"Utrzymywałam męża, a on mnie zdradzał. Po latach musiałam zapłacić za święty spokój..."
Fot. 123RF

"Utrzymywałam męża, a on mnie zdradzał. Po latach musiałam zapłacić za święty spokój..."

"Myślałam że mąż wyjechał w interesach, ale sprzedawczyni w sklepie obok powiedziała, że przecież codziennie rano robi u niej zakupy. Poczułam palący wstyd i upokorzenie. A więc byłam pośmiewiskiem całego osiedla?! Rozwiodłam się. Mijały lata, powoli dochodziłam do siebie. Aż pewnego dnia otrzymałam pismo z sądu...!" Anna, 52 lata

Pewnego dnia dostarczono mi wezwanie do sądu. Zdenerwowałam się bardzo, ręce mi drżały, gdy otwierałam kopertę. „Pozew z powództwa cywilnego...”, czytałam, „...celem sprawdzenia, czy dotrzymano procedur w związku ze sprzedażą lokalu mieszkaniowego...” O co chodzi? „Powód: Zbigniew R.”, tu widniało nazwisko mojego byłego męża. Zaczynałam powoli rozumieć. Wspomnienia wracały jak zły sen...

Był moją wakacyjną miłością

Ze Zbyszkiem znaliśmy się od zawsze. Spotykaliśmy się każdego roku podczas wakacji, które spędzaliśmy w tej samej podlubelskiej wsi. Tak się zaczęło – od letniej miłości. Zbyszek był zaborczy, jak kochał, to na całego. Kiedy skończyłam dwadzieścia jeden lat, bardzo nalegał, żebyśmy się pobrali. Ja się wahałam, chciałam najpierw obronić magisterkę. – Dokończysz studia po ślubie, będę ci pomagał – zapewniał, całując mnie po rękach. Uwierzyłam mu, niestety. Wynajęliśmy małe mieszkanko w centrum miasta. Zbyszek pracował wtedy jako krupier w kasynie. Nie było go całymi nocami. Po pół roku małżeństwa okazało się, że jestem w ciąży. Mąż postanowił, że wobec tego kupimy sobie własne mieszkanie.
– Ale musisz pójść do pracy – zastrzegł. – Sam nie dam rady utrzymać ciebie, dziecka i jeszcze na mieszkanie płacić. Przydałby się też samochód...
– Obiecałeś, że będę mogła skończyć studia. Może poczekajmy jeszcze trochę z tym mieszkaniem... – nie chciałam rezygnować z nauki. Ale niestety, wymógł to na mnie.

Zaczął się najgorszy okres w moim życiu

Znalazłam więc pracę w banku i wkrótce okazało się, że pensję mam większą niż jego. Zbyszek nie był zadowolony, nie pozwalał mi się przyznawać, ile zarabiam, nawet przed moimi rodzicami. Kiedy przenieśliśmy się do nowego mieszkania i urodził się Tomek, zaczął się najgorszy okres mojego życia. Mąż wplątał się w jakieś ciemne interesy, z których nie było żadnych zysków, a tylko straty. Dom utrzymywałam praktycznie sama. Kiedy wspominałam Zbyszkowi, że jest mi ciężko, wybuchał ze złością.
– Co, żal ci, że masz takiego męża?! – wykrzykiwał, gdy był trochę podchmielony, a zdarzało się to coraz częściej. – Myślisz, że jesteś lepsza, co?! Dużo ci brakuje do ideału, musisz jakoś nadrabiać! Tomek był przyzwyczajony do awantur od najmłodszych lat. Bał się ojca, praktycznie go nie znał, bo Zbyszek znikał często na kilka tygodni. Mówił, że załatwia interesy. Wolałam nie wiedzieć, co to za interesy i z kim je robi...

Zdradzał mnie, i to pod moim bokiem

Mój syn miał już wtedy siedemnaście lat. Zbyszek jak zwykle był w rozjazdach. Pewnego dnia, wracając z pracy, zaszłam do spożywczego na osiedlu.
– O, dobrze, że panią widzę – zagadnęła mnie sprzedawczyni. – Mąż zostawił dzisiaj rano portfel z pieniędzmi, pani mu go odda.
– Ale męża nie ma, wyjechał w interesach – odpowiedziałam, przeczuwając coś złego.
– No przecież codziennie rano robi tu zakupy – powiedziała sprzedawczyni ze złośliwym uśmieszkiem. – I zanosi do tej waszej chorej kuzynki, spod dwunastki, o, w tamtej bramie mieszka... – wskazała blok naprzeciwko. Poczułam palący wstyd i upokorzenie. Zabrałam zakupy i pobiegłam pod wskazany adres. Drzwi otworzyła mi sąsiadka znana z widzenia. – Zbyszek, to do ciebie... – wyjąkała, gdy mnie zobaczyła. W głębi przedpokoju pojawił się mój mąż. Wszystko stało się dla mnie jasne. Zdradzał mnie, i to pod moim bokiem. Byłam prawdopodobnie pośmiewiskiem całego osiedla. Wolałam nie myśleć, czy utrzymywałam również tamtą panią...
Wystąpiłam o rozwód. Kiedy sąd orzekł wreszcie koniec małżeństwa, przyznał mi mieszkanie i zasądził alimenty, Zbyszek zniknął i więcej go nie widziałam. Pieniędzy też nie.

Zapłaciłam za święty spokój

Mijały lata, powoli dochodziłam do siebie. Gdy Tomek się wyprowadził, postanowiłam zrobić coś ze swoim życiem. Sprzedałam mieszkanie, z którym wiązało się tyle złych wspomnień, wzięłam kredyt i zaczęłam budować dom. Myślałam, że Zbyszek to tylko odległa przeszłość, aż do dnia, w którym dostałam ten pozew. Wzięłam adwokata i dowiedziałam się, że przy sprzedaży mieszkania powinnam była odnaleźć byłego męża i zapłacić mu jego część. To, że nie byliśmy już małżeństwem, nie miało znaczenia. Kilka tygodni później spotkałam go przed salą rozpraw. Patrzył na mnie z nienawiścią.
– Co, chciałaś mieć spokój? – warknął w moją stronę. – Nie tak szybko, kochana. Musisz za niego słono zapłacić.
Cóż, prawo jest prawem, nie dopełniłam procedur, a on był na tyle sprytny, aby to wykorzystać. Zapłaciłam. Mogłabym wnieść pozew o zaległe alimenty, ale nie chcę mieć więcej do czynienia z tym człowiekiem.

 

Czytaj więcej