"Sąsiedzi zatrudnili nową nianię. Od tej chwili codziennie słyszeliśmy płacz ich synka..."
Fot. 123RF

"Sąsiedzi zatrudnili nową nianię. Od tej chwili codziennie słyszeliśmy płacz ich synka..."

"Tego dnia znowu było słychać za ścianą płacz dziecka. Był długi i przypominał zawodzenie. Wyglądało na to, że nikt nie próbował chłopca uspokajać. A potem przypadkowo usłyszałam oburzającą rozmowę jego nowej opiekunki. Nie mogłam tego tak zostawić...!" Joanna 53 lata

Było wtorkowe popołudnie. Wracałam z zakupami z pobliskiego warzywniaka. Nagle dobiegł mnie płacz dziecka. Na drugim piętrze mieszkało małżeństwo z małym, może dwuletnim chłopcem. Bardzo kulturalni ludzie. Zawsze mówili „dzień dobry”. Nie hałasowali wieczorami. Oboje pracowali i dlatego wynajmowali nianię. Pierwsza była chyba studentką, ale ponoć udało jej się zdobyć płatny staż w kancelarii i nie mogła dłużej zajmować się maluchem.

Chłopczyk miał nową nianię

Od kilku tygodni opiekowała się nim nowa niania. Starsza pani, która dorabiała sobie do emerytury. Myślałam, że taka doświadczona kobieta świetnie poradzi sobie z malcem, ale ostatnio coraz częściej słyszałam jego płacz.
– Dzień dobry, pani Asiu – przywitała mnie starsza sąsiadka z klatki obok. – Z pracy pani wraca? – A dzień dobry. No właśnie z pracy i zakupów wracam – wyjaśniłam.
– A czyj to dzieciak tak płacze, jakby go ze skóry obdzierali?
– To z naprzeciwka. Też jestem zdziwiona, bo to bardzo spokojny chłopczyk.
– A, tak – skinęła głową. – Słyszałam, że już drugą nianię mają. Kiedyś matka w domu siedziała i zajmowała się dzieckiem, a teraz to taka moda chyba, że jedna rodzi, a druga wychowuje – rzuciła cierpko.
– To nie moda – zaprzeczyłam. – Takie czasy. Jedna pensja nie wystarczy na utrzymanie. Ludzie żyją teraz na kredytach. Nie ma już rodzin wielopokoleniowych, w których babcia i dziadek zajmowali się wnukami. Wie pani, mi to ich nawet szkoda.
– Mi matka nie pomagała. Sama pracowała jako akuszerka do późnej starości. Siły miała za dwóch. A ojca nie znałam, na wojnie zginął... Ależ ten mały płacze.
Pożegnałam się ze znajomą.
Była straszną gadułą, a ja musiałam jeszcze obiad ugotować, więc poszłam do domu.

Mąż próbował mnie uspokajać

Ponieważ mieszkaliśmy po sąsiedzku, płacz słyszałam w dalszym ciągu, mimo zamkniętych drzwi. Trochę mnie to zaniepokoiło.
– Cześć! – z pracy wrócił mój mąż. – Co tam dzisiaj pysznego jemy?
– Cześć kochany, zapiekanka może być?
– Jak z mięsem, to tak – zaśmiał się. A wiesz, że jak wchodziłem do klatki, spotkałem tę nowa opiekunkę od naszych sąsiadów. Wyobraź sobie, że mnie potrąciła i nawet nie przeprosiła. Leciała, jakby ją ktoś z procy wystrzelił.
– Słuchaj, może tam się coś stało. Dziś ten maluch bardzo długo płakał.
– Oj, Asia, nie dramatyzuj. Dziecko małe, to płacze. A zapiekanka pierwsza klasa.
– To dobrze, że ci smakuje, bo zrobiłam na dwa dni – odparłam zadowolona.
– A wybierasz się gdzieś jutro?
– My się wybieramy. Jedziemy rano na targ warzywny. Będę robić przetwory. Wzięłam nawet kilka dni urlopu, żeby przygotować weki na zimę. Zapomniałeś?
– Ależ skąd! Wszystko pamiętam.

Ten chłopiec najwyraźniej nie lubił swojej niani

Wieczorem długo myślałam o tym chłopczyku. Krzywda dzieci bardzo mnie poruszała, ale może faktycznie przesadzałam. Rano wstaliśmy z mężem o czwartej. Targ otwierali wcześnie, a chcieliśmy kupić świeże warzywa. Po zakupach mąż  przywiózł mnie do domu, a sam pojechał do pracy. Zrobiłam sobie kawę, włączyłam radio i zabrałam się do mycia ogórków. Zobaczyłam przez okno nianię sąsiadów. Wcale się nie spieszyła do pracy. Może byłam uprzedzona, ale jej twarz nie wydawała mi się sympatyczna. Byłam ciekawa, czy chłopczyk będzie dziś płakał. Przyciszyłam radio, ale nic do moich uszu nie dotarło. Zajęłam się robieniem zalewy octowej. Nie minęła jednak godzina, jak usłyszałam płacz dziecka. Był długi i przypominał zawodzenie. Strasznie mnie to rozbiło wewnętrznie, ale przecież nie mogłam tam tak po prostu wparować i zapytać, co się dzieje. Płacz trwał jednak z przerwami dwie godziny. Ten chłopiec najwyraźniej nie lubił swojej niani.

Byłam pewna, że coś tu jest nie tak

Gdy mąż wrócił do domu, od razu podbiegłam do niego.
– Ten chłopiec płakał dziś pół dnia i wcale nie jest chory, bo niania wyszła z nim na spacer.
– Słońce, proszę, nie mieszaj się do tego. Jego rodzice chyba wiedzą, kogo zatrudnili. To z pewnością ktoś z polecenia.
– Ale to nie ma ze sobą nic wspólnego. Mały nie znosi tej kobiety, coś tu jest nie tak. Dlaczego niby nie płakał, jak zajmowała się nim ta studentka?
– No dobrze, ale jak chcesz udowodnić, że ta kobieta faktycznie coś mu zrobiła? Nie możesz pójść do rodziców i powiedzieć: „Mam przeczucie, że ta niania jest zła, znajdźcie sobie państwo inną”.
– Nie wiem jeszcze, co zrobię, ale coś wymyślę.
– Żeby to się źle nie skończyło...
– Źle to się może skończyć, ale tylko dla tej kobiety – odparłam pewna swego.

Usłyszałam oburzające słowa opiekunki

Następnego dnia historia się powtórzyła. Chłopiec płakał co chwilę. Wzięłam komórkę i włączyłam dyktafon. Nagranie zapisałam. Już miałam jeden dowód. Dziwiło mnie tylko, że nie było słychać, żeby ktoś próbował chłopca uspokoić. Byłam bardzo zdenerwowana. Mały ucichł. Musiał zasnąć. Postanowiłam, że zajmę się papryką, żeby uspokoić nerwy. Po jakimś czasie uzbierało się tyle odpadków, że musiałam je wynieść do śmietnika. Kubły otoczono betonowym murem, więc jak się weszło do środka, to nie było człowieka widać. Gdy pakowałam worek do kontenera, przy murku stanęła jakaś kobieta z wózkiem.
Mam dość tego szczeniaka – usłyszałam głos niani sąsiadów. – Wszędzie wchodzi, ciągle coś chce. Robi w pieluchę. Filmu przez gnojka obejrzeć nie mogę! Siedziałam cicho jak mysz pod miotłą, ale byłam zdruzgotana tym, co usłyszałam. Niania rozmawiała z kimś przez telefon.
– Nie, jak narobi, to nie przebieram. Niech lata z kupą, to nauczy się, gówniarz jeden, z nocnika korzystać. A pewnie, że się drze, ale sobie słuchawki na uszy zakładam i nic mnie to nie obchodzi. „Boże! Co za kobieta?!”, pomyślałam.
– Nie, szczeniak nie umie mówić. Spokojnie. Tu wszyscy chodzą do pracy, nie dowiedzą się, ale muszę porozmawiać o podwyżce, bo za takie grosze dłużej nie będę tu siedziała.
Poszła dalej. Chciałam pobiec za nią i zabrać jej chłopca, ale w ostatniej chwili się powstrzymałam. Gdy ta kobieta oddaliła się na bezpieczną odległość, wyszłam i pobiegłam do domu, żeby zadzwonić do męża. Musiałam mu wszystko opowiedzieć!

Poszliśmy do sąsiadów i wszystko im opowiedzieliśmy

– Jesteś pewna, że to była ona?
– Tak, to ona, jestem pewna w stu procentach.
– Matko, to okropne. W tej sytuacji, jak tylko wrócę, pójdziemy do sąsiadów. Musimy działać szybko, żeby ta okropna baba nie zrobiła mu krzywdy.
Bardzo się denerwowałam przed tą rozmową, więc mój mąż przejął inicjatywę. Tuż po pracy wziął mnie za rękę i zaprowadził do sąsiadów. Otworzył nam tata chłopca.
– Dzień dobry, przepraszam, że niepokoimy, ale musimy z państwem porozmawiać. To bardzo ważna sprawa – zaczął mąż.
– Tak, tak, tylko przepraszam za bałagan. Ostatnio synek jest bardzo płaczliwy i nie schodzi nam z rąk aż do wieczora... – Właśnie – mój mąż przerwał sąsiadowi – my w tej sprawie. Wiemy, dlaczego państwa synek tak się zachowuje. Może żona opowie...
– Proszę państwa, nie chciałam się wtrącać – zaczęłam ostrożnie – ale dziś na dworze usłyszałam rozmowę telefoniczną państwa niani... – tu przytoczyłam wszystko prawie słowo w słowo.
Sąsiadka płakała jak bóbr. Miałam ze sobą nagranie płaczu dziecka, ale nie musiałam go odtwarzać. Matka była w szoku i żądała od męża deklaracji, że zwolni tę kobietę jeszcze dziś.
– Kochanie, poczekaj, jej nie może to ujść na sucho. Pożyczę od znajomych kamerę. Dziś ją zamontujemy. Nagramy babę. Musi dostać nauczkę.
– Nie zostawię z nią dziecka! – oburzyła się kobieta.
– Tylko na chwilę... Jeśli państwo pozwolą – tu zwrócił się do nas – jutro udamy, że idziemy do pracy, a tak naprawdę wejdziemy do państwa.
– Tak, oczywiście – mój mąż zadeklarował, że też weźmie dzień wolny i pomoże przyłapać opiekunkę na gorącym uczynku.

Cieszę się, że kłopoty chłopca się skończyły

Tej nocy chyba nikt z nas nie spał. Musiałam napić się kropli na uspokojenie, żeby mi ręce nie latały. O siódmej przyszła niania. Sąsiedzi zgodnie z planem ukryli się u nas. Mama dziecka była rozdygotana. Zaparzyłam jej melisę. O ósmej trzydzieści zaczął się płacz.
Nie wytrzymam, pójdę tam, przecież ona w ogóle go nie uspokaja! – sąsiadka poderwała się na nogi, ale sąsiad ją przytrzymał.
– Kotek, wytrzymaj.
W tym momencie usłyszeliśmy, że ktoś wychodzi na balkon. Sąsiad lekko się wychylił. Opiekunka stała z kawą w ręce. Na uszach miała słuchawki. Ściągnęła je jednak, bo zadzwonił telefon.
O cześć, nie, nie jestem zajęta, możemy pogadać. Poczekaj, tylko zamknę balkon, bo szczeniak ryczy.
Włączyłam dyktafon w komórce i cała rozmowa się nagrała. Sąsiad po cichu wszedł do domu i zabrał synka. Przyniósł go do nas i podał żonie. Później razem z moim ślubnym poszedł się rozmówić z kobietą. Rozpłakała się i błagała, żeby nikomu nic nie mówić. Musiała przysiąc, że już nigdy nie zajmie się żadnym dzieckiem, inaczej materiały z nagrania trafią na policję. Uśmiechnęłam się do malca, który spał w ramionach mamy. Cieszyłam się, że dzięki nam jego problemy się skończyły.

 

Czytaj więcej