"Gardziłem kobietą, która zbierała puszki po piwie. Oceniłem ją po pozorach..."
Fot. 123RF

"Gardziłem kobietą, która zbierała puszki po piwie. Oceniłem ją po pozorach..."

"Po naszym osiedlu często ostatnio kręciła się starsza kobieta, która zbierała puszki po piwie porozrzucane wokół kontenera na śmieci. Zastanawiałem się, jak można się aż tak stoczyć. – Nie wstyd pani grzebać w brudach – spytałem ją. – Wstyd to kraść, proszę pana – odpowiedziała. Kiedy później dowiedziałem się, co ją spotkało w życiu, zrobiło mi się bardzo głupio..."  Henryk, 42 lata

Wracaliśmy z żoną ze spaceru. Właśnie skręciliśmy w nasze osiedle, gdy natknęliśmy się na starszą kobietę, która zbierała puszki po piwie porozrzucane wokół kontenera na śmieci. Znałem tę kobietę z widzenia. Ubierała się czysto i schludnie. Tego dnia miała na sobie ciemnozielone spodnie i szarą sportową bluzę. Miała siwe, czyste włosy i przyjemną twarz.  Babcia podniosła z ziemi dwie puszki i schowała do reklamówki.

Zastanawiałem się, jak można się tak stoczyć?

– Co za smutny widok – żona ścisnęła mnie za rękę. – Biedna kobiecina…
– Widuję ją rano, gdy idę do pracy – opowiadałem. – Zobacz, jak człowiek może się stoczyć – dodałem, ale dostałem kuksańca w bok.
– Nie mów tak! – skarciła mnie Halina. – Skąd możesz wiedzieć, co ją spotkało w życiu? Przecież widzisz, że nie jest ubrana jak kloszardka…
– Masz rację – przyznałem.
– Poza tym to nie nasza sprawa, kto się czym zajmuje – dopowiedziała i szybko zmieniła temat: – Obiecałeś zrobić porządki w piwnicy, pamiętasz? Pokiwałem głową.
– To dobrze – uśmiechnęła się. – Opróżnij też półki, potrzebuję miejsca na przetwory.

Miałem sporo rzeczy nadających się na złom

Po obiedzie zabrałem się do sprzątania piwnicy. Kilka razy wynosiłem na dwór ciężkie, zardzewiałe metalowe elementy i ustawiałem obok śmietnika. „Może przydadzą się złomiarzom”, pomyślałem. Gdy pojawiłem się przy kontenerze po raz czwarty, metalowych elementów już nie było…
– Ma pan coś jeszcze? – nagle usłyszałem kobiecy głos. Obróciłem się i zobaczyłem starszą panią, którą parę godzin temu mijaliśmy z żoną.
– Nie. To już ostatni kurs.
– Szkoda – westchnęła, podnosząc z ziemi metalowy kwietnik.
– Po co pani te graty? – zapytałem zdziwiony.
– Oddam do skupu złomu – wyjaśniła. – Chyba nie ma pan nic przeciwko?
– Ależ skąd – zaprzeczyłem i ruszyłem w stronę domu.
Chwilę później opowiedziałem o wszystkim żonie.
– Wyobraź sobie, że zabrała całe żelastwo! Powiedziała, że odda do skupu. Nadźwiga się, a za kilogram dostanie pewnie grosze – obruszyłem się.
– To przykre – Halina posmutniała. – Ale nic na to nie poradzimy – dodała.

Nazwałem ją królową śmietnika

Staruszkę widywałem prawie codziennie. Pewnego ranka otworzyłem drzwi do wiaty, w której znajdowały się kontenery, i zastałem ją grzebiącą w śmieciach! Rozwiązywała worki i wkładała tam ręce! Potrafiłem zrozumieć zbieranie złomu i puszek, ale szperanie w odpadkach było obrzydliwe!
– Co pani wyprawia?!
– Wyrzuca pan może puszki? – zapytała.
– Jak pani nie wstyd grzebać w tych brudach? – zignorowałem jej słowa.
Wstyd to kraść, proszę pana – odpowiedziała. – Ja jedynie zbieram, co inni wyrzucą.
Zdegustowany poszedłem do pracy. A gdy po południu wróciłem do domu, o wszystkim opowiedziałem żonie. Nie znałem imienia ani nazwiska tej kobiety, więc nazywałem ją „królową śmietnika”. Denerwowało mnie, że myszkuje w brudach. Halina nie podzielała mojego oburzenia.
– Żałujesz jej puszki po piwie? Kobiecina na pewno jest w fatalnej sytuacji finansowej.
– Czemu jej bronisz? – zdenerwowałem się. – Przecież to obrzydliwe, że grzebie w workach ze śmieciami!
– Oj, Heniu, co ci szkodzi, że babcia weźmie sobie kilka puszek. Przecież i tak je wyrzucasz, prawda? Wprawdzie przytaknąłem, ale moje negatywne nastawienie do tej kobiety nie zmieniło się.

Gardziłem nią do czasu, aż poznałem jej historię

Wkrótce „królowa śmietnika” stała się znana na osiedlu. O dziwo, nikt na nią nie narzekał. Wręcz przeciwnie! Sprzątaczki ją bardzo chwaliły. Ponoć zawsze zagadała, powiedziała miłe słowo i dbała o porządek.
– Widzisz, wcale nie jest taka zła – przekonywała żona.
– I tak mnie wkurza!
– Ale się na nią uwziąłeś! – rzuciła. – A przecież zamiast narzekać, mógłbyś pomóc!
– Niby jak? – prychnąłem.
– Choćby segregując puszki.
Nic nie powiedziałem, tylko wzruszyłem ramionami. W sumie mogłem to zrobić. Jeszcze tego samego dnia wrzuciłem do reklamówki kilka pustych puszek i wyszedłem na podwórko. „Królowa śmietnika” właśnie wychodziła z wiaty.
– Mam coś dla pani – podałem kobiecie siatkę, a ona zaciekawiona zajrzała do środka.
– Pięć puszek! Dziękuję! – zawołała. – W skupie dostaję prawie pięć złoty za kilogram. Będzie na trochę wędliny do chleba.
– To pani jedyny zarobek? Nie dostaje pani emerytury?
– Dostaję, ale to za mało – przyznała ze smutkiem. Spojrzałem na nią pytająco:
– Opiekuję się synem – wyjaśniła. – Darek pracował na czarno i miał wypadek. Nie ma żadnych świadczeń, więc to ja muszę płacić za jego leki i utrzymanie. Wydobrzeje najwcześniej za trzy miesiące. Do tego czasu muszę sobie jakoś radzić…

Nagle zrobiło mi się strasznie głupio

Bezmyślnie osądzałem tę kobietę, a ona robiła to wszystko dla swojego syna!
– Będę o pani pamiętał – bąknąłem, wskazując na puszki. Podziękowała i oddaliła się w stronę skweru. Zapaliłem papierosa i zafrasowany obserwowałem, jak przeszukuje kubły na placu zabaw.
– Daj szluga – nagle obok mnie pojawiło się dwóch wyrostków. Wolałem nie wdawać się z nimi w dyskusje, więc wyjąłem paczkę z kieszeni. Mężczyźni zabrali wszystkie papierosy i zapytali o ogień. Chciałem im zwrócić uwagę, że przywłaszczyli sobie całą paczkę, ale wtedy dołączył do nich trzeci facet, najgroźniejszy.
– Proszę – potulnie oddałem zapalniczkę. Czułem, że sytuacja staje się niebezpieczna. Chciałem odejść, jednak jeden z nich zagrodził mi drogę.
– Brakuje nam do flaszki – powiedział.
W kieszeni miałem całe 100 złotych na zakupy i nie zamierzałem się nimi dzielić z opryszkami. Jednak oni zaczęli mnie poszturchiwać.
Nagle kątem oka zobaczyłem, że tuż obok „królowa śmietnika” rozmawia przez komórkę. Chciałem ją zawołać, ale nawet nie znałem jej imienia. Teraz żałowałem, że tak ją traktowałem…

Nie oparłem się sile bandziorów 

Przewrócili mnie, zaczęli kopać. Jednak gdy próbowali mnie obszukać, usłyszałem sygnał syreny policyjnej i w ulicę wjechał radiowóz. Napastnicy uciekli, lecz po krótkim pościgu ich ujęto.
– Jest pan cały? – „królowa śmietnika” pomogła mi wstać.
– To pani wezwała policję? – zapytałem speszony.
– Jak tylko zobaczyłam, co się święci… Nie okradli pana?
Sprawdziłem kieszenie. Pieniądze były na miejscu.
– Bardzo pani dziękuję, gdyby nie pani… – urwałem. – Kto wie, jak by się to skończyło…
– Nie ma za co – uśmiechnęła się. – Trzeba sobie pomagać…
Znowu się zawstydziłem. Pożegnałem się i wróciłem do domu z postanowieniem, że nie będę oceniał ludzi po pozorach. Od tamtej pory nie nazywam pani Dominiki (bo tak ma na imię) „królową śmietnika”. Zbieram dla niej puszki, oddaję zużyte metalowe sprzęty. Przekonałem się, że jest sympatyczną i uczynną kobietą, którą życie zmusiło do niewdzięcznej pracy. Oby jej syn szybko wrócił do zdrowia… 

 

Czytaj więcej