy. – Mam ochotę cię zabić, ale jednocześnie... Milczał, po prostu przytulał mnie mocno do siebie. Jego dotyk podniecał mnie jak kiedyś, a może jeszcze bardziej. Byłam uzależniona, w tym momencie to zrozumiałam. Artur był moim narkotykiem, już nic oprócz niego się nie liczyło.
– Zawieź mnie gdzieś. Chcę być z tobą teraz, już. Muszę.
– Ale twój wieczór panieński...
– Chcę się z tobą natychmiast kochać – powiedziałam z mocą.
Artur wcisnął pedał gazu...

 

Czytaj więcej