"Wszystkie moje uczucia do żony wystygły w jedną noc... Myślę tylko o tym, kiedy wymknę się do kolejnej kochanki"
Fot. 123rf.com

"Wszystkie moje uczucia do żony wystygły w jedną noc... Myślę tylko o tym, kiedy wymknę się do kolejnej kochanki"

 "Justyna żądała ode mnie deklaracji, ale musiałem ją rozczarować. Nie była moją miłością. Nie była nawet fascynacją czy kimś wyjątkowym. Była jedną z wielu kobiet, z którymi zdradziłem żonę. I nadal będę zdradzał, choć pewnie już nie z Justyną. Zapytacie, dlaczego to robię...? Artur, 41 lat 

Telefon zadzwonił podczas kolacji. Córka rzuciła w moją stronę pełne zaciekawienia spojrzenie, a żona skrzywiła się, mrucząc, że wystygnie mi kurczak. Wzruszyłem ramionami i wyszedłem na balkon. Skłamałem, że to z pracy, ale wiedziałem, że dzwoni Justyna.
– Czemu to robisz? – warknąłem, zasuwając za sobą balkonowe drzwi. – Ile razy mam ci mówić, żebyś nie dzwoniła w takich porach?
– Chcę się z tobą zobaczyć. Musimy pogadać. Chyba, że już nie masz dla mnie czasu.
– Nie dam rady. Jest prawie ósma wieczór! Ostatnio stale gdzieś się z tobą wymykałem...
– Za pół godziny w Dworcowej. Inaczej z nami koniec – oznajmiła, rozłączając się.
Do salonu wróciłem wściekły i rozdrażniony. Nie lubiłem, kiedy stawiało mi się warunki.

Życie dało mi w kość, a moje małżeństwo nie jest sielanką

– Muszę wyjść – powiedziałem, nabijając na widelec kilka kawałków pieczonego kurczaka. Przegryzłem sałatką i chwyciłem za kluczyki od wozu.
– Można wiedzieć, dokąd? – zapytała moja żona, Maria.
Jej zaciśnięte w wąską kreskę usta brzydko dodawały jej lat.
– Znowu mają awarię systemu antywłamaniowego, młodzi sobie nie radzą – skłamałem. W sumie moja praca nie jeden raz dała mi świetne, lewe alibi.

Byłem kierownikiem ochrony dużego biurowca i Bóg jeden wie, ile razy wymykałem się na spotkanie z Justyną, kłamiąc, że w budynku dzieje się coś niedobrego. Tak, wiem – czytacie i już wyrobiłyście sobie o mnie zdanie. Zimny, zakłamany drań, zdradzający żonę i zaniedbujący dziecko. Może i tak, ale mam swoje powody. Życie dało mi w kość, a moje małżeństwo nie jest sielanką. Wiem, każdy tak mówi, ale ja naprawdę mam pod górkę...

Wyszedłem z domu. Kawiarnia Dworcowa była po drugiej stronie miasta, a Justyna nie lubiła czekać. Kiedy wpadłem do zadymionego lokalu, już tam była. Jak zawsze w czerni, jak zawsze z rozpuszczonymi, jasnymi włosami i jak zawsze naburmuszona.
– Dziesięć minut spóźnienia – warknęła, usuwając torebkę z miejsca obok.
Usiadłem i skinąłem na młodą barmankę.
– Whisky – rzuciłem i spojrzałem na moją kochankę.
Bawiła się długim, prostym kosmykiem swoich pszenicznych włosów. Jej włosy kojarzą mi się z plażą, z szampanem, z zimowymi nocami...

Kiedy jestem w domu, cierpię. Z kochanką też nie jestem szczęśliwy

– Nic nie powiesz? – jej głos wyrwał mnie z zadumy.
– Justyna, o co ci chodzi? Widzieliśmy się wczoraj. Powiedziałem ci, że w ten weekend raczej się nie zobaczymy, a ty dzwonisz do mnie podczas cholernej kolacji i wymuszasz jakieś durne spotkanie?! Maria i tak już się domyśla!
– Biedna Maria, wzruszające... Skoro jest taka nieszczęśliwa, czemu cię nie zostawi, co? Zależy mi na tobie, ale ty wolisz mieć ciastko i zjeść ciastko! Podobno tak ci ze mną dobrze, ale jak tylko wspomnę, żebyś zostawił żonę, mówisz, że nie ma mowy. Dłużej tego nie zniosę – jej głos nagle przeszedł w histeryczny, wysoki pisk.
– Uspokój się – syknąłem, rozglądając się dookoła.
Przy stoliku obok siedziała jakaś zajęta sobą para, ale przecież tak naprawdę nigdy nie wiadomo, kto i co słyszy.
Nie ukrywałem, że jestem żonaty i nie zamierzam tego zmieniać powiedziałem cicho, głaszcząc jej dłoń.
Wykrzywiła uszminkowane na karminowo usta w brzydkim grymasie, a potem wyjęła w torebki papierosy. Zapaliła jednego i zaciągnęła się dymem, patrząc przez okno.
Pomyślałem, że to takie dziwne. Kiedy jestem w domu, cierpię. Kiedy siedzę z kochanką, też nie jestem szczęśliwy...
Masz zostawić Marię! Karolinę możemy zabierać do nas w co drugi weekend, ale z żoną masz się rozstać. To jest moje ostanie słowo jej jasnobłękitne oczy były teraz zimne jak lód. – Zadzwonię za parę dni. Powiesz mi, że się rozwodzisz albo z nami koniec – dodała.
– Justyna, wiesz, że nie mogę. Nigdy nie zostawię Marii, ja...
– Kochanie, jest mi z tobą cudownie – teraz jej głos był słodki jak miód. – Pomyśl, jak wspaniale moglibyśmy się urządzić. Zamieszkalibyśmy u mnie, w Sopocie. Nienawidzę tej dziury – syknęła, rozglądając się dookoła. – Proszę cię, Artur. Zastanów się. Chcę, żebyś się rozwiódł, czy to takie dziwne? Znamy się już prawie sześć miesięcy, twoja sytuacja zaczęła mi ciążyć – usiłowała mnie przekonać.
„Więc to już sześć miesięcy?”, pomyślałem zdumiony. 

Kochanka żądała deklaracji, ale musiałem ją rozczarować

Pamiętam, kiedy pierwszy raz ją zobaczyłem. Byłem w Sopocie, u kuzyna. Maria z córką zostały tutaj, w Olsztynie. Nie chciały jechać, nie lubiły ani Bałtyku zimą, ani Jarka, syna brata mojej mamy. Pojechałem sam. Spacerowałem, zwiedzałem miasto, wieczorami wypuszczałem się z Jarkiem na męskie imprezy do pubów. Justynę poznałem w jednym z nocnych klubów. Przyszła z jakimś poznanym w internecie kolesiem, wyglądała na śmiertelnie znudzoną. Zagadałem ją, kiedy podeszła do baru i przesiadła się do naszego stolika, spławiając niefortunnego znajomego.

Potem odwiedziła mnie w Olsztynie, zaczęliśmy nasz romans. A teraz żądała deklaracji, ale musiałem ją rozczarować. Nigdy nie zostawię Marii.
– Przykro mi, że tak na to patrzysz – powiedziałem, wstając.
Przez moment wyglądała, jak mała dziewczynka, której ktoś zwinął lizaka sprzed samego nosa.
– Tak po prostu? – zapytała. – Poddajesz się, przekreślasz to, co nas łączy?
Niczego ci nie obiecywałem – palnąłem wyświechtany tekst i rzuciłem na stolik banknot. – Muszę lecieć. Skoro uważasz, że mój rozwód jest niezbędny do naszego szczęścia, to chyba musimy się rozstać. Zamówić ci taksówkę?
– Ty cholerny sukinsynu! – warknęła, wychodząc za mną z kawiarni. – Poświęciłam ci tyle czasu, a ty tak po prostu odchodzisz?! Ty draniu, dupku, samolubny, zakłamany!
– Nigdy cię nie okłamałem, Justyna. Po prostu nie możesz pogodzić się z faktem, że ktoś potrafi oprzeć się twoim manewrom, prawda? – zapytałem i wtedy jej ręka plasnęła o mój policzek.
Cóż... Nie pierwszy i nie ostatni raz dostałem od kobiety po twarzy, więc raczej nie zamierzałem się tym przejmować.

Wiedziałem, że żona wie, ale jakie to miało znaczenie?

Piłem, więc ruszyłem w stronę postoju taksówek. Do domu dotarłem późno, ale Karolinka czekała na mnie w salonie.
– Porozmawiasz ze mną, tatusiu? – spytała, patrząc na mnie z nadzieją.
Boże, jak ja ją kochałem! Moją córeczkę, moją małą księżniczkę! Wziąłem ją na ręce, pchając w kąt przeklęty, inwalidzki wózek i zaniosłem do łóżka.
– O czym chcesz pogadać, skarbie – zapytałem, poprawiając jej poduszkę.
– O chłopakach – zaśmiała się, puszczając do mnie oko.
– Jak zwykle...
Pogadałem z nią, poprzekomarzałem się, a potem wziąłem szybki prysznic i wszedłem do sypialni.

Żona nawet nie podniosła wzroku znad komórki. Chciałem coś powiedzieć, ale w końcu zrezygnowałem. Wiedziałem, że ona wie, ale jakie to miało znaczenie? Justyna nie była moją miłością. Nie była nawet fascynacją czy kimś wyjątkowym. Była jedną z wielu kobiet, z którymi zdradziłem żonę. Zapytacie, dlaczego?

W jedną noc wystygły wszystkie moje uczucia do żony

Jeszcze dwa lata temu byłem najwierniejszym, najbardziej zakochanym w swojej żonie facetem. A potem zdarzył się tamten wypadek. Jedna koszmarna chwila, która zmieniła moje życie w piekło. Lało, a znad jezior szła mgła. Wracałem z małą z kina. Żona miała wtedy grypę, więc zabrałem córkę na film. Droga była śliska, ale pusta. Samochód nowy, pewny. I wtedy zza zakrętu wyskoczyła tamta półciężarówka. Staranowała barierę pomiędzy jezdniami i pędziła prosto na nas. Odbiłem kierownicę, straciłem panowanie nad wozem. Wpadliśmy na drzewo. Mnie uratowały pasy, mała sama się rozpięła podczas jazdy, chociaż setki razy tłumaczyliśmy, że nie może tego robić. Nie pamiętam już niczego, oprócz własnej rozpaczy, bólu i strachu.

Kiedy lekarze powiedzieli w końcu, że Karolina będzie żyć, byłem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Maria miała inne zdanie. „Skazałeś naszą córkę na wózek inwalidzki!”, wykrzyczała mi w twarz, kiedy siedzieliśmy w szpitalu. Nie mogłem uwierzyć, że mogła powiedzieć coś takiego! Miałem tak potworne wyrzuty, chociaż wypadek nie był przecież moją winą! Myślałem, ze powinna mnie wspierać, a ona?! Obwiniała mnie o wszystko! To wtedy, w jedną noc wystygły wszystkie moje uczucia do żony.

Zdradzać będę dalej

Od dwóch lat żyjemy pod jednym dachem jak obcy ludzie. Pomiędzy nami panuje idealna obojętność. Maria nigdy więcej nie powtórzyła zarzutów. Nie musiała. Wiem, że nadal tak myśli. Widzę to w jej pełnym żalu spojrzeniu, słyszę w jej głosie. Nie kochamy się, nie rozmawiamy. Łączy nas tylko Karolinka. Jej choroba, jej całe życie, któremu musimy się poświęcić, jej dobro. Aha, jeszcze kot, dwa niespłacone kredyty i wspólny dach. Nic więcej. A zdradzać będę dalej.

Minęły dwa lata, ale nie doczekałem się od żony nawet jednego ciepłego słowa. Czy jemy, czy leżymy we wspólnym łóżku albo siedzimy na balkonie – zawsze patrzy na mnie z tym swoim wyrzutem. „To twoja wina!”, krzyczy jej spojrzenie, a ja myślę tylko nad tym, kiedy znowu wymknę się do kolejnej kochanki. Tam, w ramionach obcych kobiet przynajmniej mogę liczyć na namiastkę ciepła, rozmowy, zainteresowania... Tylko, że teraz muszę ostatecznie zerwać z Justyną.

Miewam romanse, ale nigdy się stąd nie wyprowadzę. Karola ma dopiero szesnaście lat. Jak mógłbym ją zostawić? Samą, chorą, na wózku? Nigdy! Każdy z nas niesie przez życie swoje brzemię. Moim są wyrzuty sumienia. Może, gdybym wtedy wybrał inne kino... Może, gdybym jechał inną drogą... Może, gdybym bardziej zwolnił... Może, ale nic już nie cofnie czasu. 

 

Czytaj więcej