"Szefowa traktowała mnie jak niewolnicę i wykiwała przy wypłacie... Ale znalazłam sposób, by odzyskać pieniądze!"
Fot. 123 RF

"Szefowa traktowała mnie jak niewolnicę i wykiwała przy wypłacie... Ale znalazłam sposób, by odzyskać pieniądze!"

"Moja pracodawczyni naciskała, żebym pracując na cały etat podpisała umowę na pół etatu. – Od połowy będę odprowadzać składki, a drugą połowę dostaniesz do ręki. Tobie się to też opłaci – przekonywała. Tylko że potem tych pieniędzy nie zobaczyłam... I co miałam zrobić?  Wystarczająco długo żyłam, by wiedzieć, że nie ma sprawiedliwości na tym świecie. Zwłaszcza dla takich ludzi jak ja... " Beata, 39 lat

– Za mało mi pani przelała na konto – powiedziałam od razu po pierwszej wypłacie.
– Jak to za mało? – Szefowa obrzuciła mnie poirytowanym spojrzeniem. – Przelałam tyle, ile masz na umowie. Tak czy nie?
– No tak – przyznałam z ociąganiem. – Ale umawiałyśmy się inaczej.
– Niby jak? – Wzięła się pod boki.
– Miała mi pani drugie tyle dać do ręki – powiedziałam cicho, czując, że jestem na przegranej pozycji. – Na umowie jest pół etatu – tłumaczyłam – ale w rzeczywistości pracowałam przecież...
– Wypłacam ci dokładnie tyle, ile jest na umowie i kropka. A jak się nie podoba, droga wolna! – Zamaszystym gestem pokazała mi drzwi.
Cofnęłam się i pokręciłam głową.

Dobrze wiedziała, że nie mogę zrezygnować z pracy u niej....

Długo szukałam pracy. Może i w Polsce nie ma bezrobocia i rządzi „rynek pracownika”, ale takie rzeczy to nie u nas. W małym miasteczku, gdzie nie ma żadnych zakładów przemysłowych, pracę można dostać albo w budżetówce, w sklepach, albo u prywaciarzy. Można też dojeżdżać do większego miasta, i tak robi wielu moich znajomych, ale ja muszę być na miejscu. Oprócz córki, mam jeszcze pod opieką chorych rodziców. Kiedy po miesiącach dorywczych zleceń znalazłam pracę na etat, ze szczęścia skakałam do góry. To nie było nic wielkiego, praca w salonie fryzjerskim, ale dostałam umowę i miałam blisko do rodziców.
Najniższa krajowa – powiedziała na „dzień dobry” właścicielka zakładu fryzjerskiego. – Potem może będzie podwyżka – dodała po chwili.
– Dobrze, dziękuję. – Kiwnęłam głową z wdzięcznością.
– Ale umowę podpisujemy na pół etatu, od połowy będę odprowadzać składki, a drugą połowę dostaniesz do ręki. Co ty na to? – Spojrzała na mnie pytająco.
– No, nie wiem – zawahałam się.
– Tobie to też się opłaca – przekonywała. – Więcej pieniędzy zostanie ci w kieszeni.
Zgodziłam się. Podpisałyśmy umowę na pół etatu i zaczęłam pracę.

Ta kobieta traktowała mnie jak niewolnicę!

Szybko okazało się, że szefowa to straszna osoba. Niemiła, opryskliwa i traktowała mnie jak niewolnicę. Zacisnęłam zęby. Miałam pracę i to było najważniejsze.
„Biednemu zawsze wiatr w oczy”, pomyślałam, kiedy wróciłam do domu i usiadłam przy kuchennym stole. Alimenty od Wieśka nie dość, że niskie, to jeszcze wpływały nieregularnie. Kasia skończyła osiemnaście lat, więc nawet to słynne pięćset czy tam osiemset plus już mi na nią nie przysługiwało, a teraz jeszcze szefowa mnie oszukała!
– No i co ja mam zrobić? – westchnęłam.
– Coś mówiłaś, mamuś? – Córka spojrzała na mnie nieprzytomnym wzrokiem.
– Niestety, nie będę mogła dać ci pieniędzy na wyjazd – powiedziałam z ciężkim sercem. – Przykro mi, kochanie.
– Ale, mamo, obiecałaś! Tak bardzo chciałam pojechać na tę wycieczkę – jęczała.
 Kiedy dostałam pracę, obiecałam Kasi, że dam jej kasę na wyjazd klasowy. Niestety, nie przewidziałam, że moja szefowa mnie wykiwa. Było mi tak bardzo wstyd z tego powodu, że nie powiedziałam córce prawdy. Mruknęłam coś o nieprzewidzianych wydatkach i zmieniłam temat. Kasia obrażona poszła do swojego pokoju.

Nie wiedziałam, co robić, by odzyskać pieniądze

Mieszałam dawno wystygłą kawę, zastanawiając się, co powinnam zrobić, jakie kroki podjąć, by odzyskać resztę pieniędzy. Nie miałam zbyt wiele możliwości. Mogłam albo dalej pracować u pani Wioletty, albo zrezygnować i szukać gdzie indziej pracy.
– Powinnaś iść do sądu. – przekonywała moja przyjaciółka Aneta nerwowo paląc papierosa – Ona nie może cię tak traktować!
– Mam umowę na pół etatu – powiedziałam cicho. – Sama się zgodziłam.
– No ale siedzisz tam całymi dniami – wytknęła mi. – Ona cię zwyczajnie oszukuje – gorączkowała się. – Nie możesz...
– Potrzebuję pieniędzy – przerwałam jej, bo wiedziałam, że jest gotowa ciągnąć swój wywód w nieskończoność. – Jak tylko znajdę coś innego, to odejdę.
– Nie powinno jej to ujść na sucho. – Moja przyjaciółka zgniotła peta w popielniczce.
Westchnęłam ciężko. Wystarczająco długo żyłam, by wiedzieć, że nie ma sprawiedliwości na tym świecie. Zwłaszcza dla takich ludzi jak ja.

Ale los się do mnie uśmiechnął...

– Widziałaś to?! – Aneta zadzwoniła do mnie jakiś czas później. – Nie wierzę własnym oczom!
– O czym ty mówisz? – zdziwiłam się.
– Twoja szefowa! Właśnie czytam na portalu naszego miasta, że została nominowana do tytułu „Dobroczyńca Roku”. Ponoć od lat aktywnie wspiera lokalne inicjatywy charytatywnie i udziela się społecznie – wyjaśniła mi przyjaciółka.
– Jasne! – prychnęłam. – Z moich pieniędzy. Filantropka się znalazła...
– Czekaj, czekaj! – Aneta zamilkła na chwilę. – Już rozumiem! – W jej głosie zabrzmiał tryumf. – Ona się szykuje do kariery politycznej. Chyba zamierza startować w wyborach do rady miasta. Tak przynajmniej wynika z wywiadu, który tu opublikowali. Przedstawiają ją jako osobę o nieskazitelnej opinii.
– Ciekawe, komu posmarowała i ile – westchnęłam. – Mam nadzieję, że szybko sobie znajdę jakąś inną robotę, bo już nie mogę patrzeć na tę wstrętną babę.
– Ale nie widzisz, jakie to ci daje możliwości?! – Czułam, że Aneta coś kombinuje. – Ty też przecież możesz pójść do gazety ze swoją historią... 
–  A jaką ja mam historię?
– Taką, w której opowiadasz o drugiej, ciemnej stronie pani Wioletty – odpowiedziała złośliwie przyjaciółka.
Roześmiałam się głośno, traktując jej słowa jako żart. Ona jednak mówiła całkowicie poważnie. Tak długo mnie przekonywała do działania, że w końcu dla świętego spokoju obiecałam jej, że porozmawiam z moją szefową.

Ona odebrała mi coś więcej niż pieniądze

Na samą myśl o rozmowie z tą wredną kobietą przechodziły mnie ciarki. Pracowałam w jej salonie i każdy dzień okupowałam silnym stresem. Nie znosiłam tej koszmarnej baby, czułam się wykorzystywana i poniżana, ale nie mogłam zrezygnować, nie mając niczego w zanadrzu, a jak do tej pory nie mogłam znaleźć innej pracy. Dlatego mimo obietnicy złożonej przyjaciółce, nie miałam odwagi porozmawiać z szefową. Bałam się, że mnie wyrzuci. Ale kiedy patrzyłam na zdjęcia, na których pani Wioletta pozuje na filantropkę, ze złości i poczucia niesprawiedliwości, aż się w środku gotowałam. W końcu nie wytrzymałam.
– Jest mi pani winna wyrównanie za trzy miesiące – powiedziałam lekko drżącym głosem, patrząc szefowej prosto w oczy. – Pracuję na cały etat, a pani mi płaci tylko za pół!
– Chyba już to sobie wyjaśniłyśmy! – syknęła pani Wioletta. – Płacę ci tyle, ile masz na umowie. Jak chcesz, możesz iść do sądu... – Uśmiechnęła się złośliwie.
– Do sądu to nie... – odpowiedziałam wolno – ...ale prasę pewnie zainteresuje, skąd nasza „dobra pani” – narysowałam w powietrzu znak cudzysłowu – bierze pieniądze na swoją dobroczynność.
– Nikt ci nie uwierzy! – Próbowała się bronić, ale jej twarz zbladła. – Nie odważysz się.
– A co mam do stracenia? – Teraz to ja się uśmiechałam. – Albo teraz wypłaca mi pani wyrównanie, albo idę prosto do redakcji gazety. Zresztą... – wzruszyłam ramionami – jest jeszcze internet.
Tamtego popołudnia odzyskałam swoje pieniądze. Dostałam też wypowiedzenie, czego mogłam się spodziewać. Po tej rozmowie czułam ogromną ulgę. Do tej pory nie zdawałam sobie sprawy z tego, że pani Wioletta zabrała mi coś cenniejszego niż pieniądze. Odbierała mi godność. Obiecałam sobie, że nigdy więcej nie pozwolę się oszukać.

 

Czytaj więcej