"Byłam miss świata i okolic, a faceci jedli mi z ręki. Teraz pracuję w fast foodzie i marzę o Pawle..."
Fot. 123 RF

"Byłam miss świata i okolic, a faceci jedli mi z ręki. Teraz pracuję w fast foodzie i marzę o Pawle..."

"Lubiłam facetów po czterdziestce, bo byli zamożni i mnie adorowali. Miałam dopiero dwadzieścia dwa lata i piękne ciało, które doprowadza do szału facetów znudzonych swoimi żonami. Ale Paweł był inny, prześwietlił mnie na wylot i nie dał się uwieść. Co gorsza, zasugerował, że bardzo nisko upadłam. Spotkanie z nim zmieniło moje życie..." Iza

 – Panowie, przedstawiam wam gwiazdę naszego dzisiejszego wieczoru… Oto pani Iza – mężczyzna z dumą wskazał na mnie dłonią. Przy stoliku rozległy się okrzyki zachwytu i komplementy:
– No, stary, gdzie ty ją znalazłeś, w pałacu Buckingham?
– To miss Europy czy świata? Faceci skakali wokół mnie, całowali w rękę, ustępowali miejsca. Jak zawsze. I nagle zobaczyłam, że jeden z nich wcale się nie ekscytuje.
– To jest Paweł, rozwiódł się niedawno i nie nadaje się do zabawy. Zepsuty jest, sprężynka w nim pękła – przedstawił swojego kolegę Marek, facet, który poderwał mnie przy barze i zapoznawał ze swoimi kolegami. Wszyscy wybuchnęli śmiechem. A tamten wstał, ukłonił się i podał mi rękę. Tak po prostu – jak koleżance, nawet nie miał zamiaru pocałować mojej dłoni! Niemile mnie zaskoczył, przyzwyczajona byłam do staromodnych zachowań.

Z frajerami się bawiłam, a dupków karałam

Lubiłam te małe przedstawienia, jakie mężczyźni po czterdziestce dla mnie zawsze urządzali. I wiedziałam, że na nie zasługuję. Miałam dopiero dwadzieścia dwa lata i piękne, jędrne ciało, które doprowadza do szału takich znudzonych swoimi żonami facetów. Do tego niebieskie oczy o tak niewinnym spojrzeniu, że mogłabym wyciągać ludziom pieniądze z kieszeni, patrząc im prosto w twarz. No i zgrabny nosek, co też się liczy. Niestety, mam pewien defekt, czyli ciemne zęby. Czym ich już nie wybielałam! Babcinymi sposobami, czyli solą czy proszkowaną kredą, oraz profesjonalnie – naświetleniami.
– Po prostu taka kość – jak powiedział mi pewien dentysta. I zaraz chciał się umawiać. Oni wszyscy tacy sami: obrączki na palcu, zdjęcia dzieci w portfelu i ręce, których nie mogą utrzymać przy sobie. Umówiłam się, a co tam, kolejny frajer. Myślał, że znalazł głupią. Kolacja, szampan, hotel. Odczekałam kilka dni i zadzwoniłam do niego. Nie odbierał. Za którymś w końcu razem raczył się odezwać i powiedział, że było fajnie, ale na tym koniec. I żebym spadała. No, dokładnie tak powiedział:
– Spadaj, mała, i nie zawracaj mi więcej głowy.
No, więc się zdenerwowałam troszeczkę. A jak ja się zdenerwuję, jestem bardzo nieprzyjemna. Odwiedziłam mojego dentystę i grzecznie powiedziałam mu, że skoki bez spadochronu są bardzo niebezpieczne i potrzebuję piętnaście tysięcy złotych na spadochron.
– Jakie skoki? O czym ty, idiotko, mówisz? – zrobił oczy.
– Powiedziałeś „spadaj”, to spadam.
Szybko wytłumaczyłam, że jego żona może zażądać więcej, kiedy się dowie o naszym spotkaniu. Kilka dni później miałam forsę. Czułam się trochę jak dziwka, ale cóż… Facet był dupkiem, to go ukarałam.

Paweł był inny, prześwietlił mnie na wylot 

No, więc ten Paweł w kawiarni spojrzał mi tylko w oczy, ale tak, że aż mnie zmroziło. Jakby mnie prześwietlił na wylot. Poczułam się nieswojo i postanowiłam go zapamiętać jako tego, którego nie będę lubić. Wieczór nie okazał się taki fajny, jak planowałam. Ten cały Marek był zbyt nachalny, jego kolesie szybko się upili, nie wiedziałam, jak się stamtąd ewakuować. I wtedy odezwał się Paweł.
– Ja za chwilę wychodzę, zaparkowałem z tyłu budynku, niebieski opel. Jeżeli chcesz, mogę cię zawieźć do domu. Poczekaj parę minut od mojego wyjścia, udaj, że idziesz do toalety, i wyjdź. Ale decyduj się szybko, będę czekał tylko dziesięć minut. Zamurowało mnie. Gdy pożegnał się z kumplami, zastanawiałam się tylko chwilę i… po pięciu minutach zdyszana wsiadłam do opla.
– Myślisz, ze jestem pierwsza lepsza?
– Nie oceniam ludzi, nie moja sprawa, ale znam swoich kolegów, jak wypiją, bywają nieobliczalni, musiałabyś obsłużyć wszystkich.
– Za kogo ty mnie masz?! – wrzasnęłam. – Nie jestem prostytutką!
– A ja nie jestem alfonsem – powiedział spokojnym tonem. – Podaj mi adres, podwiozę cię pod dom i więcej się nie będziemy widzieli.
Kiedy podjechaliśmy pod mój blok, trzasnęłam drzwiami samochodu. Pobiegłam do siebie i rzuciłam się na łóżko, rycząc jak głupia. „Ten facet ma rację, zachowuję się jak zdzira”, myślałam rozgoryczona.

Bardzo chciałam się z nim znowu spotkać

Przez kilka następnych dni nie mogłam jednak przestać myśleć o jego smutnych oczach. Poruszyłam niebo i ziemię, kosztowało mnie to półgodzinną rozmowę z tym debilowatym Markiem, i zdobyłam numer telefonu do Pawła. Gdy wybierałam cyfry, nie wierzyłam własnym oczom, ale… trzęsły mi się ręce!
– Cześć, to ja… Iza. W słuchawce zapadła cisza, po chwili chrząknięcie i pytanie:
– Jaka Iza?
– No, miss świata i okolic. Ta dziewczyna, której pomogłeś uciec przed swoimi kumplami. A tak w ogóle… oni już wszystko wiedzą, ale nie są na ciebie źli… – nawijałam jak katarynka, żeby tylko nie zauważył, że jestem zdenerwowana.
– A tak, kojarzę, słucham.
– Chciałam cię zaprosić na kawę i ciastko za to, że mnie uratowałeś. No, tak w ogóle…
Dziękuję, nie umawiam się z dziećmi. Do widzenia.
Takich rozmów odbyłam z tym bucem jeszcze kilka. W końcu zmiękł i dał się zaprosić na tę cholerną kawę. A ja nie wierzyłam, że to jestem ja! Nigdy nie narzucałam się facetowi, nigdy! Jak można tak nisko upaść?

Opowiedziałam Pawłowi o sobie, a on... 

I tak to się zaczęło. Paweł okazał się niezwykle miłym i taktownym mężczyzną. Pracował na kierowniczym stanowisku w jakiejś dużej firmie spedycyjnej. Pół roku wcześniej się rozwiódł, żona zostawiła go dla jakiegoś Niemca, którego poznała przez internet. Zabrała ich dwunastoletnią córeczkę i wyjechała za granicę. Paweł sprzedał mieszkanie, połowę pieniędzy dał swojej eks, a za drugą kupił sobie kawalerkę w centrum miasta. Jeździł dziesięcioletnim samochodem i zachowywał się tak, jakby już niczego od życia nie oczekiwał. Opowiedziałam mu o sobie. O tym, że mój ojciec zostawił mnie i mamę, jak miałam sześć lat. Bardzo wtedy płakałam. Matka nigdy nikogo sobie nie znalazła. Chyba nie mogła taty zapomnieć, szybko stała się zgorzkniałą kobietą wypalającą olbrzymie ilości papierosów dziennie. Ciężko pracowała. Rok temu wykryto u niej raka płuc, lekarze dawali jej najwyżej trzy lata. Ja skończyłam liceum, nawet z dobrymi ocenami, głównie z matematyki, zawsze dobrze liczyłam, niestety, miałam dopuszczający ze sprawowania. Ciągle żarłam się z nauczycielami. Niby chciałam iść na studia, ale nie wiedziałam po co. Myślałam, żeby wyjechać do Anglii albo Hiszpanii, ale z roku na rok przekładałam podjęcie tej decyzji. Pracowałam w różnych miejscach, nigdzie nie zagrzałam dłużej miejsca. Gdy to wszystko opowiadałam, Pawłowi stanęły w oczach łzy.
– Och, nie lituj się tak nade mną, nie lubię tego. W końcu nie ja jedna mam chorą mamę – powiedziałam.
Nie o ciebie chodzi, głuptasie. Pomyślałem o swojej córce, że może skończyć tak… – głos mu się urwał.
– Jak ja? Że niby kim ja jestem? Spotkałam się z twoim znajomym, ale to jeszcze nic nie znaczy! Nie znasz mnie! – mówiłam coraz głośniej.
– Nie podnoś głosu, zapominasz się! Nie jestem kandydatem na twojego sponsora… To spotkanie było niepotrzebne, ale dziękuję za kawę. Paweł wstał, pożegnał się i wyszedł.

To spotkanie było przełomowe!

Tej nocy znowu płakałam. I znowu przez niego. Gdy już mi trochę przeszło, zaczęłam się zastanawiać nad tym, co powiedział. I zrozumiałam. Byłam doskonałym przykładem tego, jak może upaść niegłupia dziewczyna, której niby niczego nie brakuje, ale nie ma… nie ma przy sobie ojca! Po maturze przebimbałam trzy lata. Dużo zabawy, przelotnych związków z chłopakami, którzy chcieli tylko jednego. A ostatnio te idiotyczne romanse z facetami po czterdziestce. Nawet nie wiem, jak to się zaczęło. Z nudów? Ze złości?
Do rana nie spałam, tylko rozmyślałam nad swoim bezsensownym życiem. I postanowiłam, że to koniec. Złożyłam papiery na uczelnię. Akurat był okres przyjęć. „Może to jakiś znak?”, pomyślałam. Wprawdzie trochę się bałam, bo maturę zdałam już dawno, zdążyłam zdziczeć bez książek i nauki…
Przyjęli mnie na pedagogikę, zaoczną oczywiście. Pozostały mi jeszcze dwie rzeczy do zrobienia. Pierwsza to telefon. Zadzwoniłam do operatora swojej komórki i zmieniłam numer. Potem wykasowałam wszystkie telefony do wszystkich kolesiów, których kiedykolwiek poznałam. Zostawiłam tylko numer do mamy i do… Pawła. Kupiłam nową komórkę w nowej sieci. Druga: praca! Tu było trudniej. To musiało być coś porządnego i na dłużej, w końcu będę się z tego utrzymywać i opłacać studia. Podniosłam poprzeczkę wysoko i chodzę codziennie na rozmowy kwalifikacyjne, jednak żeby nie tracić czasu, tymczasowo zatrudniłam się w McDonald.

 

Czytaj więcej