"Mąż sprawił, że czułam się nic niewarta! A potem zobaczyłam program o kobietach takich jak ja..."
Fot. 123RF

"Mąż sprawił, że czułam się nic niewarta! A potem zobaczyłam program o kobietach takich jak ja..."

"Mój mąż po przyjściu z pracy zakładał białe rękawiczki i skrupulatnie sprawdzał czystość – jeśli gdzieś znalazł trochę kurzu, wyzywał mnie od flejtuchów i brudasów i kazał sprzątać od nowa. Nie godził się, bym poszła do pracy. Wmawiał, że jestem na to za głupia i nikt mnie nie zechce. Zabronił odzywania się przy innych, bo jestem idiotką i robię mu wstyd. Nikt nawet się nie domyślał, jak cierpiałam..."  Teresa, 38 lat

Kiedy wychodziłam za mąż, byłam najszczęśliwszą kobietą na świecie. Wydawało mi się, że tak będzie zawsze. I przez pierwsze miesiące tak właśnie było...

Ja zajmowałam się domem, mąż zarabiał na życie

W naszym małżeństwie od początku istniał podział ról. Ja zajmowałam się domem, a Antek zarabiał na życie. Taki układ mi odpowiadał, więc nie myślałam o pracy zawodowej. Zresztą byłam już w ciąży i przygotowywałam się do przyjścia dziecka na świat. A potem, gdy urodziła się Kamilka, całkowicie pochłonęła mnie opieka nad nią. Wkrótce znowu zaszłam w ciążę. Moje dnie wypełniały dzieci i dom. Niby wszystko było w porządku, ale...

Zaczął wyzywać mnie od flejtuchów

Antek coraz częściej po powrocie do domu robił obchód mieszkania. Zaglądał w każdy kąt, żeby sprawdzić, czy dokładnie posprzątałam. Zakładał białe rękawiczki i skrupulatnie sprawdzał szafy, karnisze, futryny drzwi, żaluzje, a nawet wnętrza gniazdek elektrycznych i jeśli gdzieś znalazł trochę kurzu, wyzywał mnie od flejtuchów i brudasów i kazał sprzatać od nowa. Wymagał, żebym utrzymywała mieszkanie w sterylnej wręcz czystości. Gdy starałam się wytłumaczyć mu, że przesadza, nie chciał tego słuchać. Musiałam więc codziennie odkurzać i szorować podłogi, a okna myć raz w tygodniu. Zdarzało się, że pomstowałam w duchu, bo to codzienne, dokładne sprzątanie było męczące i czasochłonne. Przy dwójce małych dzieci utrzymanie idealnej czystości było praktycznie niemożliwe. Przecież trzeba było jeszcze ugotować obiad, pójść z maluchami na spacer, zrobić pranie. Ale Antka to nie interesowało...

Zawsze był niezadowolony, nie godził się, bym poszła do pracy

– Rozejrzyj się wokół! – krzyczał. – Bałagan jak w jakiejś melinie! Gdy Antek to mówił, zaciskałam zęby i milczałam. To prawda, mój ojciec był alkoholikiem, ale w naszym domu zawsze było czysto. Mama bardzo dbała o porządek. Antek wiedział, że wstydziłam się ojca. Wiedział też, że jego słowa sprawiają mi ból. A mimo to ranił mnie. Kiedy nasze dzieci trochę podrosły, powiedziałam Antkowi, że chciałabym pójść do pracy.
– Nie bądź śmieszna – spojrzał na mnie z politowaniem. – Przecież ty nic nie umiesz! Nie masz nawet matury.
– Znalazłam ogłoszenie, że potrzebują ogrodników. A ja skończyłam szkołę ogrodniczą. Mogłabym tam pójść i zapytać się... – dodałam nieśmiało.
– Nigdzie nie będziesz chodzić. Za głupia jesteś, by dostać tę pracę. Tam pewnie chcą specjalistów po technikum. Ty nie masz żadnych szans. Ile pracowałaś po tej zawodówce, pół roku? Lepiej zajmij się domem – Antek demonstracyjnie zasłonił się gazetą, dając mi do zrozumienia, że nie ma ochoty dłużej ze mną rozmawiać.

Poniżanie mnie wyraźnie sprawiało mu przyjemność

Nikt nie domyślał się nawet, jak bardzo cierpię. Antek przy innych zawsze zachowywał się jak wzorowy, kochający mąż. Gdy przychodzili do nas znajomi, puszył się jak paw, kiedy chwalili nasze wysprzątane mieszkanie albo potrawy, które podawałam na stół. Uśmiechał się, mówił, że taka żona jak ja to prawdziwy skarb i jakim to on jest szczęściarzem. A ja cóż, robiłam dobrą minę do złej gry i też się uśmiechałam. Ale gdy tylko próbowałam włączyć się do rozmowy, to pod byle pretekstem wywoływał mnie do kuchni i syczał do ucha: 
– Nie odzywaj się, jak nie masz pojęcia, o czym się mówi, idiotko. Nie rób mi wstydu. Zrozumiałaś, co powiedziałem?! Co, teraz zapomniałaś języka w gębie?! – kpił ze mnie. Wychodził, a ja zostawałam w kuchni, żeby obetrzeć łzy.
– Teresko, kochanie, jak tam bigos? Gotowy już? – po chwili dobiegał mnie z pokoju przymilny głos Antka.

Czułam się nic niewartą kobietą

W końcu miałam już tego dość. Czułam się nic niewartą kobietą, która nadaje się tylko do sprzątania, gotowania i usługiwania mężowi. Jedyną osobą, której zwierzyłam się ze swoich problemów, była moja mama.
– Bije cię? – zapytała.
– Nie – odparłam. – Antek nigdy nie podniósł na mnie ręki.
– To czego ty chcesz, dziewczyno?! – wzruszyła ramionami.
Moja mama uważała, że powinnam być szczęśliwa, bo Antek według niej był idealnym mężem, który dobrze zarabia, sam utrzymuje dom, a ja tylko się czepiam. Było mi przykro, że tak mnie ocenia, dlatego już nigdy więcej nie rozmawiałam z nią o moich kłopotach z Antkiem.

Zobaczyłam program, który był... o mnie!

Któregoś wieczoru, gdy mąż już spał, obejrzałam w telewizji program o maltretowanych kobietach. „Mój Boże! To przecież o mnie!”, pomyślałam. Wtedy też postanowiłam, że nie pozwolę się dłużej poniżać i że odejdę od mojego męża. Antek był wściekły, gdy dowiedział się, że chcę się z nim rozwieść. Jeśli wcześniej miałam jakieś wątpliwości, teraz się rozwiały. Nie było dnia, żeby mnie nie poniżał ani nie wyzywał. Chciałam wyprowadzić się z domu, ale nie miałam dokąd. Do matki nie mogłam się przeprowadzić, bo jej zdaniem moje miejsce jest przy mężu. Byłam rozgoryczona, że własna matka nie daje mi w tak trudnych chwilach żadnego oparcia. Na szczęście znaleźli się ludzie, którzy podali mi pomocną dłoń. W tym programie o przemocy domowej powiedziano, że można zadzwonić na Niebieską Linię albo się zgłosić do organizacji, zajmującej się przeciwdziałaniem przemocy w rodzinie. Tam dowiedziałam się, jak napisać pozew o rozwód oraz że mam prawo starać się o adwokata z urzędu.

Wygrałam i teraz wiem, że żyję

Na rozprawie pojednawczej Antek powiedział, że on nie chce rozwodu, że jest gotów zrobić wszystko, by ratować nasze małżeństwo, ale ja nie dałam się nabrać na jego czcze obietnice. Dlatego na kolejnej rozprawie jego adwokat przedstawiał Antka jako idealnego męża, dbającego o rodzinę, a mnie jako histeryczkę. Sugerował nawet, że mam kochanka, gdyż nie widzi żadnej innej przyczyny, dla której mogłoby mi tak bardzo zależeć na rozwodzie. Ale moja adwokatka przekonała sędziego, że od lat byłam maltretowana psychicznie, że mój mąż nieustannie poniżał mnie i upokarzał. Udowodniła, że nie mogłam podjąć żadnej pracy, bo mąż mi tego zabraniał. W końcu dostałam rozwód z orzeczeniem o winie męża. Przyznano mi opiekę nad dziećmi i alimenty, a nie tak dawno udało mi się znaleźć pracę. Zaczynam wierzyć, że jestem jeszcze coś warta...

 

Czytaj więcej