"Sąsiadka powiedziała, że kupiłam nawiedzone mieszkanie. A potem zrozumiałam, co się za tym kryło...""
Fot. 123RF

"Sąsiadka powiedziała, że kupiłam nawiedzone mieszkanie. A potem zrozumiałam, co się za tym kryło...""

"Kilka miesięcy temu kupiłam w bardzo okazyjnej cenie mieszkanie w starej kamienicy. Było przestronne i widne, tylko łazienka wymagała remontu – była zawilgocona i jakaś taka nieprzyjemna. Nie widziałam w tym problemu, ale pewnego dnia usłyszałam, że właśnie tutaj zabiła się żona byłego właściciela. Jak on mógł zataić przede mną taką informację...!
Helena, 28 lat

Popchnęłam ciężkie, bogato rzeźbione drzwi i weszłam do ciemnej klatki schodowej. Kamienica lata świetności miała już niewątpliwie za sobą. Ale szerokie marmurowe schody z ażurową poręczą świadczyły o tym, że niegdyś budynek należał do najbardziej reprezentacyjnych na ulicy.

Pośredniczka z agencji bała się wejść do łazienki...

– Lokal znajduje się na pierwszym piętrze – powiedziała agentka nieruchomości. – Proszę za mną.
Weszłyśmy do mieszkania.
– Pięknie tu… – zachwyciłam się szczerze.
– Robi wrażenie, prawda? – pośredniczkę ucieszyła moja reakcja. – Stare budownictwo, wysokie sufity. Instalacja elektryczna wymieniona przez ostatnich właścicieli. Tu jest duży pokój, tam dwa mniejsze, jeden z toaletą – mówiła pośredniczka. 
– A tam co jest? – zapytałam, otwierając drzwi do następnego pomieszczenia. Zauważyłam, że pośredniczka lekko się spięła.
– Tam jest główna łazienka – wyjaśniła szybko. – Wymaga remontu, i to gruntownego… To najbardziej zaniedbane pomieszczenie w mieszkaniu. Trzeba wymienić piecyk gazowy, instalację… Przydałoby się osuszyć sufit i ściany. Poprzedni właściciele mieli tu duży problem z wilgocią. Weszłam do środka. Światło nie działało, a pomieszczenie nie miało okna, więc niewiele mogłam zobaczyć. Poczułam przejmujący chłód. W świetle dochodzącym z przedpokoju obejrzałam umywalkę i wielką żeliwną wannę.
– Jest chyba zabytkowa? – zapytałam, odwracając się za siebie. Wydawało mi się, że pośredniczka stoi za mną, ale zorientowałam się, że nie weszła ze mną do środka. Doznałam dziwnego uczucia, że ktoś mnie obserwuje. Zrobiło mi się nieprzyjemnie…
– I co? Jak się pani podoba łazienka? – zapytała z przedpokoju kobieta. Chciałam jej odpowiedzieć, ale poczułam na twarzy zimny podmuch i drzwi łazienki zamknęły się z trzaskiem. Wydało mi się, że usłyszałam jęk… Po omacku poszukałam klamki i z ulgą wyszłam na korytarz. Pośredniczka była bardzo blada.
– To przeciągi… – uśmiechnęła się niepewnie. – Chyba nie domknęłam drzwi wejściowych… Gdy znalazłam się w jasnym przedpokoju, na powrót poczułam się pewnie.
– Tak, to już wszystko pani zobaczyła – rzekła kobieta. – Jaka decyzja? Jeszcze raz rozejrzałam się po mieszkaniu.
– Muszę skonsultować się z mężem – oświadczyłam, choć byłam prawie zdecydowana.

Marzyłam o przeprowadzce i byłam prawie zdecydowana

Po powrocie do domu (właściwie domu teściowej) nakarmiłam i wykąpałam synka, a potem włączyłam laptopa i połączyłam się z mężem.
– Właściwie to mieszkanie bardzo mi się podobało – relacjonowałam Radkowi. – Najlepszy lokal ze wszystkich, które oglądałam. Duże pokoje, niski czynsz…
– No i dobra cena – dodał mąż. – Skoro ci się podoba, to kupuj.
– Tylko łazienka wymaga remontu i to kapitalnego – ciągnęłam. – Ale może dzięki temu właściciel zejdzie jeszcze z ceny? Spróbuję ponegocjować…
Liczył się dla nas każdy grosz. Mąż pracował w Anglii i choć udało mu się odłożyć niezłą sumkę na mieszkanie, to jednak milionerami nie byliśmy. Zależało nam, żeby wyprowadzić się od teściów, a to mieszkanie od razu przypadło mi do gustu, w dodatku miało bardzo atrakcyjną cenę. Po dwóch dniach intensywnego myślenia postanowiłam chwycić atrakcyjną okazję, zanim ktoś sprzątnie mi ją sprzed nosa i kupiłam mieszkanie w kamienicy. Postanowiłam, że na razie tylko je odmaluję. Remont łazienki odłożyłam na później. Ja i mój synek mogliśmy przecież tymczasowo korzystać z małej toalety przy jednej z sypialni.

Brat miał u miał u mnie wypadek

W przeprowadzce pomagał mi brat. Podczas jednego weekendu przewieźliśmy do nowego mieszkania wszystkie rzeczy i poustawialiśmy meble.
– Ubrania i książki porozkładam sobie później – planowałam. – A, Krzysiu, jeszcze jedna rzecz – przypomniałam sobie. – Mógłbyś wkręcić żarówkę w dużej łazience? Brat wziął drabinę i wszedł do pomieszczenia. Weszłam za nim, świecąc latarką.
– Cholera, jaki tu ziąb – stwierdził, wchodząc po drabinie. – Skąd tak wieje? I śmierdzi wilgocią… Wkręcił żarówkę i w pomieszczeniu zapanowała jasność.
– Ale nora – orzekł Krzysiek. – Skąd ta wilgoć? Przecież całe mieszkanie jest suche. Ściany i sufit upstrzone były szaro-zielonymi wykwitami grzyba. Krzysiek wyciągnął rękę, żeby dotknąć jednej z plam na suficie, ale nagle światło zamrugało i żarówka zgasła. W tym samym momencie poczułam zimny podmuch i drzwi się zatrzasnęły. Tak jak poprzednio usłyszałam jęk… Tym razem jednak krzyczał Krzysiek, który spadł z drabiny. Zaświeciłam latarkę. Krzysiek leżał na czarno-białej posadzce przywalony drabiną i trzymał się za łydkę. Próbował wstać, ale nie mógł…
– Złamana?! – panikowałam.
– Nie wiem… Pozwoliłam mu wesprzeć się na moim ramieniu i jakoś dokuśtykaliśmy do przedpokoju.
– Boli cię? – zapytałam. Bolało, zadzwoniłam więc po karetkę. Lekarz, który przyjechał na miejsce, stwierdził, że trzeba zawieźć Krzyśka do szpitala. Sanitariusze znieśli mojego brata na noszach, a ja ich odprowadziłam.

Sąsiadka opowiedziała mi straszną historię mieszkania

Gdy wracałam na górę, drzwi na drugim piętrze otworzyły się i przez poręcz zajrzała ciekawska sąsiadka.
– Pani mieszka pod trójką? – zapytała starsza pani, a gdy przytaknęłam, pokręciła głową z politowaniem.
I po co nawiedzone mieszkanie kupiliście? Już jest pierwsza ofiara…
– Słucham? – zastygłam wpół kroku. – Nawiedzone? Jak to?
– A tak to – staruszka wzięła się pod boki. – Niech pani nie mówi, że nie zna tej strasznej historii!
– Nie znam… – przyznałam, zaciekawiona i przestraszona jednocześnie. – Ale może zechce mi ją pani opowiedzieć? Zapraszam do mnie. Co prawda jeszcze się nie rozpakowałam, ale mogę poszukać czajnika, zrobię herbatę… Staruszka przeżegnała się.
Za nic w świecie nie przestąpię progu tego mieszkania! – wzdrygnęła się. – Ale zapraszam do mnie. Czajnik mam na wierzchu. Wdrapałam się więc na drugie piętro. Mieszkanie sąsiadki znajdowało się bezpośrednio nad moim. Pachniało dziwną mieszanką lawendy i szarego mydła. Kobieta z zadziwiającą jak na swój wiek zręcznością kręciła się po kuchni. Nalała nam herbaty i usiadła przy kuchennym stole.
– No więc to było tak – zaczęła. – W pani mieszkaniu przez lata żyło małżeństwo. O dzieci się starali, ale bez skutku. Ona od tych starań w obłęd popadła. A on szukał pociechy u innych bab. I w końcu, wie pani – staruszka zawiesiła głos – zabiła się. – Podobno to się stało w łazience… Teraz ponoć straszy w tym mieszkaniu, duszyczka niespokojna…

Zrozumiałam, dlaczego mieszkanie miało tak niską cenę

Zrobiło mi się słabo.
Niejeden już tam próbował mieszkać – kontynuowała sąsiadka zadowolona z efektu, jaki we mnie wywołała. – Nikt nie wytrzymał długo. Ale taki wypadek zdarzył się po raz pierwszy. Widocznie duch jest coraz silniejszy… Zrozumiałam nagle, dlaczego mieszkanie miało taką niską cenę. I dlaczego pośredniczka tak bardzo bała się wejść do łazienki.
– Co mam teraz zrobić? – zapytałam. – Uciekaj, dziecko, pókiś cała! – poradziła mi sąsiadka, spoglądając z troską i żegnając się znakiem krzyża.
Wróciłam do siebie pełna obaw. Słyszałam o nawiedzonych domach, ale myślałam, że to bajki. Nie wiedziałam, co mam robić. Pierwszą noc spędziłam przy zapalonym świetle. Później zauważyłam, że złe wibracje wyczuwam tylko w łazience. Reszta mieszkania była bezpieczna. Najlepiej czułam się w sypialni…

Byłam wściekła na poprzedniego właściciela  

Obsesyjnie zastanawiałam się, w jaki sposób kobieta odebrała sobie życie. To się stało w łazience… Podejrzliwie spojrzałam na zamknięte drzwi. Może podcięła sobie żyły, leżąc w wannie? Wzdrygnęłam się. Koleżanka poradziła mi, żebym poprosiła księdza, o poświęcenie mieszkania. Pomyślałam, że zrobię to w ostateczności… Powinnam zabrać synka od teściowej, bo właściwie całkowicie się już rozpakowałam i urządziłam, ale bałam się, że dziecku coś się stanie… Może powinnam sprzedać mieszkanie, skoro boję się w nim mieszkać? Na razie nie zwierzyłam się mężowi z moich obaw… Narastała we mnie wściekłość na poprzedniego właściciela, bo słowem nie zająknął się o duchu… Zadzwoniłam do niego.

Teraz wszystko stało się jasne

– Dlaczego zataił pan przede mną fakt, że tutaj umarła kobieta? – zapytałam z pretensją. – Proszę pana, tutaj straszy! Mój brat przez tego ducha złamał nogę! Tu jest niebezpiecznie! Mam małego synka. Czy pan myśli, że będę go kąpać w wannie, w której pańska żona odebrała sobie życie?! W słuchawce przez moment panowała cisza.
– W jakiej wannie? – zapytał mężczyzna. – Przecież ona… Ona wypadła z okna…
– Co pan mówi! Tam nie ma okna!
– Ależ jest. Mówimy o łazience przy sypialni, prawda?
– Nie – odparłam.
– O tej dużej, ciemnej, zimnej i strasznej… ta mała jest w porządku.
– Ale tragedia wydarzyła się właśnie tam – sprostował były właściciel. – A ta duża jest taka nieprzyjemna, bo wiecznie zalewa ją sąsiadka z góry… Proszę ją zmusić, żeby wreszcie wzięła się za instalację, bo u pani zawali się sufit…

Strach minął jak ręką odjął

Mężczyzna powiedział mi jeszcze, że starsza pani od lat ostrzyła sobie zęby na moje mieszkanie. Planowała, że zamieszka w nim jej wnuk. Rozpowiadała plotki o duchach, podobno nawet przekonała do nich pośredniczkę. Liczyła, że lokal straci na wartości i będzie ją stać na kupno.
– Więc wszystko jasne – powiedziałam sama do siebie. Weszłam do ciemnej łazienki. Nie poczułam strachu, tylko wilgoć w powietrzu. Ale z nią przecież sobie poradzę! 

 

Czytaj więcej