"Mam nadwagę. Mąż nie chce nigdzie ze mną wychodzić... Wstydzi się mnie?"
Fot. 123 RF

"Mam nadwagę. Mąż nie chce nigdzie ze mną wychodzić... Wstydzi się mnie?"

"Czasami lepiej nie słyszeć, co ludzie o nas mówią. Jestem niska i otyła, a mój mąż wysoki i chudy. Pewnego dnia usłyszałam, że jesteśmy jak Flip i Flap! Od tamtej pory mąż wolał sam robić zakupy. Do kościoła też chodził beze mnie... Byłam podłamana, musiałam coś z tym zrobić...!" Danuta, 55 lat

Pewnego dnia, gdy razem z mężem wyszliśmy na zakupy, usłyszałam za naszymi plecami wołanie:
– O! Idzie Flip i Flap!
Rozejrzałam się wokół. Wydawało mi się, że w jednym z otwartych okien rozbrzmiewał śmiech. Z początku nie wiedziałam, do kogo ten przytyk. Dopiero po chwili zorientowałam się, że chodzi o nas. Ja jestem niska i otyła, a mój mąż jest bardzo szczupłym i wysokim mężczyzną.

Od tamtego poranka Zenek woli robić zakupy sam...

Biegnie na targ i znika na pół godziny. Kiedy pytam go, co tak długo robił, odpowiada, że gawędził sobie z handlarkami.
Ponieważ byłam ciekawa, o czym plotkuje, nazajutrz to ja wybrałam się na zakupy. Pani Krysia handlująca mięsem z zatroskaną miną powiedziała:
Pani mąż wydaje się coraz szczuplejszy. Wczoraj jak się schylił, to aż się bałam, że się chłopisko przełamie!
– Je dwa razy więcej ode mnie, a wcale tego po nim nie widać – skomentowałam przytyk.
Pani Krysia podała mi kilogram łopatki i spiorunowała wzrokiem. Chyba nie uwierzyła. Kilka handlarek wymieniło między sobą znaczące spojrzenia.
– Ponoć go pani do roboty goni – wtrąciła jedna z nich.
– Jeśli mu tak źle, dlaczego nie znalazł sobie innej? – obróciłam wszystko w żart.
„Czego one od nas chcą?”, zastanawiałam się, wracając do domu. Gdy tylko weszłam do mieszkania, Zenon pochwalił się, jak dużo udało mu się zrobić: rozwiesił pranie, odkurzył i umył podłogę.
– A teraz muszę iść na działkę – zakończył.
Poprosiłam, aby został ze mną jeszcze kwadrans i wypił kawę. Chciałam z nim porozmawiać. Niestety, on rwał się do roboty.
– Pogadamy, jak wrócę, dobrze? – zaproponował. – Po południu będzie padać. – Zaczął już ubierać buty. – Ogarnę działkę i wrócę – obiecał.
Wściekłam się i wygarnęłam, co mi leżało na wątrobie.
– Zenon, coś ty naopowiadał babkom na targu?! Że cię gonię do roboty?!
– Ja nic nie mówiłem, kochanie! – zarzekał się, czym prędzej ewakuując się w stronę wyjścia.
I gadaj tu z takim!

Mój mąż jest ode mnie dużo sprawniejszy

Wysyłam go na targ lub do sklepu, bo jest sprawniejszy ode mnie. Ma 185 cm wzrostu, a waży tylko 58 kg. Nie do uwierzenia. Piętnaście lat temu przeszedł operację z powodu pękniętego wrzodu. Usunięto mu 2/3 żołądka. Od tamtego czasu schudł tak, jakby go kto głodził. Ja jestem od niego niższa i cięższa.
Zenon raczej nie przybierze na wadze. Ja do pięćdziesiątego roku życia także byłam szczupła. Uwielbiam oglądać fotografie z dawnych lat, gdy oboje byliśmy piękni i młodzi. Ale po pięćdziesiątce zachorowałam na cukrzycę i zaczęłam tyć...
Ta dysproporcja w naszej budowie najbardziej uwidacznia się wtedy, gdy idziemy gdzieś razem. Ostatnio, niestety, robimy to coraz rzadziej... Nawet do kościoła chodzimy oddzielnie.
Zrobiło mi się smutno, że Zenon tak nagle wyszedł. W kiepskim humorze wzięłam się do przygotowywania obiadu. Siekałam kapustę, obierałam ziemniaki i układałam sobie w głowie, co powiem mężowi, gdy wróci: „Ty cholerny gaduło! Dajesz się podpuszczać handlarkom, a one się potem z ciebie śmieją”.
Złość na męża mi przeszła, gdy wrócił do domu.
– Umyj się i odcedź ziemniaki – zakomenderowałam.
Mąż ma więcej siły i jest sprawniejszy ode mnie. Pewne domowe prace wykonuje sam, bo mu łatwiej.

Bardzo potrzebowałam jego akceptacji

– Straszne, co choroba wyprawia z człowiekiem – westchnęłam do siebie, gdy usiadł przy stole.
Spojrzał na mnie zaniepokojony.
– Źle się czujesz? – zapytał, a w jego głosie usłyszałam niekłamaną troskę.
A kto by się czuł dobrze z trzydziestokilogramową nadwagą? – powiedziałam.
– Może powinnaś pójść do lekarza? – zagadnął, wbijając widelec w soczyste mięso.
I znowu humor trochę mi siadł. Przecież doskonale wiedział, że regularnie chodzę do diabetologa.
– Chyba z tobą, bo ponoć strasznie źle wyglądasz. Tak mówiły twoje panie na targu – wyzłośliwiałam się.
Pomruczał coś pod nosem, ale go nie zrozumiałam, bo miał pełne usta. Uwielbiał gotowaną łopatkę z kapustą i kartofelkami.
Zenek, powiedz mi szczerze, czy ty się mnie wstydzisz? – zapytałam wprost, bo ciekawość wprost mnie zżerała.
Zaprzeczył ruchem głowy. Ja jednak drążyłam temat dalej.
– Ty nawet do kościoła ze mną nie chodzisz! – wyrzucałam mu.
Odparł, że w niedziele woli pospać dłużej, a ja zrywam się skoro świt. Dawniej tak nie było. Szliśmy razem, jak Pan Bóg przykazał.
– Ale chodzę z tobą na imieniny do twoich sióstr – zauważył.
– Lecisz pięć kroków przede mną, a ja ledwo nadążam – użalałam się nad sobą.
Mąż przełknął kęs mięsa, a po chwili powiedział ugodowo:
– Wiem, co cię tak wkurza, Danusiu. Nie przejmuj się głupim ludzkim gadaniem... Każdego wcześniej czy później wezmą na języki.
– Naprawdę mam się nie przejmować? – zapytałam z przekorą.
Mąż wyjaśnił, kto pierwszy nazwał nas Flipem i Flapem.
To pani Róża spod trzynastki.
– Naprawdę? – nie mogłam uwierzyć własnym uszom. – Nie spodziewałam się, że emerytowana nauczycielka języka polskiego jest zdolna do takiej złośliwości.
– Nie przejmuj się tym babskiem, kochanie. – Mąż wstał od stołu i mocno mnie przytulił.
Obiecaj, że będziemy wszędzie chodzić razem, jak dawniej – poprosiłam go, z trudem powstrzymując łzy.
Pocałował mnie w usta. Bardzo potrzebowałam jego akceptacji, pomimo choroby, która tak bardzo mnie fizycznie zmieniła. Nazajutrz poszłam do diabetologa i wylałam swoje żale. Lekarz zaproponował dietę, która z czasem zredukuje masę mojego ciała. Do tej pory z dietą byłam raczej na bakier. Nic dziwnego, że tyłam na potęgę. Teraz jednak zmobilizowałam się. „Chcę być znowu piękna dla męża i nie słyszeć przezwisk za plecami”, postanowiłam sobie solennie.

Postanowiłam odgryźć się sąsiadce

Kilka dni później na osiedlowym targu spotkaliśmy panią Różę. Gdy ją mijaliśmy, musiała powiedzieć o nas coś uszczypliwego, bo pani Krysia uśmiechnęła się pod nosem ironicznie.
– Państwo razem? – zdziwiła się kobieta, bo dawno nas nie widziała.
Oczywiście. Przecież Flip i Flap zawsze chodzili razem, prawda? – Spojrzałam na panią Różę. Poczerwieniała na twarzy, ale nie skomentowała mojej wypowiedzi ani słowem. – Wybiorę dla siebie trochę warzyw, a dla męża proszę dwa kilogramy słoniny na smalec z cebulką – dodałam.
– O! Chce go pani podtuczyć? – uszczypliwie zapytała pani Róża.
Zenon uciekł wzrokiem, a ja uśmiechnęłam się triumfująco.
– Jest po ciężkiej operacji żołądka. Choćbym nie wiem, jak się starała, nie uda mi się go utuczyć – odparłam. – Ja z kolei mam cukrzycę, więc tyję na potęgę, ale teraz biorę się za siebie. Dodatkowym kilogramom mówię „dość”!
Pani Krysia nie wytrzymała i parsknęła śmiechem. Emerytowana nauczycielka poczuła się zdemaskowana i zamierzała salwować się ucieczką. Ja jednak zastąpiłam jej drogę i powiedziałam:
– Ja się nie obrażam na Flipa i Flapa, ale to jednak byli mężczyźni. Po osobie tak oczytanej spodziewałam się przezwiska, które będzie bardziej do nas pasować.
Handlujące na targu panie zrobiły wielkie oczy i zbaraniały.
Już nigdy nie słyszałam od nich docinków na temat mikrej postury mojego męża. Z kolei pani Róża kłania się nam już z daleka. Mąż chodzi ze mną na długie spacery. Dzięki temu już trochę schudłam.
– Jeszcze kiedyś wrócę do swojej wagi, ale to potrwa – zapewniam.
– Nic się nie martw, kochanie, jeszcze będziesz kruszynką.
– Ja i kruszynka?! Dobre sobie!
Najważniejsze, że jesteśmy razem – szepcze mi do ucha i zagląda głęboko w oczy. Miłe uczucie, mówię wam!

Czytaj więcej